– Co się gapisz? – warknął cicho Jag. – Nie bój się, nie będzie jej źle… Dawno wydobrzała i na pewno tego potrzebuje. Dorośniesz, to zrozumiesz…
Dziecko nawet nie mrugnęło. Patrzyło i to wystarczało, żeby Jag poczuł się nieswojo. Im dłużej usiłował powstrzymać strach, tym bardziej drżały mu ręce i nogi. Czytacz zobaczył nagle siłę, która obserwowała go oczami dziecka. Niezrozumiała, zimna i potężna moc informowała go w ten sposób, że nie ma przed nią tajemnic.
– Ona nic nie czuła. – Z gardła czytacza wydobył się cienki szept. Jak się obudzi, to niczego nie będzie pamiętać… Przecież nie chcesz mojej śmierci, prawda?
Dziecko nie reagowało. Tylko Tantra przekręciła się na bok, odsłaniając kształtne pośladki. Jag podszedł do niej i nie spuszczając oczu z dziecka, przykrył ją miękko wyprawioną skórą. Pogładził ją przy tym opiekuńczo po włosach.
– Widzisz, nic się nie stało… – szepnął i ruszył do ukrytego korytarza.
Mimo że ściana zasunęła się za nim i bez trudu zdołał przejść kilkaset stóp, nadal paliło go spojrzenie chłopca. Teraz, kiedy nasycił swoje żądze, myślał rozważnie i mądrze. Wiedział, że zrobił coś złego. Nigdy wcześniej nie traktował tego w ten sposób. Wiele razy podstępnie dosypywał kobietom środków usypiających do wina i tak samo często korzystał z ich nieświadomych ciał. Tylko on domyślał się, ile dzieci spłodzonych z legalnych związków, ilu arystokratów we wszystkich otaczających księstwo kramach miało w sobie jego krew. Dzięki korytarzom i olbrzymiej zielarskiej wiedzy mógł cieszyć się niedostępnym pięknem zaledwie rozkwitłych dziewcząt i dawać dzieci bezpłodnym królom. Teraz jednak ogarnęło go przerażenie. Tantra należała do świata, którego nie znał. On wtargnął gwałtem w ten świat i prawie natychmiast został skazany. Zrozumiał, że tajemnica pokonania śmierci tkwiła głębiej, niż mógł sobie wymyślić ludzki mózg. Jednak tego, co zrobił, nie mógł już cofnąć. Przeznaczenie układało się poza wszelkimi wizjami. I wcale nie było takie, jak widzieli je przez setki lat czytacze.
17
Tej nocy Waldo zrozumiał, że przebrał miarę. Cierpliwość cesarza wyczerpała się. Ilekroć handlarz podchodził z białą flagą pod mury zamku Syriusa i nagle zawracał, tyle razy w Ycu wzrastała wściekłość. Waldo cierpliwie tłumaczył, że stara się przyzwyczaić ludzi w zamku do swojej misji i przez to uśpić ich czujność. Rozpoznali go i pragnęli jego śmierci. Nie otworzyli bram i nie wysłali po niego konnicy tylko ze względu na białą flagę. Jednak po kilku dniach takich igraszek ich honor mógł nie wytrzymać próby i zniknąć.
Cesarz stracił cierpliwość pierwszy. Zanim Waldo zdążył odejść od ogniska, dwa szczury tygrysie schwytały go pod pachami, uniosły w górę, po czym cesarz osobiście kopnął go z całej siły w krocze. Miał wprawę w tego rodzaju zabawach, ponieważ od lat ćwiczył je na jeńcach. Handlarz zwalił się na ziemię i zaczął gryźć z bólu trawę.
– Posłuchaj, psie. Albo jutro tam wejdziesz, albo twoje jaja zawisną na moim bucie. Potem każę ci je zeżreć… – wymamrotał przez zęby cesarz i oddalił się ze swoimi szczurami do namiotu. Wyrok został wydany.
Waldo od trzech godzin obserwował spod oka drzemiącego w dybach Abotta i przygotowywał się do wyjścia. Czekał na odpowiedni moment. Kiedy księżyc zaszedł za chmury, wysunął się ze swojego legowiska i poczołgał w kierunku namiotu cesarza. W obozie panowała cisza. Mutanty nie piły, nie zadawały się z dziewkami i wzajemnie nie zaczepiały. Trzymane żelazną ręką cesarza, zaskoczone atakiem Kreporu i upartą obroną zamku, zrozumiały własne zagrożenie i przygotowywały do ostatecznej rozprawy. Wciąż wierzyły w zwycięstwo. Dlatego wcześnie kładły się spać i starały maksymalnie wypocząć. Yc osobiście zabił trzy szczury, które zamiast chronić obóz, zajęły się piciem zrabowanego wina.
