Выбрать главу

– Sprzeciw! – zawołał McCue.

– Uznaję.

– To nie pan odnalazł ów tłumik? – ciągnął obrońca, jak w transie.

– Nie, nie ja.

– Przekazała go panu pewna policjantka…?

– Tak jest.

– … która z kolei otrzymała ów przedmiot od właściciela Kaiser Auto Repair – warsztatu, gdzie naprawiano składany dach w wozie pana Swytecka?

– Tak jest.

– A ów właściciel otrzymał tłumik od jednego ze swoich mechaników?

– Tak – detektyw zmrużył oczy, wietrząc niebezpieczeństwo.

– Chyba nikogo nie pominąłem, prawda?

– Nikogo – burknął policjant ze złością.

– Jest pan pewien? – spytał adwokat ostrym tonem. – Czy mam rozumieć, że wystawił pan posterunek przy aucie oskarżonego w czasie, gdy dokonywano naprawy w warsztacie?

– Nie, nie wystawiłem.

– Co oznacza – konkludował Manny, przechadzając się przed ławą przysięgłych – że w tym czasie dziesiątki obcych ludzi miało dostęp do jego samochodu.

– Tego nie wiem.

– Otóż to, nie wie pan! – podkreślił Manny, jakby spodziewał się takiej właśnie odpowiedzi – czyli ma pan podstawy do uzasadnionych wątpliwości.

– Sprzeciw! – wykrzyknął McCue.

– Oddalam – oznajmiła pani sędzia.

– Mówię tylko, że nie wiem, kto miał dostęp do samochodu – warknął Stafford.

– A czy może pan wykluczyć, detektywie, że ów tłumik mógł zostać przez kogoś podrzucony, na przykład przez mechanika lub przypadkowego klienta?

– Sprzeciw! – zawołał McCue. – Obrona dopuszcza się spekulacji!

– Sformułuję to inaczej – rzekł adwokat nie zrażony. Podszedł bliżej do policjanta, jakby szykował się do zadania śmiertelnego ciosu. – Dysponuje pan zapewne tłumikiem do swojego pistoletu kaliber trzydzieści osiem?

– Sprzeciw! – znów wykrzyknął McCue. – Wysoki Sądzie, obrońca obraża świadka. Jak można sugerować, że detektyw Stafford…

– Oddalam sprzeciw – nieraz w swojej karierze pani Tate widywała, jak zręczny obrońca magluje gliniarza – niech świadek odpowie na pytanie. – W sali zaległa cisza, wszyscy w napięciu czekali na odpowiedź.

– Tak, mam tłumik.

Manny pokiwał znacząco głową i znów odczekał chwilę, aby przysięgli dobrze zapamiętali odpowiedź. Udał, że wraca na swoje miejsce, ale zatrzymał się w połowie drogi. Uniósł znacząco palec.

– Jeszcze jedno pytanie, jeśli pan pozwoli. – Zbliżył się do świadka. – Kiedy pytałem, kogo wini pan za swoją publiczną klęskę, wskazał pan dwie osoby, Jacka Swytecka i Eddy'ego Gossa, prawda?

– Sprzeciw! – poderwał się McCue. – Świadek już odpowiadał na to pytanie.

– Wycofuję kwestię – rzekł Manny, zerkając porozumiewawczo na przysięgłych. – Rzeczywiście słyszeliśmy już odpowiedź. Nie mam więcej pytań. Dziękuję.

– Świadek jest wolny – oznajmiła sędzia.

Policjant nie ruszał się z miejsca, jakby go wmurowało. Siedział z niewyraźną miną. Szykował się na ten dzień, pieścił w sobie marzenie o zemście, o tym, jak wreszcie odpłaci Jackowi Swyteckowi – adwokatowi, który go poniżył. On, Stafford, miał być tym, co się śmieje ostatni, a znów wyszedł na głupca i znów za sprawą prawnika, a co gorsza – nie tylko przedstawiono go jako glinę, który fuszeruje śledztwo, ale jeszcze jako nieudacznika, który usiłuje naginać fakty. Tego już za wiele! Nie może tego tak zostawić.

– To nic nie znaczy! – wrzasnął do Manny'ego, jakby nikogo więcej nie było w sali.

– Świadek jest wolny – powtórzyła sędzia z naciskiem.

– To nie mój tłumik był na broni, z której zabito Gossa – dokończył ze złością.

– Sąd ostrzega świadka – próbowała opanować sytuację pani Tate, ale policjant był głuchy na wszystko.

– Na broni był tłumik, który znaleźliśmy w samochodzie Swytecka.

– Spokój! – sędzia uderzyła młotkiem w pulpit.

