Ślepiec zamilkł. Na dziedzińcu zgromadzili się prawie wszyscy mieszkańcy zamku. W powietrzu unosiło się napięcie i nerwowe oczekiwanie. Ludzie czekali na słowa, które pozwolą im zrozumieć. Patrzyli i wiedzieli, że tym razem nie chodziło o dziecko. Gdzieś pośród myśli skrzyżowanych przy studni czaiła się przyszłość. Normalna i jasna. Chcieli ją poznać, ponieważ dotyczyła ich rodzin, ich przyjaciół i wrogów. Żołnierze na murach obserwowali dziwnych przybyszów i nie odzywali się. Jag wykorzystał tę ciszę i głośno zawołał:
– Stoi przed wami wasz nowy pan, książę Human! Syn księcia Syriusa!
– Książę nie miał dzieci! – ktoś odważny zawołał z tłumu. Rozległy się szepty i pochrząkiwania. Human wyprostował się i potoczył wzrokiem po wrogich twarzach. Nie ufali mu i nie ufali Jagowi.
– Testament! – zawołał inny głos. – Testament! Gdzie jest testament starego księcia?
– Testament… – skrzywił się z wyższością czytacz. – Kto z was go odczyta, co? Nie wierzycie mi? Służyłem księciu przez wiele lat…
– Gdzie jest matka tego olbrzyma? – zapytał cienki kobiecy głosik. – A może to bękart?
Human odnalazł wzrokiem młodą kobietę z rysami targowej przekupki. Speszyła się i cofnęła do tyłu. Olbrzym nie zdradził nawet drgnieniem szczęk, że był w jakikolwiek sposób zdenerwowany. Podniósł rękę i krzyknął:
– Jestem bękartem! Słyszycie mnie wszyscy? Jestem bękartem, a w moich żyłach płynie krew księcia! Wychowywał mnie Blanko… Znaliście go? – W tłumie rozległy się potwierdzające mruknięcia. – To dobrze… Moją matką była kobieta, w której żyłach schował się koci gen…
– Tfu! – ryknął nagle potężny kupiec w ozdobionej złotem tunice. – Bękart i mutant! Chcesz nam tu, panie czytacz, zarazę jakąś przywlec?
Jag sięgnął za pazuchę i powoli wyciągnął złożony na kilka części żółty papier. Jeden z żołnierzy przysunął się do niego z pochodnią. Czytacz rozłożył wielką płachtę pokrytą literami i zaczął czytać:
„Ja, książę Syrius, syn…etc., etc., wyjawiam moim poddanym, że mam syna, Humana, którego spłodziłem przed laty z miłości. Mój najlepszy przyjaciel, mistrz miecza, Blanko, zaopiekował się chłopcem i wychował na odważnego człowieka. Matka Humana nosiła w sobie koci gen sprzed lat. Dlatego chłopiec nie mógł zostać w zamku. Po mojej śmierci życzę sobie, aby zasiadł na tronie księstwa i czuwał nad żyjącymi tam ludźmi. Każdy, kto ośmieli się buntować, ma zostać rozerwany końmi. Księstwo potrzebuje wodza. Humanie, mój synu, rządź i bądź mądry! Oto mój testament. Książę Syrius.”
Idalgo ocenił twarze ludzi i spuścił wzrok. Większość z nich patrzyła ozięble i podejrzliwie. Łapacz wcale im się nie dziwił. Pellegris, który nie opuszczał go nawet na krok, nabrał powietrza i ze świstem je wypuścił. Denerwował się tak, jakby to chodziło o niego.
– I co, będzie nam tu płodził mutanty?! – doleciało z tłumu wyzywające pytanie. – Każdy wie, że te ścierwa morem mogą zarazić albo i co gorszego przywlec… Mało ich za murami, mało w Kreporze?!
Ludzie zamruczeli potakująco. Żołnierze, nawet jeżeli im się to podobało, milczeli. Stary Syrius nauczył ich karności i dyscypliny. Zawsze stali przy swoim panu. Nie na darmo zwano ich najwierniejszymi z wiernych. Gruby i masywny kowal rozochocił się i ciągnął dalej:
– A co? Koty mają nam tutaj rządzić?! Tfu! Nie może to być!
Lalola skinął lekko głową i trzej żołnierze błyskawicznie podbiegli do kowala. Schwytali go pod ręce i przyciągnęli blisko dowódcy. Kowal poczerwieniał na twarzy, ale nie przestraszył się. Hardo patrzył w oczy Humanowi.
– Za bunt możesz być rozerwany końmi, kowalu – powiedział spokojnie dowódca. – Taki był rozkaz księcia.