Waldo odczekał chwilę, po czym poczołgał się w stronę namiotu cesarza. Na tle granatowego nieba i tlących się ognisk widział sylwetki czterech strażników. Wolnym krokiem krążyli wokół namiotu Yca. Nosili metalowe napierśniki i opaski z wizerunkiem paszczy tygrysa na głowach. Ich dłonie cały czas trzymały rękojeści mieczy. Skórzana ściana namiotu nie przepuszczała światła i handlarz nie mógł wiedzieć, czy cesarz śpi, czy też chędoży jakąś dziewkę.
Rosa na trawie szybko wsiąkała w ubranie Walda. Chłód nocy stał się dokuczliwy. Z daleka od strony zamku dolatywały śpiewy i muzyka. Mieszkańcy księstwa zaczynali świętować zwycięstwo. Ręce handlarza zacisnęły się na krótkim nożu. Liczył okrążenia szczurów wokół namiotu i czekał na odpowiedni moment. Nadszedł niespodziewanie prędko. Jeden ze strażników odszedł do ogniska, a pozostali zatrzymali się i sięgnęli po tytoń. Waldo przeczołgał się błyskawicznie do ściany namiotu, rozciął ją i wsunął do środka. Kiedy znalazł się we wnętrzu dusznego, śmierdzącego potem i skórami pomieszczenia, zesztywniał i w napięciu wsłuchiwał się w ciszę. Szczury niczego nie spostrzegły. Podobnie cesarz, który leżał na wznak pośrodku wielkiego legowiska i nierówno pochrapywał. W drewnianym stojaku pod ścianą paliła się mała pochodnia. Na skórach zakrywających ziemię leżały porozrzucane ubrania, miski i książki. Waldo dopiero teraz uświadomił sobie, że Yc był czytaczem. Zresztą wszyscy cesarze mutantów byli czytaczami.
Cesarz przekręcił się na bok i głośno pierdnął. Po chwili w nozdrza handlarza uderzył straszliwy smród. Gdyby nie natychmiastowe wtulenie nosa w skóry, Waldo mógłby zwymiotować. Spod oka przyglądał się odkrytym plecom cesarza. Cielsko szczura pokryte było brodawkami i kleszczami. Nad pośladkami rysował się fragment uciętego w dzieciństwie ogona. Blizna przecinająca łopatkę jaśniała na tle krótkiej sierści. Ślad po walce lub próbie skrytobójstwa, pomyślał handlarz. Uniósł się na nogach i zbliżył do śpiącego.
Przez chwilę bawił się ostrzem noża, po czym nagle klęknął i uderzył rękojeścią w skroń Yca. Mutant nabrał gwałtownie powietrza i zwiotczał. Waldo rozejrzał się i odnalazł wzrokiem sznurowadła do długich żołnierskich butów. Suszyły się na skórach przy wyjściu z namiotu. Wysupłał je i zaczął wiązać bezwładne ręce i nogi cesarza. Robił to beznamiętnie i z wprawą. Kiedy skończył, zarzucił sobie Yca na ramię, przyłożył nóż do jego gardła i wyszedł z namiotu.
Zobaczyli go zaraz po opuszczeniu skóry zasłaniającej wyjście. Pierwszy ze szczurów chciał skoczyć w stronę handlarza, ale zmroził go spokojny głos:
– Pociągnę mu po gardle i zdechnie…
Pozostałe trzy mutanty stanęły blisko Walda i zastanawiały się, co robić. Strach i łomot ich myśli prawie było słychać. Gdyby nie nóż na gardle cesarza, z Walda zostałaby w ciągu kilku sekund jedynie kupa mięsa.
– Dawajcie dwa konie i przynieście Abotta – rozkazał zimno handlarz. – Jeden wasz skok i zrobię z niego ścierwo…
Mutanty nie odezwały się. Jeden z nich pobiegł po konie. Pozostałe tkwiły w bezruchu i patrzyły bystro na handlarza. Nie mogły uwierzyć, że coś takiego im się właśnie przytrafiało. Nigdy wcześniej nie spotkały człowieka, który tak obojętnie znosił ich obecność. Oczekiwały strachu, zdenerwowania lub przynajmniej drżenia rąk. Zachowanie handlarza przypominało im ostrzeżenia czytaczy. Od lat uczyli szczury, że bywali ludzie nieobliczalni, w których nawet mutanty tygrysie nie wzbudzały strachu. Odwaga wyrastająca z szaleństwa nie mieściła się w głupich szczurzych łbach. Dlatego z takim trudem hamowały swoje emocje i powstrzymywały się przed cięciem w owłosioną gębę Walda.