Lalola patrzył w dół studni i przyświecał sobie pochodnią. Po jego prawej stronie stał Maqui. Patrzył podejrzliwie na zbliżającego się Walda. Uspokajał go tylko widok czytacza, podążającego w ich stronę o lasce.
– Hej tam, w dole! – zawołał dowódca książęcych żołnierzy. – Opowiedz się!
18
Tantra obudziła się zlana potem. Ziele przestało działać. Nie wiedziała dlaczego, ale ciągnęło ją w stronę okna. Spojrzała na dziecko. Nie spało. Patrzyło na nią szeroko otwartymi oczami. Uśmiechnęła się. Dotknęła swojego ciała i zaniepokoiła się. Jej ubranie leżało na podłodze, a nie ruszona koszula na podgłówku. Nieufnie dotknęła swoich piersi. Odrzuciła skórę i przypatrywała się swojemu ciału. Z dziedzińca zamku doleciały do niej niewyraźne nawoływania. Podeszła do okna i otworzyła je.
– Rzucam linę! – Rozległ się w dole głos Laloli.
Kilkunastu żołnierzy otaczało studnię pośrodku dziedzińca. Wśród nich stali Waldo i Jag. Tantra nie wiedziała dlaczego, ale widok czytacza wzbudził w niej odrazę. Miała przeczucie, że połączyło ją z tym człowiekiem coś nienaturalnego. Przypomniała sobie jego spojrzenie znad kieliszka wina i sposób, w jaki do niej mówił. Wydawało jej się również, że rozpoznaje kogoś znajomego w owłosionym, potężnym mężczyźnie, ciągnącym właśnie z kilkoma żołnierzami grubą linę. Tak, jakby dalekie echo przywiało ku niej dawno zapomniane obrazy. Spojrzała w niebo i przez jej głowę przeleciała błyskawica. Niewidzialna i silna. Przestraszyła się i ponownie spróbowała patrzeć w dół. Działo się z nią coś dziwnego, czuła to. Zauważyła, że nagły błysk zostawił po sobie informację, którą powinna odczytać. Odruchowo, przestraszona gwałtownością przeżycia, starała się uciec myślami w kierunku studni. Informacja była jednak wyraźna i domagała się odczytania. W końcu zdenerwowana zamknęła oczy i skoncentrowała się na sobie.
W czerni, jaka ją otoczyła, odnalazła obce słowa: „Twój czas należy teraz do nas. Potem będziesz mogła odejść. Dziecko wybierze, kiedy dorośnie. Nie bój się. Jesteśmy blisko.” Wbrew temu, o co prosił tajemniczy przekaz, Tantra przestraszyła się. „Kim jesteś?”, gorączkowo zapytała w myślach. „Przyjacielem. Przybywam spoza twojego miejsca w tym samym czasie.” „Czego chcesz?”, pomyślała, przytrzymując się nerwowo framugi okna. Odpowiedzi jednak nie odnalazła, ponieważ w jej głowie pojawiły się kolejne uczucia: krzyk, gniew i bunt. Złapała się za skronie i kucnęła. Wydawało jej się, że stała się miejscem walki dwóch nieznanych sił. Wdarli się w nią obcy i toczyli bój o coś, czego nie rozumiała.
– Human! – Na dziedzińcu rozległ się okrzyk Jaga. – Książę Human! Wasz nowy pan przybył!
Tantra poczuła gwałtowną ulgę i znów stała się sobą. Otworzyła oczy i wstała. Obserwowała teraz wiotkie ciało olbrzyma układanego pieczołowicie na ziemi tuż przy studni. Obok niego stał Lalola i w milczeniu spoglądał na podnieconego czytacza. Widać było, że żądał wyjaśnień. Po chwili ze studni wyciągnięto kolejne martwe ciało. Tego człowieka Tantra nie rozpoznawała. Dopiero widok wynurzającego się z otworu Idalga wydobył z jej piersi ciche westchnienie. Tym razem naprawdę się ucieszyła. Od początku lubiła łapacza, ale dopiero w tej chwili zdała sobie sprawę, że jest jej naprawdę bliski. I miała wrażenie, że zna go od bardzo, bardzo dawna. Potem ukazała się głowa młodej dziewczyny, która sprawnie zeskoczyła na ziemię i oparła się, ciężko oddychając, o krąg studni.
