Выбрать главу

— Miło mi widzieć was wszystkich. To uprzejmie z waszej strony, że przyszliście mnie powitać — powiedział wesoło. — Jestem Sean. To tak na wypadek, gdybyście mieli wątpliwości. Mamy teraz piątek, prawda? W nocy.

— Tak, piątek — odezwała się doktor White. Jej głos, zduszony od emocji, był niski i ochrypły. — Piętnasty kwietnia.

— Noc, gdzieś między dwudziestą drugą a dwudziestą trzecią — dodał. — Czyli jestem na czas.

— Na czas — odrzekła.

Dlaczego byli aż tak wstrząśnięci? Bądź co bądź trzy skoki miał już za sobą, dwa do przodu i jeden wsteczny. Powinni byli się już przyzwyczaić… I naraz pojął swoją własną głupotę. To on się do tego przyzwyczaił, ale nie oni. Oni nie mieli jeszcze ku temu okazji, ponieważ dla nich działo się coś zupełnie nowego. Żyli TU, trzy i pół dnia przed eksperymentem. Teraz po raz pierwszy w życiu ujrzeli człowieka podróżującego w czasie.

Może nigdy naprawdę nie wierzyli, że eksperyment może się powieść? Lub może, pracując nad nim teoretycznie, nie byli przygotowani na przyjęcie go jako realnego faktu, na to, że Sean wpadnie tu prosto z przyszłego wtorku. Na przekór wszystkim latom pracy, jakie włożyli w realizację swego ambitnego planu, wbrew wszystkim godzinom spędzonym na rozmyślaniu o tym, jak to będzie, gdy podróżowanie w czasie stanie się faktem dokonanym, przybycie Seana okazało się wstrząsającym wydarzeniem.

— Mamy tu parę testów i chcielibyśmy poddać cię badaniom — oświadczył doktor Thomas.

— Testy? — Sean uśmiechnął się cierpko.

Doktor Thomas był kierownikiem grupy psychologów i zawsze miał do powiedzenia to: „mamy tu parę testów i chcielibyśmy…” Sean nigdy nie przejmował się tym pedantycznym i zarozumiałym psycholożyną, który wydawał się raczej skomputeryzowaną podróbką istoty ludzkiej niż prawdziwym człowiekiem z krwi i kości. W kolejnych fazach projektu raz po raz podłączał Seana i Erika do multifazowych elektronicznych urządzeń, które warkotały, brzęczały i błyskały po oczach z takim natężeniem, że doprowadzało to ich do szału. Psychologowie w tym czasie zgłębiali tajniki bliźniaczych umysłów. Ta ciężka próba była konieczna-jak im tłumaczono — by stwierdzić, czy obydwaj są wystarczająco wytrzymali, aby podołać stresom wywołanym przez przeskok w czasie. I najwidoczniej okazało się, że są.

W porządku. Ciekawe, co jeszcze chciałby wiedzieć Thomas? Skoro najtrudniejszy z testów właśnie się rozgrywa i jest nim sam eksperyment. Czy to mu nie wystarcza? Sean nie zamierzał poddać się następnej próbie ze wszystkimi tymi instrumentami tortur…

— Tutaj, proszę — wskazał doktor Thomas. — Czy możesz iść o własnych siłach?

— Oczywiście, że mogę. Myślisz, że zostałem upośledzony umysłowo?

— Proszę cię, nie mamy dużo czasu.

— Ja po prostu jestem ciekaw, dlaczego mam znosić jeszcze jakieś idiotyczne…

— W kwestii, którą chcielibyśmy rozstrzygnąć, chodzi o to — zaczął doktor Thomas chłodno — czy retroakcyjność przemieszczeń w czasie implikuje uszkodzenia ludzkiego systemu nerwowego. Lub, jeśli wolisz, bym przełożył to na język prosty…

— Nawet nie wiedziałbyś, jak to zrobić — rzucił Sean. — Ja ze swej strony mogę cię zapewnić, że mój mózg pracuje właściwie. Mogę ci nawet przeliterować od tyłu „retroakcyjność”. Może nawet „implikować”. A co byś powiedział na obydwa te słowa razem od tyłu? To by było coś takiego: ć…

Doktor Wbite delikatnie objęła Seana.

— Nie mamy żadnych wątpliwości, że przeszedłeś te skoki w dobrym zdrowiu — powiedziała bardzo spokojnie. — Ale,

Sean, my naprawdę potrzebujemy informacji. Musimy znać puls, twój czas reakcji, refleks automatyczny i tak dalej. Wierz mi, to jest ważne. I praktycznie rzecz biorąc, jest to nasza ostatnia okazja, by zebrać wyniki. Maszyna testująca jest tak przygotowana, że nagra wszystko szybko i automatycznie. Zrozum, zostało nam piętnaście minut do twojego następnego przemieszczenia.

