Выбрать главу

– Będziesz mnie golił, szczurze? – wycedził szyderczo przez zęby.

– Nie jesteś taki wielki, jak o tobie gadają… – Głos mutanta zabrzmiał niemalże donośnie. – Łapacz nie dałby się ogłupić, związać i wywieźć gdzie popadnie. Słyszysz, psie?

Idalgo usłyszał. Zbliżały się pozostałe mutanty.

– Gdzie mnie wieziecie, szczurze? – zapytał, podnosząc się z ziemi. Nóż ani na moment nie stracił kontaktu z jego szyją. Mutanty zaśmiały się głośno i oparły mu o brzuch ostrza mieczy.

– Zawleczemy cię tam, gdzie nawet my sramy pod siebie ze strachu – odpowiedział mutant porywacz. – Napatrzysz się na cuda i albo zdechniesz, albo zostaniesz i…

– Durne jesteście, szczury – stwierdził chłodno łapacz. – Mitręgi tyle, że i kamień łatwiej wykuć…

Tym razem pozwolili mu usiąść na koniu i chwycić cugle. Najmłodszy z nich przewiązał jego nogi sznurem pod brzuchem wierzchowca i zarzucił na szyję pętlę, której koniec trzymał w rękach. Do świtu brakowało już niewiele czasu. Mutanty wskoczyły na siodła i ostro pognały konie. Widać było, że granicę z Kreporem wolały przekraczać w nocy. Chmury stały się gęściejsze, wiatr zaczął wiać z większą siłą, a odgłosy z lasu straciły swoje wyraziste brzmienie. Zanosiło się na deszcz.

Idalgo starał się jechać równo, unikając gwałtownych szarpnięć sznura na szyi. Zastanawiał się, co miał na myśli mutant, mówiąc o strachu i cudach. Nagle poczuł lęk. Wydało mu się, że Tantra coś do niego woła, dziecko płacze, a półnagi olbrzym toczy śmiertelną walkę…

Łapacz nie mylił się. Dziecko było w niebezpieczeństwie. Human otworzył oczy, chwycił szablę i natychmiast rzucił się w stronę komnaty Tantry i dziecka. Słyszał alarm i tupot butów biegnących żołnierzy. Widział otwieraną bramę i wyruszający przez nią pościg. Zauważył setki mieszkańców zamku zgromadzonych po wschodniej stronie murów. Kiedy dopadł do drzwi i wbiegł do środka komnaty, zobaczył wślizgującego się przez okno barczystego mutanta z pokiereszowaną w walkach twarzą szczura. Za jego plecami wynurzyły się następne mutanty. Tantra z dzieckiem wtuliła się w róg łóżka i z przerażeniem patrzyła na biegnącego do niej szczura. Zasłoniła dziecko własnym ciałem i wyciągnęła przed siebie rękę z nożem.

Human przeciął mutantowi drogę, w ostatniej chwili podcinając mu nogi. Zanim tamten zdążył wstać, uderzył go na odlew szablą przez plecy. Szczur zapiszczał żałośnie i zaczął konać w konwulsjach. Pozostali jednak nie byli już zaskoczeni. Ośmiu z nich otoczyło półkolem Humana i przygotowywało się do skoku. W zamkowym oknie co chwila pojawiały się kolejne szczury. Human rzucił okiem na drzwi, ale nie zobaczył za nimi żadnego żołnierza. Wszyscy pobiegli na wschodnią stronę zamku.

Mutanty zaatakowały w tej samej chwili. Wszystkie naraz rzuciły się na olbrzyma, zadając pchnięcia. Szabla wykonała niewidzialny taniec i dwa miecze wyfrunęły z dłoni mutantów. Pozostałe nie zauważyły nawet, kiedy Human zsunął się na podłogę i końcem szabli przejechał im po nogach. Odskoczyły z piskiem i wściekłym charczeniem. Prawie natychmiast skoczyły ponownie do przodu i dopiero wtedy olbrzym mógł wmieszać się pomiędzy nich i rozpocząć rzeź. Szczury były doskonale wyszkolone i instynktownie walczyły do końca. Na rękach i nogach Humana pojawiły się pierwsze drobne rany. Cztery mutanty zapłaciły za to życiem, ale pozostałe wciąż nacierały.

– Wychodź! – krzyknął olbrzym, widząc, jak Tantra stoi niezdecydowanie z dzieckiem na ręku. Odgrodził ją od szczurów i umożliwił ucieczkę przez drzwi. Kiedy został sam, zatrzasnął je za sobą, przekręcił klucz i wrzucił go do żaru kominka. Teraz nie miał już odwrotu. W mdłym świetle pochodni widział błyskające miecze i ostre pazury. Zerwał ze ściany starą drewnianą tarczę ze znakami barbarzyńskiej Szybgadii i zaatakował. Mutant, który chciał go przebić sztychem, osunął się z podciętym gardłem. Dwaj pozostali rzucili w niego mieczami, ale w porę zasłonił się tarczą. Wbiły się w nią i smętnie zawodząc, kiwały się z góry na dół.

