Выбрать главу

– Blanko był zaufanym księcia – wyjaśnił pospiesznie czytacz. – Czy mogę mówić otwarcie, panie?

Książę odwrócił się i dał znak swoim żołnierzom, aby wyszli. Zrobili to bez słowa, chociaż zdarzyło się to po raz pierwszy. Słyszeli od swojego dowódcy, że taki rozkaz może kiedyś paść, ale nigdy nie myśleli o tym poważnie. Od urodzenia wychowywani byli dla księcia i żyli niemalże dosłownie w jego cieniu. Tego wymagało bezpieczeństwo. Tym razem zrozumieli jednak, że wydarzyło się coś wyjątkowego, że ich pan musiał się czuć naprawdę bezpieczny w otoczeniu czytacza i barczystego olbrzyma z szablą. Drzwi od komnaty zamknęły się.

– Mów, czytaczu, mów prawdę mojemu synowi… – powiedział książę i powoli wrócił na swój fotel.

– Kiedyś, bardzo dawno temu, książę był młodzieńcem, który zakochał się w dziewczynie bez rodowodu i bez monet… – zaczął ze wzruszeniem Jag. – Młodość ma swoje prawa… Ukrywali swoją tajemnicę pod groźbą utraty gardła. Ja byłem tym, który uczył młodego księcia wszystkiego, co wiem… Poddałem się, zawiodłem zaufanie jego ojca. W tajemnicy pomagałem młodym spotykać się i cieszyć życiem. Kiedy dziewczyna zaszła w ciążę, nie było odwrotu… Książę musiał to skończyć, inaczej oboje zostaliby rozerwani końmi. Zanim pożegnał dziewczynę, wybłagał na mnie przyrzeczenie, że wymyślę sposób, aby jego syn kiedyś się odnalazł. Ta stara szabla i ten nóż zostały zabrane z pola bitwy w Górach Asty… Obrobiłem je i wyryłem na nich dwa identyczne stygmaty ciemności…

– Ciemności… – powtórzył cicho Human. Stał nieruchomo i wpatrywał się w usta czytacza.

– Tak, chłopcze – potwierdził czytacz. – Zrobiłem to, ponieważ twoja matka nie była czysta…

– Panie – szepnął z lękiem w oczach olbrzym. – Co gadacie?

– Miała we krwi mutanta. – Skrzypnięcie fotela księcia zabrzmiało jak okrutne potwierdzenie prawdy. – Ktoś, gdzieś, kiedyś spłodził mutację, którą nosiła również twoja matka… Piękna i mądra… Kocia mutacja, chłopcze. Jeśli wiesz, co to oznacza, to…

– Mutant ze mnie – stwierdził spokojnie Human. – Blanko miał rację. Kryć mi to kazał i w nocy ślepego udawać. Gadał, żem człowiek, tylko trochę spaprany… Dobry był z niego przyjaciel… A moja matka? Żywa?

– Kiedy cię powiła, Blanko jej pomagał – kontynuował Jag. – Monety dostał od księcia i musiał sobie radzić. Szpiegów nie brak. Ukrywali się w Pandabie, wędrowali przez Lasy Orchy, mieszkali w Lombardii i żyli w osadach nad jeziorami… Blanko opiekował się twoją matką do końca. Miałeś rok, kiedy barbarzyńcy z Szybgadii najechali zameczek na pograniczu Pandabu i krainy karłów. Walka trwała długo. Blanko próbował się z wami przebić, ale zagarnęli was poza murami… Opowiadali mi potem wędrowni żebracy, że jakiś mąż bez znaków i z szablą przebił się przez blisko stu barbarzyńców i z dzieckiem uszedł. Długo jeszcze śpiewali pieśni o nieznajomym, który posiadł sztukę walki jak niewielu znanych mistrzów. Twoja matka padła w największym starciu. Kiedy ostrze topora rozrąbało jej plecy, Blanko chwycił cię pod pachę i przebijał się dalej. Nigdy nie widziałem człowieka, który tak robił szablą albo mieczem. Rodzina to była mistrzów, a on z niej najlepszy…

Human odszedł do okna i ukradkiem otarł łzę. Pamiętał pozorny chłód i obojętność Blanka. Przypominał sobie brak odpowiedzi, kiedy pytał o matkę lub ojca. Stary szermierz skłamał, że znalazł go na trakcie i przygarnął. Dopiero teraz Human zrozumiał, dlaczego to robił. O takiej wierności i oddaniu dla swojego pana słyszał wyłącznie w pieśniach. Blanko poświęcił się wychowaniu syna księcia Syriusa. Zniknął tak, jak należało. Uchronił głowę księcia i chłopca. Kiedy monety skończyły się, nigdy nie poprosił o nowe. Zatrudnił się w wędrownym cyrku i tak spędził swoje życie.

Do drzwi komnaty ktoś zaczął się dobijać. Książę ukrył wzruszenie i głośno zawołał:

– Wejść!

Posłaniec z Kreporu przypominał więźnia, którego po kilku latach wyciągnięto z lochu. Był brudny, pokrwawiony i śmierdział z daleka. Poza tym słaniał się ze zmęczenia. Stanął przed Syriusem na rozedrganych nogach i próbował się pokłonić. Nie zdołał jednak utrzymać równowagi i runął na posadzkę komnaty. Dwaj strażnicy księcia natychmiast podnieśli go i przytrzymali. Żaden z nich nawet się nie skrzywił. Human z trudem zrobił to samo. Smród podartego i gnijącego ubrania rozniósł się po całym pomieszczeniu. Książę skinął ręką, że gotów jest wysłuchać wieści. Pozwolił również wszystkim zostać. Posłaniec zamknął oczy i odtworzył z pamięci treść wiadomości:

– Król ukrywa się w górach. Mutanty idą na księstwo. Uderzenie małych oddziałów przygotowane. Głód, zniszczenia i mordowanie szlachetnie urodzonych. W razie napadu na zamek król zaatakuje tyły szczurów.

Książę dał znak i strażnicy wynieśli zasypiającego im na rękach posłańca. Syrius podszedł do okna i zapatrzył się w dal. Było widno, a powietrze wydawało się wyjątkowo przejrzyste. Na horyzoncie wiły się wstążki dróg, odcinały się ostro kontury gór i olbrzymie połacie lasów. Książę pokiwał głową ze smutkiem i spojrzał na Jaga. Diament w martwym oczodole błysnął w świetle pochodni. Znawca gwiazd odpowiedział podobnym spojrzeniem, po czym oparł Humanowi rękę na ramieniu.

– Mutanty zaatakowały księstwo – odezwał się pewnym głosem.

– Jakże to, panie? Posłaniec… – Olbrzym próbował dać wyraz swojemu niedowierzaniu.

– Dymy widać – wtrącił Syrius. – Szczury zaczęły nas palić. Twój przyjaciel w rękach losu. Nam pora zabrać się do obrony. Zostaniesz czy pojedziesz?

Human nie zastanawiał się nawet nad odpowiedzią. Pokłonił się i ruszył do drzwi. Na progu odwrócił się i uśmiechnął.

– Trza go odbić – powiedział zdecydowanie. – Blanko mawiał, że przyjaciel jest jak krew. Kiedy jej nie ma, życie ulatuje… Wrócimy, panie, wrócimy rychło. Może nawet jaką watahę skrzykniemy po drodze. Byle tylko żyw był…

– Dam ci ze dwóch konnych – zaproponował książę.

– Nie trzeba, panie – odmówił zdecydowanie olbrzym. – Samemu łatwiej się uwinąć…

Na zamkowym korytarzu spotkał Tantrę z dzieckiem na ręku. Dotknęła jego twarzy. Końce jej palców delikatnie przesunęły się po czole, oczach i policzkach. Kobieta była poważna i skupiona. Human miał wrażenie, że wcale go nie zauważa, że robi coś, o czym zwyczajny świat opowiadał tylko w bajkach. Stał spokojnie i pozwolił jej skończyć. Wreszcie cofnęła dłoń i cicho odezwała się:

– Twoja śmierć może się powtórzyć tylko raz… Mój świat zmienia się, powiększa i pokazuje obrazy, które nigdy tutaj nie powstały… Nie wiem, dlaczego, nie wiem, po co… I słowa są jakby nie moje i w środku nie to samo… Pamiętaj, że twoja śmierć może się powtórzyć tylko raz… Mój syn, mój Ryjad, rośnie razem ze mną. Wróć do nas… Barwa twojej szabli też jest inna… Może jego czerwone oczy zapatrzą się w twoją szablę? Czy słyszysz ten obcy głos?

– Pora na mnie – stwierdził lakonicznie Human. – Idalgo ma moje życie, a ja mam jego. Zostań tutaj i chroń się… Wszystko dziś zgłupiało, nawet czas…

– Czekamy na was… – Tym razem Tantra mówiła normalnie. – Ja i mój syn. Może tak właśnie miało być? Sami najlepiej będziecie wiedzieli…

Zamek przygotowywał się do obrony. Mieszkańcy gorączkowo pomagali żołnierzom znosić na mury dodatkowe kamienie, strzały i dzidy. Na dole, na głównym placu zamkowym, rozstawiano olbrzymie kadzie, w których miała się gotować woda. Oficerowie Syriusa rozdawali broń najsilniejszym mężczyznom. Nieliczne kobiety, te, które potrafiły strzelać z łuku, dostawały po kilkadziesiąt strzał i miejsce na murach. Nawet dzieci włączyły się do przygotowań. Mali chłopcy zbierali niewielkie kamyki, upychali nimi kieszenie i przysięgali sobie, że trafią nimi wroga. Human zauważył również, że kilkanaście doskonale wyszkolonych oddziałów konnych zajmowało pozycje z boku obok stajni. Rozpoznał barwy, które pamiętał u Pinta. Na czele konnicy Syriusa stał już ktoś nowy. Barczysty, śniady mężczyzna, z krótko ostrzyżoną brodą i srebrną obrożą na szyi. Human nie wiedział, co to oznaczało, ale przeczuwał, że było to coś wyjątkowego.