Выбрать главу

Przy bramie natknął się na Maquiego, który po dotknięciu dziecka wyzdrowiał i powrócił do dawnej siły. Stary zwiadowca siedział na koniu, poprawiał zapięcia czarnej kurtki i wkładał czapkę z metalowymi ochraniaczami na uszy. Olbrzym nie musiał zgadywać, dlaczego go tutaj spotkał. Skinął tylko głową i to wystarczyło. Maqui wyjechał z nim poza bramę zamku.

– Jest tylko jedna droga – odezwał się Maqui, kiedy znaleźli się w lesie. – Stary trakt…

– Śmierci szukasz? – zdziwił się Human. – Nie znam żadnego, który dał radę tym wykrotom. A sam nie próbowałem, bo…

– Pojedziemy brzegiem – przerwał zwiadowca. – Najwyżej pellegrisi nas dopadną. Na tych mamy miecze i konie. Chyba że na szczury chcesz się wypuścić…

Human nie odezwał się. Spojrzał tak, że Maqui zrozumiał. Natychmiast skręcił konia w stronę traktu. Jechał pomiędzy drzewami z ręką wiszącą wzdłuż ciała i wysoko uniesioną głową. Jego szyja kręciła się bez przerwy we wszystkich kierunkach. Zwiadowca wąchał powietrze, wypatrywał śladów wroga i nasłuchiwał. Olbrzym jechał za nim w znacznej odległości i również starał się wyczuć niebezpieczeństwo. Słońce prażyło bezlitośnie, a brak wiatru jeszcze wzmacniał upał. Gdyby nie gałęzie, obaj już dawno zatrzymaliby się na odpoczynek i poszukali strumienia.

Na granicy z Kreporem natknęli się na oddział zwiadowców. Mutanty poruszały się ostrożnie, starając się nie wejść na trakt. Jeźdźców było ośmiu. Human rozpoznał wśród nich człowieka. Wydawało się, że szczury go słuchały. Poruszał się trochę niemrawo, widać było, że rany ma płótnem owinięte i słabo jeszcze wygojone. Human nie mógł wiedzieć, że Waldo dołączył do mutantów, wkupując się koroną znalezioną przy siodle konia, którego skradł Bathy. Maqui zza drzew obserwował zbliżający się oddział i naciągał kuszę. Dziwił się, że szczury odważyły się zapuścić tak blisko starej drogi. Domyślił się jednak, że mógł to być wpływ człowieka. Handlarz niewolników nawet z daleka wyglądał groźnie. Oddział zatrzymał się w pobliżu kryjówki Maquiego. Waldo podniósł rękę i nakazał szczurom wąchać powietrze. Robiły to zachłannie, tak jakby chciały przypodobać się swojemu zarośniętemu jak zwierzę dowódcy. W powietrzu pozbawionym podmuchu wiatru mutanty zdołały wychwycić zapach zwiadowcy. Kiedy jeden z nich rzucił się z mieczem w stronę drzew, za którymi czaił się Maqui, pozostałe z cienkim piskiem pognały za nim. Na miejscu pozostał tylko Waldo.

Zwiadowca trafił szczura dokładnie w gardło. Kolejna strzała przebiła kurtkę drugiego mutanta. Maqui skręcił konia i rzucił się do ucieczki. Gnał przez krzaki w stronę Humana. Olbrzym cierpliwie czekał, aż zwiadowca zatrzyma obok niego konia, a spomiędzy gęstwy wynurzy się pierwszy z pościgu. Szabla w kolorze palonej pomarańczy zawisła w powietrzu; Human gotował się do cięcia. Szczury, które galopowały jeden za drugim, nie spodziewały się żadnego ataku. Zwycięstwa w Kreporze sprawiły, że straciły czujność. Łeb pierwszego z nich jeszcze nie spadł na ziemię, kiedy dwa następne poleciały w dół. Pozostałe mutanty zauważyły Humana i z wściekłym charczeniem rzuciły się na jego szablę. Maqui zdążył już jednak naciągnąć kuszę i wystrzelić. Ostatni z pozostałych przy życiu szczurów próbował przebić olbrzyma sztychem, ale zanim ostrze doszło do celu, poczuł szarpnięcie i zobaczył swój miecz spadający na ziemię wraz z odciętą dłonią. Ból i przerażenie zlały się w jego mózgu w jedno. Na krótko. Zwiadowca dźgnął go mieczem w brzuch i kopnięciem strącił z konia. Obaj nie przyglądali się swoim ofiarom. Pognali konie, kierując się w stronę pozostałego przy życiu człowieka. Tamten nie uciekał. Stał spokojnie i sprawiał wrażenie kogoś, na kim piski i charczenie umierających szczurów w ogóle nie robią wrażenia. Na widok atakującego Humana wyciągnął miecz i przygotował do walki. Był jednak zbyt powolny, aby złożyć się chociaż do jednego cięcia. Olbrzym bez wysiłku wyłuskał mu z dłoni miecz i ogłuszył uderzeniem rękojeści. Było po wszystkim.