Human zamachnął się i jeden z uchwytów mieczy trafił w głowę nadbiegającego szczura. W jego skroni pojawiła się głęboka dziura i trysnęła krew. Human zasłaniał się tarczą, szedł pod ścianą i spychał mutanty do okna. Stały się ostrożniejsze. Jeden z nich pokazał pazurem na pochodnie. Po chwili wszystkie wyleciały przez okno i w komnacie zrobiło się ciemno. Gdyby nie dogasający żar z kominka, pomieszczenie zalałaby całkowita czerń. Mutanty zapiszczały radośnie i rzuciły się do przodu. Liczyły na to, że człowiek nie zdoła ich zobaczyć. Kiedy cztery szczury zwaliły się na posadzkę z rozpłatanymi brzuchami, reszta zorientowała się, że olbrzym nie jest zwykłym człowiekiem. Mutanty zatrzymały się i najbardziej barczysty z nich warknął:

– Nie zwiedziesz nas, szczurze… Ludzi może oszkapisz, ale z nami ci nie wyjdzie…

– Obrażasz mnie, nazywając szczurem – syknął Human, opuszczając niby przypadkiem szablę.

– Tylko mutanty widzą w nocy – wtrącił z ponurą miną szczur z odciętymi palcami u lewej dłoni. – Skąd się tu wziąłeś, zdradziecka gnido?

– A gówno ci do tego – burknął Human i jeszcze bardziej opuścił szablę. Zerknął przy tym w okno, obawiając się pojawienia kolejnych napastników.

Ten z odciętymi pazurami zaatakował pierwszy. Skoczył do przodu, mierząc w gardło olbrzyma. Trzej pozostali próbowali trafić w brzuch. Tarcza przyjęła pierwsze uderzenie, miecz ugrzązł w drewnie, po czym zablokował pozostałe sztychy. Human rzucił tarczę w twarz najbliższego mutanta, kucnął i ciął go po pachwinach. Pozostali nadziali się na trzy szybkie młynki, prujące im na strzępy pyski. Kopnięcie odrzuciło ich aż do okna. Siła trafienia była tak wielka, że jeden ze szczurów wypadł z przeraźliwym piskiem na zewnątrz. W tym momencie drzwi do komnaty puściły i w progu ukazali się żołnierze księcia Syriusa. Human oparł się z ulgą o ścianę i spokojnie obserwował atak. W świetle przyniesionych pochodni posadzka wyglądała jak w rzeźni. Po kilku cięciach walka dobiegła końca.

– Dobra robota – pochwalił Humana nowy dowódca żołnierzy Syriusa. Olbrzym poznał go zaledwie dwa dni wcześniej. Zapamiętał tylko, że nosił śmieszne imię – Lalola. Jednak tylko imię miał zabawne. Reszta wyglądała ponuro i groźnie. Zbójeckie rysy i długie, czarne włosy nadawały Laloli wygląd młodego żebraka lub szalonego wędrownego akrobaty.

Human pochylił się nad rannym szczurem i odezwał się, patrząc mu w oczy:

– Skąd wiedzieliście?

– Żebyś zdechł… – syknął szczur.

– Porwali twojego kompana – wtrącił z boku Lalola. – To nas trochę zmyliło…

– Kto was nasłał? – po raz drugi zapytał Human.

– Śmierć wam pisana, a nie podboje – zaskowyczał głośno i jadowicie mutant. – Pora wytłuc tę waszą gadzią rasę i wyrównać krzywdy…

Olbrzym uklęknął na jedno kolano i chwycił szczura za ubranie pod szyją. Powoli uniósł go do góry. Pysk tamtego znalazł się blisko twarzy olbrzyma i prawie natychmiast rozległo się głośne kłapnięcie zębami. Trzask wyłamanych kłów zadźwięczał pod sufitem komnaty. Lalola wysunął klingę spomiędzy zakrwawionych warg szczura i z satysfakcją wytarł ją o jego ubranie.

– Macie, panie, pewne oko – podziękował olbrzym i przysunął mutanta blisko żaru w kominku. – A ty, szczurze, zaczniesz gadać albo ci palenisko w bebechach zmieszczę… Ciąłem cię głęboko, będzie war, oj, będzie war…

Mutant zobaczył, że jedna z dopalających się szczap zbliżyła się do jego krwawiącego brzucha i ze strachu wpadł w drgawki. Lalola zapalił fajkę i przyglądał się poczynaniom olbrzyma. Żołnierze wynosili trupy mutantów, a służba zabrała się za zmywanie posadzki. Kiedy rozżarzony koniec szczapy dotknął rany, szczur wyprostował się i jęknął: