Выбрать главу

Ale czym się to skończyło? Żadnej poważnej próby wykorzystania tej metody dla jedynego prawdziwego celu… zdobycia władzy! Loob potrząsnął głową. Ależ ci starożytni byli naiwni! I tyle ich bezcennej wiedzy zginęło bezpowrotnie. Terminy takie jak superego istniały w Tradycji Mówionej Związku Uzdrowicieli, ale jako odrębne słowa. Nikt nie miał zielonego pojęcia, co pierwotnie oznaczały. A właściwie użyte mogły się dziś stać bardzo pożyteczne.

Z drugiej strony jednak, czyż członkowie jego własnego współczesnego Związku Uzdrowicieli za oceanem, z ojcem i wujem, obecnym przewodniczącym włącznie, nie byli równie naiwni? Od dnia, kiedy zdał egzamin kwalifikacyjny i zaczął zapuszczać trójkątną brodę mistrza, Loob widział, iż ambicje jego kolegów są tak ograniczone, że aż niepoważne. Nawet tam, w mieście, w którym według legendy powstał Związek Uzdrowicieli Myśli, każdy członek niczego więcej nie wymagał od życia, tylko żeby mieć władzę nad życiem dziesięciu czy piętnastu zamożnych pacjentów.

Loob zawsze śmiał się z tych minimalistycznych założeń.

Dostrzegał oczywisty cel, który od lat umykał uwadze jego kolegów. Im większą władzę ma jednostka, którą poddajesz transferowi i całkowicie od siebie uzależniasz, tym więcej władzy masz ty, jako jej uzdrowiciel. Centrum światowej władzy leżało na Wyspie Stołecznej, na wschodzie za wielkim oceanem. I właśnie tam Loob postanowił się udać.

Nie było to łatwe. Ścisłe przepisy obyczajowe zabraniające zmiany miejsca zamieszkania, chyba że dostało się państwową posadę, przez dziesięć lat stały mu na przeszkodzie. Ale gdy tylko żona Komisarza Komunikacji Czterdziestego Siódmego Okręgu została jego pacjentką, wszystko poszło gładko. Kiedy komisarza awansowano na Drugiego Wice-Sługę Komunikacji i przeniesiono na Wyspę Stołeczną, Loob pojechał z całą rodziną; stał się niezbędny. Dzięki temu znalazł podrzędną pracę w Służbie Edukacji. Dzięki tej pracy, dorabiając na boku jako uzdrowiciel, został na tyle zauważony, że zainteresował się nim sam dostojny Sługa Edukacji.

Tak naprawdę to nie oczekiwał, że tak daleko zajdzie. Ale trochę szczęścia, olbrzymi spryt i ciągła, nie znająca spoczynku czujność, razem stworzyły mieszankę, której nic nie mogło się oprzeć. Pół godziny po tym, jak Moddo po raz pierwszy wyciągnął się u niego na kanapce, Loob zorientował się, że mimo swego małego wzrostu, tuszy i braku poważania u innych, to jego przeznaczenie powołało do rządzenia światem.

W tej chwili trzeba było tylko zdecydować, co zrobić z tą władzą. Z nieograniczoną potęgą i bogactwem.

Hm, na przykład mógł zająć się tym swoim programem badawczym. Był wyjątkowo ciekawy, a gdy tylko przyniesie owoce, stanie się jedynie narzędziem umocnienia i zabezpieczenia jego władzy. Mógł teraz nacieszyć się dziesiątkami innych przyjemności, ale taka radość dawała tym mniej zadowolenia, im więcej się używało. Lecz przynajmniej nareszcie mógł zdobyć wiedzę.

Wiedzę. Zwłaszcza wiedzę zabronioną. Mógł teraz bezkarnie ją poznawać. Mógł połączyć różne Tradycje Mówione w jedną logiczną całość i zostać jedynym człowiekiem, który będzie wiedział, co naprawdę zdarzyło się w przeszłości. Już odkrył, przy pomocy kilku zespołów badawczych, tak smaczny kąsek, jak pierwotna nazwa jego miejsca urodzenia, która została przed laty zapomniana, gdy wprowadzono system numeracji mający pozbawić obywateli patriotycznych skojarzeń, niebezpiecznych dla idei państwa światowego. Zanim stało się Piątym Miastem Czterdziestego Siódmego Okręgu, nazywało się Austria i było sławną stolicą dumnego Cesarstwa Wiedeńskiego. A wyspa, na której teraz stoi, nazywała się Hawanakuba, i bez wątpienia była wielkim cesarstwem, które narzuciło innym swoją hegemonię w zamierzchłych, krwawych początkach współczesności.