– Sam się rozerwij! – krzyknęło z tyłu kilka głosów. – Prawo gada, że mutanty mają dać gardło i nie psuć dobrej krwi! Prawa nie znasz?!
Lalola zacisnął zęby i spojrzał na Humana. Olbrzym był obojętny i chłodny. Zachowywał się jak człowiek pozbawiony całkowicie uczuć.
– Wybrałeś, kowalu – powiedział mocnym głosem. – Wola mojego ojca cię zgubi. Rozerwać go.
Przez dziedziniec przeszedł dreszcz przerażenia. Nikt nie pomyślał, że nowy władca tak szybko wyda pierwszy rozkaz. Nawet Lalola odruchowo spojrzał w gwiazdy. Idalgo był zaskoczony. Napotkał spojrzenie Bathy. W oczach dziewczyny nie było już młodości, jaką pamiętał z ich pierwszego spotkania w Grwaldzie. Patrzyła na niego młoda kobieta, która cierpiała i nie umiała tego wyrazić. Łapacz domyślił się, że potrzebowała pocieszenia. Zrobił coś, czego nigdy wcześniej nie robił. Podszedł do niej i objął ją ramieniem. Przytuliła się do niego i zamknęła oczy. Idalgo wiedział, że myślała teraz o swoim zamordowanym ojcu. Kątem oka spostrzegł szeroko otwarte oczy Writa. Pellegris sprawiał wrażenie kogoś, kto również chciałby się przytulić. Do niego jednak łowca nie potrafił się nawet uśmiechnąć.
Ludzie naciskani przez żołnierzy cofnęli się. Robiono miejsce na cztery potężne konie. Do siodeł przywiązywano właśnie grube plecione liny. W chłodnym powietrzu słychać było przyspieszone oddechy. Glass odwrócił się i powoli skierował do drzwi wieży. Nie odzywał się, a jego twarz pozostała nieodgadniona. Idalgo zostawił Bathy z Writem i podszedł do Humana. Widział, że wszystkie oczy skierowały się w ich stronę.
– Śmierć to zły początek… – odezwał się cicho łowca. Mimo to jego głos odbił się pomiędzy murami i dotarł nawet do żołnierzy na murach. – Jesteś tu obcy, nie znają cię i mogą się bać… Czy nowe życie utopisz we krwi?
– Znam śmierć lepiej od ciebie, łapaczu – odparł zimno olbrzym. – Kiedy siepnie, robi się człowiekowi lepiej… A nowy żywot? – Human zawiesił głos. – Też obierzyna… Bez czucia i zaraz zgnije. Gadasz o krwi… Była i będzie. Nie jego jednego i ostatniego…
– Daruj mu – poprosił głośniej Idalgo. – Strach mu we łbie miesza.
– Mordercę ojca lepiej dobij! Handlarza rozerwij! – Niektórzy w tłumie nie rezygnowali.
Human popatrzył na Walda. Tamten uśmiechnął się krzywo i podrapał w głowę. Olbrzym skądś znał ten gest. Jednak nie okazał zdziwienia.
– Pomnij na wspólne bitwy, to może ci się rozjaśni – odezwał się ironicznie Waldo. – Nam jedna droga pisana, bracie…
– Do księcia gadasz, psie – ostrzegł go Lalola.
– A stary trakt pamiętasz? – kontynuował cierpliwie handlarz. Udawał przy tym, że nie patrzy na więzy zakładane na rękach i nogach kowala. – Mnie śmiercią nie strasz, bo wielu tutaj próbowało…
– Dart – szepnęła zaskoczona Bathy. – Znowu ty…
– Teraz cię poznaję – kiwnął głową olbrzym. – Czyś go ubił? – pokazał palcem na korpus handlarza.
– Cielsko tylko zostało – potwierdził z jadowitym uśmieszkiem Waldo. – Wielkie i silne ścierwo… – poklepał się po ramionach.
Ludzie na dziedzińcu niczego nie rozumieli. Dopiero teraz zaczynali się bać naprawdę. Oblężenie, wojna i śmierć stawały się niczym w porównaniu z łamaniem reguł życia. Uwierzyli, że nowy książę jest szaleńcem, który nie pomści swojego ojca i wybaczy owłosionemu handlarzowi niewolników.
– Przywlokłem ci tutaj Abotta i Yca – dodał od niechcenia Waldo. – Tych możesz przypalić i dać ludziom żer… Niech się zemszczą, niech wypalą trzewia…
– Gotowe, panie – odezwał się z boku Lalola. Pomiędzy końmi leżał przywiązany za kończyny kowal. Miał zamknięte oczy i drżał ze strachu. Światło pochodni i księżyca zlały się na jego obrzmiałej twarzy. Widać było, że czekał na straszną śmierć.