– To był tłumik Swytecka! – wołał Stafford. – To on zabił Gossa i Ginę Terisi też!

– Wysoki Sądzie – Manny poderwał się z miejsca – Wysoki Sądzie, pragnę złożyć istotny wniosek.

Pani Tate podniosła rękę na znak, że nie udziela obrońcy głosu. Doskonale wiedziała, czego może dotyczyć nagły wniosek. Adwokat zwietrzył okazję, aby domagać się unieważnienia procesu. Gdyby dowody i poszlaki przeciwko Swyteckowi nie były tak ewidentne, pani Tate zapewne zgodziłaby się, ale w tym stanie rzeczy nie zamierzała jednak przekreślać wysiłków oskarżenia tylko dlatego, że jeden ze świadków stracił kontrolę nad sobą i powiedział coś, czego nie powinien mówić.

– Niech pan zachowa swój wniosek dla siebie, panie mecenasie – powiedziała z całą powagą. – Paniom i panom przysięgłym – zwróciła się do ławników – polecam, aby nie brali pod uwagę ostatnich słów wypowiedzianych na tej sali, bo nie stanowią one materiału dowodowego w niniejszej sprawie. I – zgodnie z wcześniejszym pouczeniem – proszę też, aby nie wyciągano żadnych wniosków z faktu, że pani Terisi nie dokończyła zeznań i nie zjawiła się w sądzie.

Jack poczuł ucisk w sercu. Znał procedurę i doskonale zdawał sobie sprawę z rzeczywistej wartości „pouczeń Wysokiego Sądu". Takie pouczenia mają rzekomo służyć niwelowaniu błędów i gwarantować obiektywny osąd ze strony przysięgłych. Ale… wiadomo – co się stało, to się nie odstanie. Słowa zostały wypowiedziane i zapadły w pamięć. W efekcie cały dzisiejszy wysiłek Manny'ego poszedł na marne, bo przysięgli zapamiętają niemal wyłącznie to, co sąd każe im zapomnieć.

– Co się zaś pana tyczy, panie prokuratorze – ciągnęła sędzia z przyganą w głosie – obciążam pana odpowiedzialnością za zachowanie świadka oskarżenia i wymierzam karę grzywny wysokości pięciuset dolarów. Pan, detektywie – zwróciła się z kolei do Stafforda – jako doświadczony policjant powinien wiedzieć, jak się zachować w sądzie. Niech pan spędzi noc w areszcie i przemyśli sprawę. Następnym razem – ostrzegła mierząc w Stafforda trzonkiem młotka – sąd potraktuje pana znacznie bardziej surowo. Woźny, wyprowadzić świadka!

Woźny podszedł do policjanta, aby eskortować go do wyjścia. Stafford tymczasem wcale się nie speszył, przeciwnie – patrzył na Jacka z poczuciem wyższości. Jack odwrócił się, ale policjant postanowił dopiąć swego. Zatrzymał się przy stoliku obrony, wsparł dłonie na blacie i wbijając wzrok w Jacka syknął: „Przygotuję ci miejsce na cmentarzu, Swyteck!"

– Świadek ma natychmiast opuścić salę – rozległ się głos sędzi, choć tylko Jack i woźny usłyszeli ostatnią uwagę Stafforda.

Jack nie zareagował ani słowem, popatrzył tylko na detektywa, ten zaś zaśmiał się szyderczo i popychany przez woźnego wyszedł z sali rozpraw.

– Czy oskarżenie chce wezwać innych świadków? – pani Tate wznowiła procedurę.

McCue wstał wolno z miejsca, gestem wyrażającym absolutną pewność siebie zatknął palce za klapy marynarki.

– Nie, Wysoki Sądzie – rzekł z wystudiowanym akcentem południowca – oskarżenie nie powołuje już więcej świadków.

– Rozumiem – skwitowała sędzia – wznowimy rozprawę jutro punktualnie o dziewiątej. Panie Cardenal – zwróciła się do Manny'ego – jeśli zamierza pan przedstawić ewentualnych świadków obrony, to proszę, a jeśli nie, to przystąpimy od razu do końcowych wystąpień stron. Ogłaszam przerwę w rozprawie – uderzyła młotkiem w pulpit na znak, że zamyka posiedzenie.

Wszyscy wstali, nim jeszcze woźny zdołał wypowiedzieć stosowną formułę, i czekali w milczeniu, aż wyjdą przysięgli. Jack ze swym obrońcą spojrzeli po sobie. Obaj doskonale zrozumieli końcową uwagę przewodniczącej sądu o świadkach obrony i obaj wiedzieli, że nie ma co sobie robić zbyt wielkich nadziei.