Выбрать главу

– Był pan policjantem, gubernatorze, więc nie muszę chyba przypominać o przysługującym panu prawie do odmowy zeznań i prawie do adwokata.

Gubernator pokiwał głową w zamyśleniu. Powiedział tylko „dziękuję" i „dobranoc".

34

Z dworca autobusowego Jack wziął taksówkę. Do domu dotarł tuż przed dziewiątą, ciągle jeszcze zszokowany tym, co się stało, ale już nieco spokojniejszy. Był piątek i zanim nadejdzie poniedziałek (który zapewne okaże się najgorszym dniem w jego życiu, bo tego dnia przed sądem stanie pierwszy świadek oskarżenia), muszą upłynąć jeszcze pełne dwa dni.

Zmęczonym krokiem wspiął się po schodach na ganek, sięgnął po klucz, ale w tej chwili w drzwiach stanęła Cindy, cała w uśmiechach.

– Czy ma pan rezerwację? – zażartowała.

– Słucham? – nie był skory do żartów.

– A, nie szkodzi – ciągnęła tym samym tonem – znajdzie się jakieś miejsce, tylko proszę nie wybrzydzać na menu.

Wyglądała wspaniale w krótkiej czarnej spódniczce i kwiecistej bluzeczce. Roztaczała wokół delikatną woń perfum, a z kuchni dolatywał równie kuszący aromat jedzenia. Na stole w jadalni paliły się świece.

No właśnie, pomyślał Jack z wdzięcznością, dołożyła starań, aby pomóc mi się odprężyć po całym dniu w sądzie. Zrobiła się na bóstwo, przygotowała kolację.

Tymczasem gdy wszedł do jasno oświetlonego pokoju, Cindy zauważyła siniaki i pobrudzone ubranie.

– Co się stało? – przeraziła się.

– Spotkałem go! – wypalił Jack. – Faceta, który mnie prześladuje.

Zmartwiała, w oczach miała lęk.

– Co? – Nie czekając na odpowiedź, wzięła go pod rękę i zaprowadziła do salonu. Pod lampą raz jeszcze obejrzała ślady walki. – Na szczęście nic poważnego, ale mów, na Boga: co się stało?!

Usiadła przy nim i wysłuchała całej historii. Opowiedział wszystko, począwszy od nocy, kiedy dokonano zabójstwa na Gossie: o tym, jak łomotał do drzwi, jak ktoś wychylił się w głębi korytarza i miał za złe nocne hałasy i jak rozpoznał tego właśnie człowieka w sądzie, jak pojechał do domu Gossa, i wreszcie o napadzie na dworcu autobusowym.

Zdobył się nawet na to, żeby jej opowiedzieć o wydarzeniach poprzedzających egzekucję Raula Fernandeza, a zwłaszcza o tym, że nie udało mu się wtedy przekonać ojca, aby wstrzymał wykonanie wyroku.

Gdy skończył, Cindy miała wrażenie, jakby wreszcie go poznała.

– Cieszę się – powiedziała – cieszę się, że wreszcie wiem, co zaszło między tobą a ojcem. Ale ten dzisiejszy napad… tego nie pojmuję.

– Potwierdza jedno – wyjaśnił spokojnie – że to nie Eddy Goss mnie prześladował, a ponadto ten człowiek, napastnik, chce mnie wrobić. To on zabił Gossa i uczynił wszystko, żeby podejrzenie spadło na mnie. Sam chce wymierzyć mi sprawiedliwość za śmierć Raula Fernandeza. On był niewinny, więc ja jestem jego mordercą. On chce, żebym poniósł śmierć, jak Raul, za zbrodnię, której nie popełniłem.

– Ależ to absurd! I dlaczego właśnie ty? Przecież zabiegałeś u ojca, aby wstrzymał egzekucję, jeśli więc ten szaleniec szuka zemsty za śmierć Fernandeza, to dlaczego wybrał ciebie, a nie ojca?

– Tego nie wiem – Jack pokiwał głową – po prostu nie wiem, jak funkcjonuje jego szalony umysł.

– A jakim motywem się kieruje? Mogę zrozumieć, że chce cię ukarać za śmierć Fernandeza, ale dlaczego, co go łączyło z nim? Na czym polegał ten związek?

– Tego też nie wiem – westchnął Jack.

– Ach, Jack – przytuliła się do niego – dlaczego on tak cię nienawidzi? Boję się, przeraża mnie. Drażni cię, męczy, bawi się z tobą, jakby to była gra.

Jack kiwnął głową na znak, że podziela pogląd Cindy. Spojrzał jej głęboko w oczy i powtórzył to, co już raz powiedział kilka tygodni temu.

