Выбрать главу

Prokurator poczerwieniał ze złości. Czuł, że sprawa wymyka mu się z rąk. Argumentacja obrońcy była zręczna.

– Ależ Wysoki Sądzie… – wyjąkał.

– Oddalam wniosek – zbyła go sędzia. – Panie Cardenal, proszę powtórzyć pytanie do świadka.

Manny skłonił się z szacunkiem i zwrócił się do świadka:

– Moje pytanie, panie gubernatorze, brzmiało, czy jest pan w stanie udowodnić, że istotnie był pan w mieszkaniu Eddy'ego Gossa w noc, kiedy dokonano zabójstwa.

– Tak, miałem wtedy na nogach buty od Wigginsa.

Obrońca podszedł do stołu sędziowskiego, wymachując paroma kartkami papieru.

– Proszę Wysoki Sąd o włączenie do materiałów dowodowych niniejszych wydruków śladów obuwia zabezpieczonych krytycznej nocy na korytarzu przed mieszkaniem denata. Ekspertyza została wykonana w laboratorium policji. Jest to ślad butów, o których mówi świadek.

Sędzia obejrzała dokumenty.

– Czy oskarżenie zgłasza uwagi w tej sprawie?

– Tak, to znaczy, Wysoki Sądzie… składam sprzeciw wobec zeznań świadka w całości…

– Wystarczy – przerwała pani Tate wywód McCue'a – sąd już oddalił sprzeciw. Czy ma pan dalsze pytania, panie mecenasie?

Manny nie odpowiedział od razu. Wiedział, że zeznanie gubernatora zasiało już ziarno wątpliwości, ale sprawa nie była jeszcze przesądzona i los Jacka ciągle wisiał na włosku, więc jego obowiązkiem było drążyć sprawę w interesie klienta, nawet za cenę rzucenia jeszcze poważniejszych podejrzeń na osobę świadka.

– Panie gubernatorze, proszę nam przybliżyć pańską działalność publiczną. Czy zawsze wiązała się ona z polityką?

McCue nadstawił uszu, nie pojmował, do czego zmierza przeciwnik.

– No cóż – uśmiechnął się Harry – moja matka powiadała, że od urodzenia zajmowałem się wyłącznie polityką – kilka osób na widowni zachichotało – ale to nieprawda. Najpierw służyłem w policji. Dziesięć lat – dokończył z dumą.

– I ciągle jeszcze posiada pan mundur?

– Owszem – przyznał gubernator bez wahania.

– Nie mam więcej pytań – oznajmił obrońca, przekrzykując gwar, który znów podniósł się na sali.

Jacka ścisnęło coś za gardło. Był wzruszony odwagą i poświęceniem ojca. Zeznania obróciły wniwecz argumentację oskarżenia, ale też przekreśliły wszelkie szansę w wyborach.

– Czy oskarżenie chce przesłuchać świadka? – spytała sędzia.

– Oczywiście, Wysoki Sądzie – McCue poderwał się z miejsca i podążył ku podium. Starał się nie okazywać wrogości, ale też przybrał postawę wyraźnie konfrontacyjną.

– Gubernatorze Swyteck – zaatakował – Jack jest pańskim jedynym synem, jedynym dzieckiem, prawda?

– To prawda – odparł.

– Kocha go pan?

Harry zamilkł nie dlatego, że nie wiedział, co odpowiedzieć, ale dlatego, że od dawna nie wypowiadał słów, jakich teraz przyjdzie mu użyć.

– Tak – odparł patrząc na Jacka – kocham mojego syna.

– A więc kocha go pan – naciskał oskarżyciel – i jak rozumiem, w imię tego uczucia nie cofnąłby się pan nawet przed kłamstwem, aby uratować go przed krzesłem elektrycznym?

Brzemienna cisza zaległa na sali. Gubernator pochylił się nieco do przodu, zmrużył oczy i widać było, że to, co mówi, płynie z głębi serca.

– Panie McCue – rzekł cicho, ale tonem tak zdecydowanym, że prokuratora przeszły ciarki – jednego na pewno nauczyłem mojego syna, że każdy odpowiada za swoje czyny, i kiedyś Jack mi to przypomniał – zerknął na stół obrony. – Mój syn nie zabił Eddy'ego Gossa – powiedział dobitnie, patrząc z kolei w oczy przysięgłym – Jack Swyteck jest niewinny, taka jest prawda i dlatego zjawiłem się tu, przed wami.

– Skoro tak – ciągnął oskarżyciel z wyraźną złością – skoro przybył pan tu, aby dać świadectwo prawdzie, to niech sąd usłyszy całą prawdę. Czy chce pan nam powiedzieć, że to pan zabił Eddy'ego Gossa?

