Выбрать главу

Ale oczywiście się zgodził, z największym entuzjazmem, na jaki mógł się zdobyć.

— Kiedy wejdzie na pokład?

— Za parę dni, byśmy mieli go na miejscu, gdy rozpocznie się sezon.

— Bardzo dobrze, milordzie.

Kucharz kapitana przyniósł główne danie, parujący rondel pachnący zielem angielskim oraz cebulą, i umieścił je przed kapitanem.

— Ragout z wołowiny, lordzie kaporze — wyjaśnił, a potem spojrzał niepewnie na Martineza. — Czy mam przygotować nakrycie dla porucznika Martineza, milordzie?

Tarafah obdarzył Martineza olśniewająco białym uśmiechem.

— Pewnie. Czemu nie?

— Dziękuję, lordzie kaporze.

Martinez usiadł w końcu błyszczącego mahoniowego stołu. Kapitański steward ułożył dla niego nakrycie i z karafki, która stała na środku stołu, nalał mu szklankę ciemnego ale. Pozostali byli w doskonałych nastrojach: dzisiejszy trening musiał im dobrze pójść. Martinez z trudem powstrzymywał swe dłonie od nerwowej zabawy sztućcami.

Tarafah pochylił ogoloną głowę nad talerzem, spróbował ragout i podniósł wzrok na Martineza. Twarz płonęła mu entuzjazmem.

— Lordzie Gareth — oznajmił. — Z przyjemnością stwierdzam, że przejrzałem wszystkie nagrania meczów „Pekinu” z ostatniego sezonu i teraz znam ich słaby punkt! W ostatnim sezonie ich lewy środkowy i lewy obrońca zostali trzykrotnie wyciągnięci ze swych pozycji w dokładnie taki sam sposób — i bramka za każdym razem! Nikt tego dotąd nie zauważył.

— Wspaniale, milordzie — dodał mu ducha Martinez. — Niezwykła przenikliwość.

— Więc dla nas oznacza to strategię: Sorensen do Villi, Villa do Yamany, Yamana do Sorensena, Sorensen do Digby’ego i gol! — Tarafah wymachiwał triumfalnie widelcem. — Ćwiczyliśmy to całe popołudnie.

— Wspaniale, lordzie kaporze! Gratulacje! — Martinez podniósł swą szklankę. — Za naszego trenera!

Tarafah uśmiechał się promiennie, a inni wznosili za niego toast. Martinez nabrał tchu. Z pewnością nie nadarzy się dogodniejszy moment.

— A propos taktyki — zaczął. — Zauważyłem, że eskadry naksydzkie robią coś dziwnego. Czy mogę to panom pokazać?

— Pokazać nam? — Tarafah znowu nachylił się nad talerzem.

— Czy mogę wykorzystać ten tutaj displej?

Nie czekając na pozwolenie, Martinez sięgnął nad różową głową pulchnego, łysego Manciniego i dotknął kontrolek ściennego ekranu. Uaktywnił swój displej na rękawie i sprzągł z nim displej ścienny.

— W ciągu ostatnich trzech dni — powiedział Martinez — naksydzcy oficerowie robili niezwykły obchód nienaksydzkich rejonów dokowania. Przez pierwsze dwa dni dowódca eskadry Kulukraf oprowadzał grupy oficerów obok hangarów dokowania, a dzisiaj oficerowie przyprowadzili podoficerów. Oto nagrania, które zrobiłem dziś po południu.

Demonstrował materiał dowodowy fragment po fragmencie, tak jak wcześniej pokazywał go Alikhanowi. Mówił, a inni w milczeniu jedli. Mancini i Garcia od czasu do czasu wykręcali szyje, by spojrzeć na displej za sobą. Na końcu Martinez zatrzymał scenę, w której naksydzki oficer pokazywał symbol „cel”, po czym zwrócił się do kapitana.

— Lordzie kaporze, ciekawe, co pan o tym wszystkim myśli? Tarafah starł serwetką sos z bródki.

— A powinienem coś o tym myśleć?

— Wygląda na to, że oni coś ćwiczą — powiedziała z wahaniem Garcia.

— I to manewr, który wymaga zbrojeniowców, inżynierów i żandarmów — zauważył Martinez.

Koslowski, pierwszy oficer, spojrzał na niego nachmurzony. Długonogi, o wielkich dłoniach, miał budowę idealną na bramkarza.

— Dziś rano mówiłeś mi, że to wszystko próby przed niespodziewaną inspekcją — przypomniał.