– Czegoś go nie ubił? – zapytał lekko rozdrażniony zwiadowca. – Od razu widać, że zdrajca albo najemny…

– Języka nam trzeba – wyjaśnił spokojnie Human.

Zeskoczył z konia i pochylił się nad nieprzytomnym handlarzem. Tamten zaczynał powoli dochodzić do siebie. Otworzył oczy i próbował wstać. Zakręciło mu się jednak w głowie i opadł na kolana. Na czole miał wielki guz, z którego ściekała krew. Waldo pomacał ranę i dotknął swoich żeber. Był obolały i wściekły. Łypnął krzywo na Humana i splunął pod nogi Maquiego.

– Czego chcecie? – warknął ochrypłym głosem.

– Zawrzyj pysk, kundlu, bo ci go w mrowisko wepchnę – nie wytrzymał zwiadowca. Po śmierci Pinta stał się bardziej drażliwy i widział świat wyłącznie w czarnych lub białych barwach. Teraz robił wszystko, żeby kudłatego barbarzyńcy nie poczęstować sztychem i nie zostawić na pożarcie zwierzętom.

– Sam jesteś kundel – odszczeknął się hardo Waldo.

– Gadaj lepiej, skąd przybywasz… – wtrącił spokojnie olbrzym – Ile wojska i kto prowadzi? Co knują te szczurze ścierwa?

– Cmoknij mnie w rzyć – zaśmiał się ponuro handlarz.

– Może i cmoknę – odparł z nagłym zainteresowaniem Human. – Czas mnie goni, ale chyba cię cmoknę…

Maqui podniósł ze zdziwienia oczy. Ręce olbrzyma chwyciły handlarza za bary, poderwały do góry i z łatwością przytrzymały.

Waldo szarpnął się, ale ból w kościach sprawił, że natychmiast się uspokoił. Human podetknął koniowi pod paszczę pośladki handlarza i rozkazał:

– Ugryź…

Zwierzę szkolone do walki w tłoku zareagowało normalnie. Wielkie końskie zęby trzykrotnie wbiły się w pośladki handlarza. Waldo dopiero teraz zaczął się szarpać. Wył przeraźliwie i próbował bronić się nogami. Kiedy dostał kopniaka w krwawiące pośladki i zwalił się na ziemię, zrozumiał swój błąd. Jęknął cicho i z nienawiścią zacisnął zęby.

– Gadaj teraz – odezwał się Human, poklepując konia po szyi.

– Mutanty idą na starego Syriusa ze wszystkich stron. – Z zajadłą i złośliwą satysfakcją zaczął tłumaczyć Waldo. – Od wschodu, południa i zachodu was duszą… A od północy płyną już łodzie Abotta z Szybgadii… Mało wam? O dzieciaku wiem… Podobno życie wraca i choroby leczy. Nie utrzymacie go, szczury was zagryzą…

– Łapacza szukam – przerwał mu Human. – Idalga ze szponem na skroni…

– Dziewkę byś lepiej wychędożył… – zaśmiał się krzywo handlarz. – Szczury już go pewnie zepsuły. Słyszałem o nim, ale na oczy nie widziałem…

Human skinął głową w milczeniu, wyjął sznur i zarzucił handlarzowi na szyję. Zanim tamten zorientował się, o co chodzi, był już związany i zarzucony na koński grzbiet jak worek. Maqui wyrwał z ziemi kępę trawy i wetknął handlarzowi w gardło. Wiedział, co ma robić, i nie starał się okazywać niezadowolenia. Olbrzym wskoczył na konia i podjechał do zwiadowcy.

– Książę potrzebuje języka – szepnął, pochylając się nad Maquim. – Jeśli szczęścia nie zbraknie, to go znajdę. Pojadę przy trakcie…

Zwiadowca dosiadł konia i pociągnął za sobą wierzchowca ze związanym handlarzem niewolników. Miał przeczucie, że nie powinni się rozstawać. Polubił olbrzyma i wolałby go nie opuszczać. Drogi i lasy zapchane były wrogimi wojskami, a pellegrisi i setki przypadkowych band zagrażali każdemu samotnemu jeźdźcowi. Human odczekał, aż Maqui zniknie w gęstwinie, po czym ostro pognał w stronę Kreporu.