Выбрать главу

Dom jubilera zaatakowano od piwnicy. Tam znajdowały się najsłabsze drzwi. Zamki były obluzowane i przeznaczone w najbliższym czasie do wymiany. Dlatego tak łatwo puściły, kiedy uderzyła w nie belka niesiona przez ośmiu rozpędzonych strażników. Wszyscy nosili miejskie barwy. Herling wbiegł do sypialni córki, schował koronę do skórzanej torby i krzyknął do budzącej się dziewczyny:

– Napad! Musisz uciekać… – Herling zachowywał się tak, jakby od lat na coś takiego czekał. Błyskawicznie wrzucał do torby pasy z zaszytymi monetami. Słyszał wrzask zabijanej służby i trzask łamanych mebli. Odruchowo zabarykadował sztabą drzwi do sypialni i otworzył tajne przejście. Korytarz biegł wzdłuż strychów kilku domów i kończył się rzekomo zamurowanym wejściem do stajni. Wystarczyło jednak mocniej pociągnąć, a cegły odsuwały się i otwierały drogę na zachodni trakt.

Dziewczyna ubrała się w męski strój, przypasała do pasa krótki miecz, przytroczyła do boku sakwę z miniaturową kuszą wykonaną dla niej przez ojca i ofiarowaną przed rokiem na urodziny. W sakwie znajdowało się kilkadziesiąt metalowych strzał. Każda miała diamentowy czubek i z łatwością przebijała zbroję. Na drzwi od sypialni spadły pierwsze uderzenia topora.

– Otwieraj, zdradziecki kundlu! – wołał z wściekłością dowódca miejskich strażników. – Otwieraj, albo cię żywcem spalimy…

Bathy przylgnęła do ojca. Podał jej torbę z koroną i monetami zaszytymi w pasach.

– Uciekaj – szepnął, całując ją w czoło. – Pasy ukryj w siodle… Znajdź Idalga i o wszystkim opowiedz…

– Uciekaj ze mną… – wtrąciła ze strachem.

– Ktoś musi zostać – przerwał jej, patrząc nerwowo na drzwi. Po ostatnim uderzeniu ostrze jednego z toporów przebiło okute drewno. – Inaczej znajdą wyjście… Idź już… Konie są tam, gdzie zwykle…

Wepchnął córkę pod okap komina i kiedy zniknęła w czarnej czeluści, ponownie zasłonił przejście. Wierzył, że da sobie radę.

Zasuwa puściła i drzwi z łomotem zwaliły się do środka. Miejscy strażnicy natychmiast rzucili się w jego stronę. Herling stał przy ścianie i trzymał w rękach swój nie używany od wielu lat miecz. Broń pamiętała czasy, gdy był łapaczem. Przyjął postawę do walki i czekał na pierwszy cios. Zza pleców wchodzącego właśnie do sypialni dowódcy straży zobaczył twarz jednego ze swoich ludzi. Był to jeden z tych, którzy pomagali mu wywieźć z osady Idalga i Humana.

– Ile ci obiecał, zdrajco! – krzyknął w stronę drzwi.

– Więcej niż dałbyś mi zarobić przez rok, krwiopijco! – odpowiedział butnie woźnica.

Zdeb potarł wierzchem dłoni bliznę i powstrzymał atakujących gestem ręki. Rozejrzał się po pokoju i warknął:

– Możesz się wykupić, Herling. To będzie cię kosztowało dom i wszystko, co tu masz…

– A jak nie? – syknął jubiler, poprawiając miecz w dłoniach.

– To twoje jaja przybijemy na trakcie – odpowiedział mu z nienawiścią dowódca. – Gdzie masz monety i złoto?

– Niech powie, gdzie ma córkę – zawołał z tyłu woźnica. – To zdrowa rzepa, panie…

– Gadaj, gdzie dziewczyna – rozkazał z ożywieniem Zdeb. – Jak nie, to i tak ją znajdziemy… Wtedy wszystko wygadasz, a z nią po mojemu poigram…

Jubiler zaatakował nagle. Wyszedł z wprawy, ale niczego nie zapomniał. Cięcie wyrwało stojącemu najbliżej strażnikowi połowę brzucha. Zwalił się, przytrzymując rękami wylewające się wnętrzności. Z drugim nie poszło już tak łatwo. Uchylił się i odbił uderzenie. Pozostali zaczęli okrążać ofiarę ze wszystkich stron. Dowódca stał na wyrąbanych drzwiach i sapał z nienawiścią.

– Chcę go żywego – odezwał się, widząc, jak jego ludzie przymierzają się do ataku.

– Panie, on nie z tych… – próbował oponować jeden ze strażników.

– Żywcem albo na pal pójdziecie! – wrzasnął histerycznie dowódca. Kiedy widział krew, musiał krzyczeć, aby nie zemdleć. To właśnie była jego tajemnica. Dlatego został wysłany na pogranicze i wykreślony z królewskiego korpusu oficerskiego.

