Jeśli Jarlath nie ruszy wkrótce Floty Macierzystej i nie odzyska utraconych rejonów, lorda Chen czeka ruina.
— Czy mogę podnieść sprawę zgłaszaną mi w petycjach, które otrzymuję od swoich klientów i wyborców? — spytała lady San-torath. Była jedynym Lai-ownem w Komisji i reprezentowała w Konwokacji macierzystą planetę Lai-ownów, Hone-bar.
— Z Hone-bar jest tyle samo do Magarii co do Zanshaa — powiedziała San-torath. — Mieszkańcy Hone-bar bardzo chcą zachować lojalność w stosunku do Praxis, ale boją się wroga. Flota nie zrobiła nic, by ich chronić — w układzie Hone-bar jest tylko jeden okręt, lekki krążownik, który przechodzi rekonstrukcję i nie będzie gotowy przed upływem trzech miesięcy.
— Jeśli będziemy bronić Hone-bar, osłabimy Zanshaa — stwierdził Tork.
— Jeśli Hone-bar padnie bez walki — oznajmiła Lai-own — zaufanie wszystkich ludów do Konwokacji i jej rządu, zwłaszcza zaufanie Lai-ownów, zostanie poważnie naruszone.
— To nie tylko Hone-bar — powiedziała lady Seekin. — Jeśli padnie Hone-bar, zagrozi to Hone Reach.
Lord Chen czuł zimny dreszcz, a na plecach gęsią skórkę. Klan Chen wiele inwestował w Hone Reach, on sam był patronem kilku jej większych miast. Jeżeli Hone Reach upadnie, klan Chen czeka ogólna klapa.
— Reach musi być chroniona — rzekł automatycznie lord Chen.
— Nie możemy oddać Hone-Bar.
— Nie ma żadnych oznak, że buntownicy ruszają na Hone-Bar — wtrącił ktoś.
— Skąd mamy to wiedzieć, dopóki do tego nie dojdzie? — pytała lady San-torath. — Buntownicy nie wyślą nam informacji, dokąd się wybierają.
— Mogliby zdobyć Hone-Bar jednym okrętem, a Reach małą eskadrą — zauważyła lady Seekin. — Z pewnością możemy wysłać im kilka statków do obrony, zwłaszcza że lord dowódca Jarlath nic z nimi nie robi.
Lord Chen uprzytomnił sobie, że lady Seekin, Torminelka, jest z Devajjo, planety z obszaru samego Hone Reach. A więc on, ona, oraz lady San-torath są naturalnymi sprzymierzeńcami.
Kto jeszcze? — zastanawiał się. Kto jeszcze może nam pomóc w obronie Hone Reach?
Lord dowódca Pezzini, uświadomił sobie. Siostrzeniec lorda dowódcy, obecny lord Pezzini był patronem przynajmniej jednego z miast Devajjo.
— Myślę, że powinniśmy zażądać od lorda dowódcy Jarlatha obrony Hone Reach — oświadczył lord Chen. — Zwłaszcza jeśli nie ma zamiaru w najbliższym czasie atakować Magarii.
Pezzini zgodził się, lojalny wobec swej rodziny, ale nie pociągnął za sobą nikogo więcej z Zarządu. Chociaż w zasadzie cztery głosy nie wystarczały, by przeforsować wniosek w dziewięcioosobowym Zarządzie, niemniej Tork zgodził się przekazać Jarlathowi zatroskaną opinię Zarządu.
— Jeśli buntownicy wyślą statki na Hone Reach, osłabią się w Magarii — zauważył Jarlath. Rozmawiał z Torkiem podczas przerwy na posiłek, kiedy przyśpieszenie „Chwały” zredukowano do ośmiu dziesiątych g i wrażenie ulgi walczyło w jego ciele i umyśle ze znużeniem i bólem. Siedział w wygodnym fotelu w swojej wspaniałej jadalni, spożywając w błogosławionej samotności delikatny posiłek. Chude mięso z dodatkiem wątróbki i pokrojonych w kostkę nereczek, wszystko we własnej parującej krwi, podgrzane do temperatury ciała.
Tork pojawił się nad prawym ramieniem Jarlatha jako holograf, irytujące, małe widmo. Jeszcze bardziej irytujące było trzyminutowe opóźnienie między słowami Torka a jego własnymi odpowiedziami. Musiał obserwować, jak Tork nerwowo się kręci, gdy patrzy na Jarlatha przełykającego surowe mięso. Sytuacja nie była przyjemna ani dla jednego, ani dla drugiego.
— Buntownicy przy Magarii mogą już teraz być słabi — wysunął przypuszczenie Tork. — Mało brakowało, a porucznik Martinez unieszkodliwiłby jednym pociskiem całą flotę Fanaghee. Może rzeczywiście poważnie ją uszkodził.