No, ale to odkrył dla czysto osobistej satysfakcji. Mocno wątpił, czy takiego na przykład Garommę zaciekawiłby fakt, że pochodzi nie z Dwudziestego Regionu Rolniczego Szóstego Okręgu, ale z kraju zwanego Kanadą, jednego z czterdziestu ośmiu republik składowych starożytnych Północnych Stanów Zjednoczonych Ameryki. Ale jego, Looba, ciekawił. Każdy następny fragment wiedzy dawał ci dodatkową władzę nad innymi ludźmi, którą kiedyś w jakiś sposób można będzie wykorzystać.

Przecież gdyby Moddo wiedział cokolwiek o technikach transferu, których naucza się w wyższych kręgach Związku Uzdrowicieli Myśli, nadal sam by rządził światem! Ale nie. Tak musiało być. Garomma musiał być w rzeczywistości zaledwie narzędziem, rzeczą w rękach Moddo. A Moddo musiał pod wpływem tych dziwacznych nieubłaganych sił przyjść do Looba i oddać się pod jego kontrolę. Tak musiało być, żeby Loob, ze swoją specjalistyczną wiedzą na temat kierowania ludzkim umysłem, stał się dziś jedynym niezależnym człowiekiem na Ziemi. Co było jednocześnie bardzo miłe.

Zachichotał cichutko, bardzo z siebie zadowolony; po raz ostatni przeczesał palcami brodę i pchnął drzwi Biura Badań nad Uzdrawianiem.

Szef biura z pośpiechem podszedł do niego i skłonił się.

— W dniu dzisiejszym nic nowego. — Mówiąc to wskazał na maleńkie pokoiki, w których laboranci siedzieli nad starymi księgami albo wykonywali doświadczenia na zwierzętach i skazanych za przestępstwa ludziach. — Po tym, jak przyjechał Sługa Wszystkich, trochę czasu minęło, zanim wzięli się z powrotem do pracy. Wszyscy mieli rozkaz wyjść na główny korytarz i cieszyć się razem z Garommą.

— Wiem — odrzekł Loob. — W taki dzień jak dzisiaj nie spodziewałem się wielkich postępów. Ale niech dalej nad tym pracują. To poważne zagadnienie.

Jego rozmówca wzruszył ramionami.

— Którego, o ile mi wiadomo, nikt jeszcze nie rozwiązał. A te starożytne manuskrypty, które odkryliśmy, są w okropnym stanie. Jednak wszystkie dotyczące hipnotyzmu są zgodne, że nie może do niego dojść przy żadnym z trzech warunków, których oczekujesz: wbrew woli jednostki, na przekór jej osobistym pragnieniom i własnemu zdaniu oraz utrzymując ją przez dłuższy czas w pierwotnym stanie uległości bez ponownej stymulacji. Nie mówię, że to niemożliwe, ale…

— Ale to niezmiernie trudne. Pracowałeś nad tym trzy i pół roku. Masz jeszcze tyle czasu, ile trzeba. Plus sprzęt. Plus ludzi. Wystarczy jedna prośba. A na razie pochodzę sobie i zobaczę, jak im idzie. Nie musisz iść ze mną. Lubię sam zadawać pytania.

Szef biura powtórnie się skłonił i wrócił do swego biurka na końcu sali. Loob Uzdrowiciel Myśli, Asystent Trzeciego Wice-Stugi Edukacji, szedł powoli od pokoju do pokoju, obserwując postępy, zadając pytania, ale przede wszystkim zapamiętując cechy osobiste psychologów-laborantów.

Był przekonany, że właściwy człowiek był w stanie rozwiązać ten problem. Więc to tylko sprawa znalezienia właściwego człowieka i maksymalnego ułatwienia mu pracy. Właściwy człowiek będzie na tyle zdolny i wytrwały, żeby dobrze przeprowadzić badania, a jednocześnie musi mieć na tyle mało wyobraźni, żeby nie przemówił do niej problem, z którym największe umysły wszechczasów nie dały sobie rady.

A gdy rozwiąże ten problem, wtedy podczas jednej rozmowy z Garommą weźmie Sługę Wszystkich pod swoją bezpośrednią, osobistą kontrolę na resztę jego życia i nie będzie musiał komplikować sprawy długimi seansami terapeutycznymi z Moddo, na których musiał ciągle sugerować i okrężnymi drogami dochodzić do celu, zamiast dawać proste, jasne, niedwuznaczne rozkazy. Gdy tylko rozwiąże ten problem…

Doszedł do ostatniej klitki. Pryszczaty młodzieniec, który badał podartą i nadgniłą księgę leżącą na prostym, pomalowanym na brązowo stole, nie słyszał, jak wchodził. Loob przyglądał mu się przez chwilę.