Выбрать главу

Tymczasem pojechał do wydziału dokumentacji i poprosił o taśmę z nagraniem anonimowego informatora. Odsłuchał ją na magnetofonie kilka razy, aby dobrze zapamiętać głos, co zresztą nie było specjalnie trudne, jako że człowiek, który telefonował pod 911, posługiwał się łamaną angielszczyzną, wtrącał wiele hiszpańskich słów.

Z komisariatu pojechał pod dom Gossa. Sprawdził nazwiska na skrzynkach pocztowych. Siedemnaście wyglądało na latynoskie i te spisał sobie na kartce. Następnie w książce telefonicznej, w automacie na rogu ulicy, wyszukał numery telefonów. Wrócił do auta i zaczął wydzwaniać z aparatu komórkowego. Przedstawiał się jako ankieter z radia, badający opinie na temat polityki imigracyjnej Stanów Zjednoczonych, albo jako agent handlowy, a czasami udawał wręcz, że po prostu pomylił numer. Chodziło mu tylko o to, aby osoba, do której dzwonił, wypowiedziała kilka zdań. Liczył, że w ten sposób uda się zidentyfikować autora anonimowego zawiadomienia.

Pod kilkoma numerami nikt nie odpowiadał. Jeden telefon był wyłączony, a spośród osób, do których się dodzwonił, żadna nie miała głosu podobnego do głosu z taśmy. Stracił dobre pół godziny, niczego nie zyskał. A niech to diabli!

Siedząc w mustangu przed domem Gossa, patrzył na ostatnie promienie zachodzącego słońca, igrające po szybach, i zastanawiał się, czy nie jest za późno.

28

Rankiem następnego dnia, a więc we czwartek, Jack i Manny przygotowywali się do spotkania z pierwszym potencjalnym świadkiem obrony – Gina Terisi, która mogła potwierdzić alibi Jacka.

On sam podchodził do tego bez emocji, obojętnie, nadal bowiem uważał, że najlepszą linią obrony będzie raczej wykazanie, iż padł ofiarą spisku, że wszystko zostało ukartowane, aby zrzucić winę na niego. Umawiał więc Ginę bez przekonania, a teraz, gdy lada moment miała się zjawić, zastanawiał się, czy w ogóle nie odwołać spotkania. Manny nalegał.

– Nie bądź śmieszny – perorował zza biurka – bo nawet jeśli w tej twojej teorii o spisku i ukartowaniu sprawy coś jest, jeśli przyjąć, że byłaby to dobra strategia obrony, i nawet jeśli moi ludzie znajdą coś na Dresslera, to jednak rzecz jest niezwykle trudna do udowodnienia. Nie ma lepszego dowodu niewinności niż alibi, już choćby tylko dlatego, że nikt, niezależnie od tego, czy go w coś wrabiają, czy nie, nie może być jednocześnie w dwóch różnych miejscach.

– To prawda.

– Rozumiem twoje opory w związku z Gina, bo oczywiście głupio się poczujesz, kiedy brukowe dzienniki wyciągną, że alibi polega na tym, iż w decydującym momencie zbawiałeś się w łóżku z najlepszą przyjaciółką swojej dziewczyny. Ale gorzej będzie, jeśli ława przysięgłych wyda wyrok skazujący za morderstwo z premedytacją. A więc – sięgnął po telefon – nie każmy pani Terisi czekać, zgoda?

Jack westchnął głęboko. Z wielu różnych przyczyn wolałby uniknąć udziału Giny w sprawie, ale było już za późno.

– Zgoda, zobaczmy, co ona powie.

– Shelley, poproś panią Terisi – polecił Manny sekretarce. W sekundę później otworzyły się drzwi, sekretarka wprowadziła Ginę. Adwokat uprzejmie wstał na powitanie, Jack też, choć bez specjalnego entuzjazmu.

– Witamy, witamy – mówił Manny z błyskiem w oku. Twarz mu pojaśniała, jak prawie wszystkim mężczyznom na widok Giny Terisi. Miała na sobie suknię w kolorze głębokiego błękitu, dość obcisłą, aby podkreślała zgrabną sylwetkę. Brązowe włosy spięła pod czarnym kapeluszem z wielkim rondem, w uszach lśniły trzy diamentowe kolczyki, jeden w prawym, dwa w lewym uchu. Razem ze trzy karaty – ocenił Jack. Bez wątpienia pamiątka po którymś z wielbicieli.

– Miło cię widzieć, Jack – Gina zmusiła się do uśmiechu.