Herling przebił ramię atakującemu strażnikowi, odbił kilkadziesiąt uderzeń i poczuł, że słabnie. Ręce odwykłe od miecza bolały, a serce biło tak, jakby miało za chwilę pęknąć. Jubiler spocił się i z trudem odbijał coraz mocniejsze cięcia. Strażnicy połapali się, że mogą go zmęczyć, i atakowali na zmianę. Nogi Herlinga przestały poruszać się lekko i z wyczuciem. Teraz sunęły za nim, chwiały się i drżały z wysiłku. Zbliżał się koniec. Umysł jubilera skupił się tylko na jednym. Wyczekał chwilę, po czym wykonał unik i miękko obszedł atakującego go strażnika. Zanim pozostali zdołali go schwytać i przytrzymać, wyrwał tamtemu nóż, przyłożył sobie do serca i całym ciałem zwalił się na podłogę. Ostrze przeszyło go całą długością. Zaczął dławić się krwią. Strażnicy natychmiast odwrócili go na plecy, wyjęli z piersi nóż i próbowali ratować. Zdeb pochylił się nad jubilerem i szepnął jadowicie:

– Dziewczyna nam tak łatwo nie ujdzie, teściu…

Strażnicy zarechotali wesoło, a twarz jubilera po raz ostatni nabiegła krwią. Jego głowa powoli opadła na bok. Oczy zgasły, a oddech zamarł. Herling nie tak wyobrażał sobie własną śmierć. Marzył o wnukach, o spokoju i łagodnym śnie. Budował mur ze złotych monet i wierzył w jego siłę. Niepotrzebnie. Napad miejskich strażników nie dał mu nawet czasu na rozczarowanie.

Dowódca rozejrzał się po sypialni i jego wzrok spoczął na mieczu Herlinga. Wyjął go z dłoni trupa i wykonał kilka cięć w powietrzu. Miecz był doskonale zakonserwowany. Strażnicy z podziwem obserwowali starannie wykonaną rękojeść i prawie nie zużyte ostrze.

– Wart będzie sporo monet, panie – odezwał się z uznaniem najstarszy ze strażników.

– Dziewczyna! – Zdeb odwrócił gwałtownie twarz w jego stronę i zbladł. – Macie ją znaleźć i przyprowadzić. Żywą i nie zepsutą, zrozumiano? A dom przeszukać do ostatniego mysiego gówna…

Bathy wydostała się z korytarza i stanęła przed grubym murem. Ostrożnie przekręciła koło zawieszone na metalowym bolcu. Ojciec zadbał o każdy szczegół. Regularnie naprawiał mechanizm i przez całe lata zabezpieczał przejście. Kiedy koło wykonało obrót, fragment muru drgnął i lekko się przesunął, odsłaniając dzienne światło. Na zewnątrz znajdował się plac, który przypominał wysypisko odpadów. Stały tam stare powozy, leżały połamane wrota, drzwi i okna, walały się porozbijane garnki i pogięte pługi. Gdzieniegdzie rdzewiały fragmenty mieczy, kusz i dzid. Pomiędzy dwoma powozami bez kół znalazła miejsce nawet rozbita gilotyna i machina do rozciągania torturowanych więźniów. Były też rozbite lustra, strzaskane zbroje, gnijące siodła i porwane strzemiona. W błocie rozpadały się butwiejące strzępy chorągwi i poszarzałe szmaty. Na tym wszystkim kisiły się odpadki z pobliskich zajazdów i domów – rybie łby, cielęce kości, zgniłe jabłka, oślizłe obierki i cuchnące zgniłe jaja. Herling uznał, że taki właśnie widok dodatkowo zabezpieczał potajemne wyjście z korytarza.

Dziewczyna zeskoczyła na dach starego powozu i obejrzała się za siebie. Fragment muru cicho się za nią zamknął. Przez dziurę w dachu zsunęła się do wnętrza powozu i sięgnęła do torby po pasy z monetami. Sześć pasów niełatwo było upilnować, a torba niesiona przez samotną dziewczynę szybko wpadała w oczy. Zrzuciła z siebie skórzaną kurtkę i pospiesznie założyła po trzy pasy na każde ramię. Skrzyżowane na plecach i brzuchu, dawały dodatkową osłonę przed cięciem miecza lub noża. Dopiero teraz Bathy nałożyła kurtkę i starannie ją zapięła. Pozostała korona, z którą nie wiedziała, co zrobić. W końcu wpadła na pomysł, żeby ją ukryć w głowie lalki. W powozie znalazła dwie. Były duże, nasiąknięte wodą, wypłowiałe i trochę podarte. Poza tym świetnie nadawały się do kamuflażu. Palce dziewczyny zręcznie rozpruły tył głowy większej z lalek i wydłubały ze środka połowę trocin. Kiedy korona znalazła się w głowie lalki, trociny wróciły na swoje miejsce i pokryły nierówności. Dopiero teraz dziewczyna wrzuciła obie lalki do torby, którą zarzuciła na plecy, i ostrożnie wyszła z powozu. Po kilku krokach poczuła, że monety ważą naprawdę dużo.