Gubernator nadal pilnie wpatrywał się w przysięgłych.

– Nie przybyłem tu, aby mówić o sobie, lecz aby oświadczyć, że Jack nie zabił Eddy'ego Gossa, bo wiem, że tego nie uczynił.

– Zapewne nie usłyszał pan pytania – przerwał McCue tubalnym głosem – więc powtórzę: czy to pan zabił Eddy'ego Gossa? Tak czy nie?

– To nie jest proces przeciwko mnie, panie McCue, ale przeciwko mojemu synowi.

Prokurator zamachał rękami, wyraźnie wściekły.

– Wysoki Sądzie, żądam pouczenia świadka, że jego obowiązkiem jest odpowiadać na pytania.

Pani Tate pochyliła się w stronę Harolda Swytecka.

– Z całym szacunkiem, panie gubernatorze, zwracam panu uwagę, że musi pan odpowiedzieć na pytanie. Mam jednocześnie obowiązek uprzedzić pana, że może pan skorzystać z prawa do odmowy zeznań na podstawie przepisu piątej poprawki do Konstytucji Stanów Zjednoczonych, która stanowi, że można odmówić zeznań, jeśli obciążałyby one zeznającego. Ma pan więc trzy możliwości do wyboru – odpowiedzieć: tak, odpowiedzieć: nie, bądź skorzystać z przysługującemu panu prawa. Pytanie brzmi: czy zabił pan Eddy'ego Gossa?

Czas jakby stanął w miejscu. Wszyscy obecni zdawali sobie sprawę, że to najważniejsze pytanie w całym procesie.

Harold Swyteck siedział wyprostowany, spokojny i nad podziw opanowany, jak na człowieka, który stoi w obliczu decyzji o śmierci lub życiu. Jeśli odpowie „tak", to skłamie i wyprowadzą go stąd w kajdanach. Odpowiedź „nie" byłaby zgodna z prawdą, ale jednocześnie oddaliłby podejrzenia wobec siebie, a przez to zmniejszyłby szansę Jacka na uwolnienie od winy i kary. Z kolei odwołanie się do praw wynikających z piątej poprawki do konstytucji też miało poważne konsekwencje. Po pierwsze oznaczało nieodwołalny kres kariery politycznej, po wtóre groziło postawieniem go w stan oskarżenia za zabójstwo Eddy'ego Gossa. Z drugiej jednak strony stanowiło gwarancję uniewinnienia Jacka, a w tej chwili to chciał uzyskać. Wybór był więc oczywisty.

– Odmawiam odpowiedzi na pytanie – oznajmił – na tej podstawie, że mogłaby ona świadczyć przeciwko mnie!

Sala eksplodowała, jak od uderzenia bomby.

– Cisza! – sędzia energicznie zastukała młotkiem. Prokurator wpatrywał się w świadka, ale już bez ognia w oczach. Wiedział, że sprawa jest skończona.

– W tej sytuacji – rzekł – oskarżenie nie ma więcej pytań.

– Świadek jest wolny – oznajmiła sędzia.

Gubernator wstał, spojrzał na przysięgłych, przeniósł wzrok na syna. Nie był pewien, co wyrażał wzrok ławników, nie miał natomiast wątpliwości, że w oczach Jacka dostrzegł to, czego zawsze pragnął, to zaś dało mu dość siły, aby przejść z dumnie podniesioną głową przez całą salę, od podium dla świadków do wyjścia – najdłuższe sześćdziesiąt metrów w całym jego życiu.

– Czy obrona pragnie jeszcze kogoś wezwać? – sędzia wróciła do procedury.

Manny wstał wolno, czując pokusę, jaka zwykle rodzi się u wszystkich obrońców na pewnym etapie postępowania procesowego, aby na fotelu dla świadków posadzić oskarżonego. Ale zeznania Giny Terisi nie pozostawiały właściwie żadnego wyboru, a co ważniejsze – gubernator w istocie załatwił całą sprawę.

– Nie, Wysoki Sądzie, obrona zakończyła swoje przesłuchania.

– Czy zabierze pan głos, panie McCue? – sędzia zwróciła się do prokuratora.

Oskarżyciel spojrzał na zegarek.

– Pani sędzio, jest prawie pierwsza, zeznania gubernatora zaszokowały chyba wszystkich, także mnie. Nie jestem przygotowany do wygłoszenia polemiki. Wnoszę o ogłoszenie przerwy do jutra rana.

Był to dość niezwyczajny wniosek i sędzia skrzywiła się z niezadowoleniem.