Skinął tylko głową, natomiast adwokat pośpieszył zza biurka. – Proszę, niech pani siada – gestem pełnym galanterii podsunął jej fotel, na którym jeszcze przed chwilą siedział jego klient.

– Dziękuję, jest pan bardzo miły – Gina promieniała. Jack przeniósł się na kanapę pod okno, a Manny wrócił za biurko. Dziewczyna wystudiowanym ruchem założyła nogę na nogę, jakby wznosiła mur między sobą a dwoma prawnikami.

– Może kawy? – zaproponował adwokat.

Nie zareagowała. Pilnie studiowała własne odbicie w szklanym blacie stolika obok fotela. Uznała, że makijaż wymaga korekty, i uzupełniła ledwie widoczny brak szminki na pełnych wargach, czemu Manny przyglądał się w niemym zachwycie.

– Nie, dziękuję – odparła wreszcie. – A poza tym nie zabawię długo, zapewniam panów.

– Co pani chce przez to powiedzieć? – spytał Manny.

– Tylko tyle, że gdy Jack zadzwonił, to – owszem – zgodziłam się poświadczyć jego alibi, ale jest parę spraw, które chciałabym ustalić, zanim ostatecznie się zdecyduję.

– Ależ oczywiście, rozumiem – pośpieszył Manny z odpowiedzią. – Zrobimy wszystko, żeby rozwiać pani wątpliwości.

– Skoro tak – lekko zmarszczyła brwi, jakby chciała podkreślić wagę sprawy – to proszę mi powiedzieć, o której dokładnie godzinie doszło do zabójstwa Eddy'ego Gossa.

– A po co ci to? – wtrącił Jack.

– Nieważne – Gina nawet nie spojrzała na Jacka. – No więc? – pytanie wyraźnie zaadresowała do Manny'ego. Adwokat poprawił się na fotelu. Też był ciekaw, o co jej naprawdę chodzi.

– No cóż, nie znamy dokładnej godziny, ale wedle wstępnych ustaleń lekarzy musiało to nastąpić po czwartej rano. Wskazuje na to fakt, że krew jeszcze nie skrzepła, gdy policja przybyła na miejsce zdarzenia.

– A więc nie przed czwartą? – upewniła się.

– Jeśli dać wiarę lekarzom. Jedno jest pewne, śmierć nastąpiła natychmiast.

– To właśnie chciałam wiedzieć – odpowiedź wyraźnie ją usatysfakcjonowała. – Nie będę zeznawać w twojej sprawie – zwróciła się do Jacka – nie mogę i nie mam zamiaru.

Jack zmartwiał zaskoczony. Manny spojrzał na niego, też wielce zdziwiony.

– A dlaczego? – spytał.

– Czas zabójstwa wszystko zmienia. Jeśli Gossa zastrzelono, jak powiadacie, po czwartej, to alibi, jakie ja mogę dać Jackowi, nie ma znaczenia. Owszem, moje ewentualne zeznanie może wyjaśnić, skąd się wzięły jego zadrapania – uśmiechnęła się nieco dwuznacznie – ale niewiele więcej. Nie mogę zaświadczyć, że w czasie morderstwa był gdzie indziej.

– Ale przecież spaliście ze sobą – wtrącił Manny rzeczowo.

– Nie spaliśmy – odpowiedziała tym samym tonem. – Pieprzyliśmy się – specjalnie chyba użyła tego słowa – i nie było mowy o spaniu, a co ważniejsze, nie spędziliśmy ze sobą całej nocy. Jack wyszedł ode mnie przed trzecią. Jestem tego pewna.

Manny spojrzał na Jacka, ten jednak unikał jego wzroku. Gina wstała z miejsca, szykując się do wyjścia.

– Przykro mi, chłopcy. Nie mam najmniejszego zamiaru obwieszczać całemu światu, że poszłam do łóżka z chłopakiem mojej najlepszej przyjaciółki, zwłaszcza że prawda nie miałaby żadnego znaczenia dla sprawy.

– Zdaje sobie pani sprawę, że możemy panią wezwać do sądu? – Manny pochylił się w jej stronę. Mówił z naciskiem, ale nie chciał, aby zabrzmiało to jak groźba. – A wtedy będzie pani musiała złożyć zeznania.

– Owszem, możecie mnie wezwać, ale jeśli nie zechcę, nikt mnie nie zmusi, abym zaświadczyła, że Jack był ze mną.

Miała rację i Manny doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Spróbował więc inaczej.

– Ale chyba zależy pani, żeby mu pomóc?

– Otóż to. Wcale mi nie zależy. Żegnam panów – zakończyła zimno i wyszła.