— Nie mamy na to bezspornych dowodów.
Tork nie czekał na odpowiedź Jarlatha. Postarał się ją przewidzieć i dodał własne postscriptum:
— Siły Fanaghee przez kilka dni nie odpowiedziały na atak Martineza. Żaden ze statków nie opuścił doku.
— Kiedy wreszcie zareagowały, wystrzeliły przeszło dwieście pocisków — odparł Jarlath. — To nie jest akcja sił okaleczonych.
— Strzelały tylko dwie oryginalne eskadry Fanaghee. Zajęte statki nie były gotowe.
— Nie możemy zakładać, że nie są gotowe teraz.
Zanim nadeszła odpowiedź lorda dowódcy Torka, Jarlath skończył swój posiłek i przeszedł do deseru, kilku kości pełnych szpiku. Wysysał zawartość, a resztę miażdżył tylnymi zębami trzonowymi. Mam jeszcze silne zęby, pomyślał. Zostało mi jeszcze wiele lat.
— Lordzie dowódco Jarlath. — W głosie Torka zabrzmiał złowieszczy dysonans. — Musisz coś zrobić. Służyłem we flocie ponad czterdzieści lat i rozumiem pańskie motywy, nawet jeśli się z nimi nie zgadzam. Ale konwokaci nie myślą tak jak my. Oni chcą akcji teraz, a jeśli pan jej nie podejmie, mogą taką akcję nakazać, a kto wie, jaką formę przyjmą ich rozkazy? Słabość Hone-bar przestraszyła ich i obawiam się, że niektórzy — nawet ci z Zarządu — mogą nie myśleć logicznie. Tego popołudnia zabrakło tylko jednego głosu, żeby kazali panu wysłać część floty do pilnowania Hone-bar.
Tork nachylił się ku kamerom; wyraz szarej twarzy miał jak zawsze żałobny, ale w jego głosie grała stłumiona pasja.
— Hone-bar może się opowiedzieć za buntownikami po prostu ze strachu, a Reach pójdzie za nią, jeśli Hone-bar się podda. Niech się pan zlituje i wydzieli eskadrę do obrony Reach albo przypuści atak na Magarię, ufając, że pańskie okręty klasy Praxis unicestwią wroga. Osobiście wolałbym to drugie, ale zostawiam to pańskiej decyzji.
Jarlath zastanawiał się nad tym apelem, kiedy jego trzonowce kruszyły szczególnie smakowitą kość szpikową. Błogosławiona niska grawitacja i doskonały posiłek dały mu poczucie ogólnej pomyślności. Postanowił zostawić Torka z wrażeniem, że ów coś osiągnął.
— Chcę wypytać Martineza osobiście o wszystkie szkody, które mógł wyrządzić — oznajmił. — Tymczasem nakażę większe przyśpieszenie. Jeśli polecę na Magarię, muszę wlecieć tam szybko.
Jarlath wydał rozkazy, nieświadomy tego, że właśnie przekroczył niewidzialną linię, linię między absolutną odmową udania się na Magarię a gotowością rozważenia ataku.
Kiedy już przekroczył tę linię, przekonał się, że cofnąć się jest coraz to trudniej.
JEDENAŚCIE
Podróż „Korony” na Zanshaa przebiegła dość przyjemnie. Zaraz na początku przeżyli jednak pewne napięcie, gdy Martinez wysłał raport do stacji przekaźnikowej na drugim końcu układu Paswal i poprosił o ostatnie informacje. Biuletyny o nieudanej rebelii na Zanshaa dotarły dopiero po wielu godzinach, a wraz z nimi informacje, że Flota Macierzysta nadal oddziela Naksydów od stolicy.
„Korona” miała dokąd wracać. Gdy Martinez poznał sytuację, mógł się cieszyć ze stanowiska dowódcy.
Ustanowił wachty i utrzymywał ułamkową grawitację, by załoga mogła wypocząć po rozpaczliwym, wyczerpującym piętnastodniowym przyśpieszaniu.
Paswal był w zasadzie układem niezamieszkanym — wyjątek stanowiły dwie wormholowe stacje remontowo-przekaźnikowe. Martwe planety krążyły wokół jasnej, bardzo aktywnej energetycznie gwiazdy wewnątrz gromady kulistej. Nigdy nie określono, jaka jest dokładna lokalizacja Paswal w stosunku do innych obiektów imperium, ponieważ wormhole mogły prowadzić w dowolne miejsce kosmosu i praktycznie w dowolny punkt czasowy. Obrazy wideo świata zewnętrznego zachwycały: miliony ciasno upakowanych gwiazd klastra przypominały diamentową ścianę. W Paswalu nigdy nie panowała prawdziwa ciemność, lecz półcień, w którym pobliskie gorące gwiazdy skrzyły się jak klejnoty na tle brylantów.