Ledwie wypowiedział te słowa, kiedy Tarafah walnął dłonią w stół, aż podskoczyły talerze.

— Tuż przed grą? Kiedy wszyscy myślimy o czym innym? Ta Fanaghee to złośliwy potwór. Będę musiał osobiście zrobić przegląd statku przed śniadaniem. A miałem nadzieję, że wtedy przeprowadzę ostatnią rozmowę z drużyną.

— Lord pierwszy oficer i ja przygotowywaliśmy się do inspekcji — oznajmił Martinez. — Kazałem ludziom cały dzień ciężko pracować.

Tarafah wyglądał na nieco ułagodzonego.

— To dobrze. Ale nadal nie mogę uwierzyć, że Fanaghee w ten sposób wykorzysta Festiwal Sportu. To po prostu nie w porządku!

— Milordzie — wtrącił Martinez. — Nie wierzę już, że Naksydzi planują niespodziewaną inspekcję.

Tarafah zamrugał.

— Co? — zapytał. — Czemu w takim razie zawracasz nam głowę? Martinez usiłował powstrzymać język na wodzy.

— Lordzie kaporze, nie potrzeba zbrojeniowców, inżynierów ani żandarmów przy inspekcji. — Zbrojeniowców potrzeba, by kontrolować zbrojownie. Inżynierów, by sterować silnikami, a żandarmów, by kontrolować załogę oraz oficerów.

Tarafah zmarszczył brwi i usiłował rozszyfrować to, co usłyszał.

— Tak, to prawda. Ale co chcesz przez to powiedzieć?

Martinez zaczerpnął głęboko tchu.

— Myślę, że Naksydzi chcą wejść na statek i go przejąć. Przejąć wszystkie statki, których jeszcze nie mają.

Tarafah nachmurzył się zaintrygowany.

— Czemu Fanaghee miałaby to robić? Ona nie potrzebuje przejmować naszych statków. Ona już nami dowodzi.

Aby opanować nerwowe drżenie dłoni, Martinez zacisnął je mocno na gładkiej i śliskiej krawędzi stołu.

— Może wierzy, że za chwilę wybuchnie rebelia, i działa tak, by ją zdławić w zarodku — powiedział. — Albo organizuje jakąś rebelię.

Trener Mancini wykazał chyba większe zainteresowanie od kapitana.

— Podczas Festiwalu Sportu? — zapytał opryskliwym tonem. — Powstanie podczas Festiwalu Sportu?

— Najlepszy okres — stwierdził Martinez. — Większość załogi i wszyscy starsi oficerowie zejdą z okrętu, by obejrzeć zawody.

— Przecież Naksydzi uczestniczą w festiwalu — wtrącił Koslowski. — Mają turniej lighumany i… — zawahał się — paru innych sportów, które uprawiają.

— Podczas Festiwalu Sportu? — powtórzył Mancini. — Zepsuć rozgrywki i rozczarować kibiców? Niczego podobnie niedorzecznego w życiu nie słyszałem.

— To nie ma sensu — powiedział Tarafah. — Po cóż Fanaghee miałaby dowodzić powstaniem? Osiągnęła szczyt kariery. Jest przecież Dowódcą Floty!

— Nie wiem — odparł Martinez. Zawahał się, wiedział, że zabrzmi to niebezpiecznie absurdalnie. — Może to nie tylko Fanaghee, ale wszyscy Naksydzi podnoszą bunt.

Wszyscy wybałuszyli na niego oczy. Potem Koslowski spuścił wzrok i pokręcił głową. Jego wargi wykrzywiały się w wąskim uśmiechu.

— Wszyscy Naksydzi? — powiedział cicho. — To absurdalne.

— Naksydzi są najbardziej prawowiernym gatunkiem Praxis — zauważył Tarafah. — W całej ich historii nie było ani jednego buntu.

— Są zwierzętami stadnymi — stwierdził Koslowski. — Zawsze podporządkowują się władzy.

— Nigdy nie zepsuliby futbolu — oznajmił Mancini i cmoknął, popijając piwo.

— Więc cóż w takim razie robią? — zapytał Martinez. — Nie mam innego wyjaśnienia.

— Nie oznacza to, że ono nie istnieje — zauważył rozsądnie Koslowski. — Może Fanaghee postanowiła poćwiczyć swoich w przejmowaniu statków. Może to runda zapoznawcza dla nowo przybyłych?

Tarafah z radością zgodził się ze swoim bramkarzem.