Ostatni wyłonił się niewielki człowieczek o karłowatych, nieproporcjonalnych kształtach. Pokazał żołnierzom, że powinni jeszcze coś wyciągnąć. Po chwili w ręce karła wpadł wielki skórzany rulon obwiązany starannie sznurem. Sterczały z niego rękojeści mieczy, kusza i gruby kostur. Tantra rozpoznała pellegrisa i o mało nie krzyknęła z wrażenia. Pamiętała opowieści o ich napadach i dobrze wiedziała, jak potrafili być okrutni i bezlitośni. Ten jednak pochylił się nad Humanem i z wprawą wyszarpnął mu z rany strzałę. W tym momencie Tantra zauważyła wzrok Idalga. Nie musiała zgadywać, o co ją prosił. Podbiegła do dziecka, chwyciła je w ramiona i w pośpiechu zbiegła na dziedziniec. Mały nawet nie zapłakał.
– Czy oni nie żyją? – upewniła się z drżeniem w głosie. Wiedziała, że pytanie brzmiało głupio, ale musiała się jakoś uspokoić.
– To śmierć, pani – odparł spokojnie Idalgo. – Jego już druga… – pokazał oczami na olbrzyma.
– Ostatnia… – szepnęła Tantra i położyła dziecko pomiędzy dwoma ciałami.
Żołnierze, mimo że wiele razy widzieli powracające życie, wciąż nie mogli się otrząsnąć z lęku, jaki ich w takiej chwili dopadał. W milczeniu przyglądali się zabijaniu śmierci. Tak właśnie między sobą o tym mówili. Śmierć była „zabijana”, a życie triumfowało. Tym razem trwało to dłużej niż zwykle. Olbrzym otworzył oczy pierwszy. Jego pierś głęboko odetchnęła, a wzrok powędrował ku górze. Potem przesunął się łagodnie na leżące obok dziecko. Kobieta po raz kolejny rozczarowała się i zaniepokoiła. Oczekiwała od Humana czegoś więcej niż tylko zimnego spojrzenia posłanego dziecku. Oczy ludzkie potrafiły wyrażać wdzięczność, wzruszenie, radość, tęsknotę, szacunek… Przynajmniej w takiej chwili. Ocalały olbrzym patrzył chłodno i obco. Nie był to objaw życia, jakiego oczekiwała. Ten drobny szczegół zauważyła jednak tylko ona, pozostali w napięciu obserwowali ciało ślepca.
– Może za daleko uszła? – odezwał się cicho Waldo.
– Okaże się… – burknął pod nosem pellegris. Handlarz posłał mu krzywe spojrzenie. Tamten udał, że niczego nie zauważył.
Dziecko straciło rumieńce i zrobiło się blade. Kobieta pochyliła się nad nim i wzięła jego rączkę w swoje dłonie. Delikatnie zaczęła ją rozcierać. W stalowym świetle księżyca widziała sine usta chłopca i pot na jego czole. Chciała to przerwać, ale nie miała odwagi. Jej syn toczył walkę z najgroźniejszym przeciwnikiem, o jakim kiedykolwiek świat słyszał. Była zbyt młoda, aby to zrozumieć. Musiała cierpliwie czekać.
Skóra Glassa powoli zaczęła zmieniać barwę. Szarość tonęła pod lekkimi odcieniami żółci. Palce ślepca drgnęły. Na dziedzińcu panowała całkowita cisza. Nikt nie wiedział, dlaczego powrót do życia nieznanego starca tak bardzo ich poruszył. Wszyscy rozpoznawali w tym jednak coś bliskiego i ważnego. Kiedy Glass otworzył oczy i zamrugał, wokoło rozległ się pomruk ulgi. Lalola uśmiechnął się, chociaż prawie nigdy tego nie robił. Tantra pochyliła się i podniosła dziecko do piersi. Zapłakało krótko i cicho. Po chwili odnalazło pierś matki i zaczęło ssać. Kobieta odwróciła się i ruszyła do swojej komnaty. Czuła na plecach spojrzenie Jaga. Chciała o nim zapomnieć, ale to się jej nie udawało. Idąc po schodach, próbowała znaleźć przyczynę swojej niechęci. Nie potrafiła.
Glass podniósł się z ziemi i wydawało się, że patrzy po twarzach otaczających go ludzi. Rozpoznał Idalga, Humana i Bathy. Jego wzrok zatrzymał się na Laloli. Porozumieli się oczami. Dowódca skinął ręką i jeden z żołnierzy podał ślepcowi kostur.
– Nie udało się… – powiedział wolno Glass. – Wybrałeś służbę. Przecież nie jest łatwiejsza…
– Tak, panie – potwierdził wzruszony Lalola. – Nie dla mnie była droga miecza… Chciałem, ale za każdym razem ciągnęło mnie do ludzi. Nie dla mnie samotność i dumanie…
– Może tak miało być? – Glass tylko pokiwał głową. – Moi przyjaciele taszczyli mnie tutaj wiele mil… Chcieli, żebym żył. A życie ma smak miodu zmieszanego z piołunem, Lalola. To dobrze, że odłożyłeś miecz. W moim sercu nie ma miejsca na nic więcej…