– Naprawdę uważam, że powinnaś wyjechać z Miami. Ten człowiek groził mi dziś nożem, a ja mimo to nie mogę zwrócić się do policji. Zadzwonię oczywiście do Manny'ego, ale jestem pewien, że też mi odradzi. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Nie wolno dać prokuratorowi żadnych podstaw do skonstruowania rzekomego motywu zabójstwa Eddy'ego Gossa.

Dalszy wywód przerwało pukanie do drzwi.

– Zaprosiłaś jeszcze kogoś na kolację?

– Ależ nie.

Pukanie nie ustawało.

– No cóż, zobaczmy, kto to jest.

– A jeśli to on?

– Wiem już, jak wygląda, więc najpierw sprawdzę – Jack ruszył do drzwi. Tymczasem po raz trzeci ktoś zaczął się dobijać. Jack zapalił światło na ganku, wyjrzał przez wizjer. Nieproszony gość stał pod drzwiami ze znudzoną miną. Miał na sobie uniform funkcjonariusza policji miejskiej: beżową koszulę z naramiennikami, brązowe spodnie bryczesy, długie czarne buty, koalicyjkę, wielki rewolwer z perłową rękojeścią przy boku i oczywiście błyszczącą odznakę zastępcy szeryfa. Jack otworzył drzwi.

– Dobry wieczór – przywitał się uprzejmie, choć obojętnym tonem, policjant – szukam panny Cindy Paige.

Jacka coś ścisnęło za gardło, żałował, że otworzył drzwi.

– To ja – odezwała się Cindy zza pleców Jacka.

– To dla pani – policjant podał urzędowe pismo.

Jack wziął je do ręki.

– Co to jest? – spytała Cindy.

– Wezwanie – odparł Jack.

– Wezwanie do sądu – dodał policjant.

– Nie rozumiem.

– Ma pani stawić się w sądzie w poniedziałek o dziewiątej rano. Jest pani pierwszym świadkiem oskarżenia w sprawie przeciwko Jackowi Swyteckowi.

– Oskarżenia?

– Ani słowa więcej – przerwał Jack i zamknął drzwi przed nosem policjanta.

– Nie mogę w to uwierzyć – łzy napłynęły jej do oczu – mam być świadkiem oskarżenia, i to pierwszym? Czego oni ode mnie chcą, dlaczego?

– Może dlatego, że jesteś prawdomówna. Prokurator pewnie liczy, że uda mu się wydobyć z ciebie coś, co będzie świadczyć przeciwko mnie.

– Nigdy! – przytuliła się do niego. Przez zapach perfum zaczęła przebijać z kuchni woń przypalającego się jedzenia.

35

W sali sądowej napięcie sięgało zenitu, gdy w poniedziałek rano bohaterowie dramatu „Swyteck – sprawa o zabójstwo" szykowali się do odegrania pierwszego aktu. Wedle prawideł sztuki w tym akcie najpierw prokurator przedstawia swoją wersję wydarzeń i dokonuje bezlitosnej wiwisekcji ponurych cech charakteru i okrutnych czynów podsądnego. Następnie obrońca próbuje zneutralizować skutki prokuratorskiego prania mózgów przysięgłych i publiczności. Fakt, że przysięgli poddawani takim zabiegom potrafią mimo wszystko wydać sprawiedliwy werdykt, jest sam w sobie zadziwiający. Powiada się, że to najlepszy system wymiaru sprawiedliwości na całym świecie, co wszakże stanowi niewielką pociechę dla niewinnego człowieka, któremu grozi kara śmierci.

– Proszę wezwać pierwszego świadka, panie McCue – poleciła sędzia.

– Oskarżenie wzywa Cindy Paige – obwieścił prokurator.

A więc to nie był blef. Jack poczuł ucisk w sercu.

Morze głów w zgodnym rytmie obróciło się ku wielkim drzwiom z tyłu sali. Cindy wyglądała na zdenerwowaną, ale tylko Jack orientował się, jak bardzo, bo on jeden wiedział, co oznaczają nieznacznie ściągnięte usta, lekko usztywniony krok i zaciśnięte dłonie.

Ubrana była w beżowy kostium i pastelową, błękitną bluzkę. „Masz wyglądać ładnie, ale skromnie" – zalecał Manny, gdy rozmawiali wczoraj wieczorem, i Cindy dołożyła starań, by sprostać temu zadaniu.

– … i przysięga pani mówić prawdę, całą prawdę… – woźny sądowy wypowiadał rotę ślubowania, gdy Cindy podniosła prawą rękę. Lekko drżała, co Jackowi wydało się niezrozumiałe, bo nigdy chyba przed sądem nie stawała osoba bardziej prawdomówna od niej.