Przez cały długi okres przygotowań do eksperymentu doktor White była racjonalnym, ciepłym głosem rozsądku. Za każdym razem, gdy ktoś nie wytrzymywał nerwowo, a wraz ze zbliżaniem się terminu atmosfera stawała się coraz bardziej napięta, ona zawsze potrafiła przywrócić spokój i równowagę.

Również i tym razem Sean nie był w stanie przeciwstawić się spokojowi, prostocie i rzeczowości, jakie z niej emanowały.

— No dobra, to zaczynajcie — powiedział z rezygnacją.

Czekał ponuro na gwałtowny atak migotającego ekranu, wirujących esów-floresów i wyjących syren. Pomyślał, że dlaczego by nie iść im na rękę. Doktor White miała rację. Wiele okazji do zrobienia mu testów nie będzie. Następny skok w przeszłość przeniesie go na poziom minus-pięć-razy-dziesięć-do-potęgi-piątej-minut. Mniej więcej rok wstecz. Prawdopodobnie tam też będą go oczekiwać wraz z testami. Lecz kolejny przeskok przeniesie go już w przeszłość na poziom minus-pięć-razy-dziesięć-do-potęgi-siódmej-minut. Będzie to rok tysiąc dziewięćset dwudziesty pierwszy. Doktora Thomasa nie było jeszcze wtedy na świecie, nie było nawet jego rodziców. Może nawet i dziadków. W roku tysiąc dziewięćset dwudziestym pierwszym nikt już nie będzie próbował posadzić go przed multifazową maszyną testującą.

9

Erik

– 5 × 104 minut

Padało. Słyszał bębnienie kropel uderzających o dach jednopiętrowego budynku laboratorium. To był marzec. Miesiąc przed Czasem Zero. Padało wtedy prawie przez cały czas. Poziom opadów okazał się wyższy niż w najbardziej deszczowej zimie, jaka miała miejsce w południowej Kalifornii w ciągu wielu lat. Nieustanne opady spowodowały ślizgawki błotne i inne kataklizmy na obszarze całego stanu. Dopiero w końcu miesiąca znów pokazało się słońce. Powietrze stało się suche i ciepłe. Przewidywano, że pogoda nie zmieni się już do jesieni. Pomiędzy kwietniem a listopadem prawie nigdy nie zdarzały się deszcze, lecz o tej porze padało często.

Szum ulewy wydał mu się piękny. Być może zbocza gór były teraz jedynie parującym paskudztwem, a domy odpływały ze swoich fundamentów, lecz dla Erika łomot deszczu stanowił najsłodszą muzykę, jaką tylko mógłby sobie wymarzyć. Ta muzyka mówiła mu, że wszystko idzie zgodnie z planem.

Był pięćdziesiąt tysięcy minut w przeszłości. Równało się to 833,3 godzinom albo 34,72 dniom. Arytmetykę podróży w czasie wpajano mu tak długo, aż był w stanie policzyć wszystko w pamięci nawet wyrwany ze snu w środku nocy.

Przy każdym następnym przesunięciu skacze się dziesięciokrotnie dalej, z tym że na przemian występują ruchy do przodu i wstecz. Stąd za każdym razem wraca się do przeszłości sto razy odleglejszej niż przy skoku poprzednim. Podobnie dzieje się w przypadku przyszłości. Początkowe przesunięcia dzieliły niewielkie odstępy czasowe, ale wciąż zwielokrotniał się czynnik stukrotnego powiększenia. Stąd też kolejność przemieszczeń będzie następująca: 8,33 godziny do tyłu i 83,3 godziny do przodu, potem 833,3 godziny wstecz i 8333,3 godziny do przodu, i wówczas 83 333,3 godziny do tyłu, co daje już 9,51 roku wstecz. Potem następuje 95,13 lat do przodu, później 951,3 lat wstecz. Potem 9513 lat do przodu i 95 129,3 lat wstecz. I następnie 951 293,7 lat do przodu. Potem 9 512 937,5 lat wstecz. I potem…

Szczytowe odchylenie wahadła spowoduje przemieszczenie do Czasu Ostatecznego, technicznej granicy eksperymentu określającej maksymalny skok na odległość dziewięćdziesięciu pięciu milionów lat w przyszłość. Później skok wstecz na ten sam dystans — ku okresowi kredy i czasom dinozaurów…

Przepełniony radością słuchał bębniącego deszczu. Przenieś mnie w przeszłość, myślał, przenieś mnie w przeszłość, pozwól mi obejrzeć samo „zaranie czasu”.