Выбрать главу

a jeśli z narzekaniem winną tłoczysz jagodę, ono jad wsączy w wino.

A choćbyś jako anioł śpiewał a nie kochał pieśni, tedy powiadam wam,

iż tylko znieczulasz słuch człowieka na głosy dnia i na szmery nocy.

O Radości i Cierpieniu

Teraz niewiasta się ozwie: powiedz nam o radości i o cierpieniu.

A on rzecze:

Radość twa jest twoim smutkiem, gdy ten zrzuca swoją zasłonę.

Tę samą studnię, z której wytryska radość twoja, jakże często wypełniały twe łzy.

Czyż może być inaczej?

Im głębiej żłobi nas cierpienie, tym więcej radości może pomieścić serce.

Czyż czara, którą wino dziś czerpiesz, nie była wpierw wypalona

w ogniu garncarza?

A fletnia, która koi dziś twoją duszę, czyż nie była drzewem, które strugając i drążąc ciął ostry nóż?

Gdy cię radość unosi spójrz w głąb serca, a ujrzysz, iż tylko to, co sprawiało ci smutek teraz radość daje;

a gdy smutek zawita, spójrz znów na dno serca, a zobaczysz, że w istocie łzy twoje płyną tylko o to, co było przed chwilą uniesieniem radości.

Niektórzy z was mówią: „Radość jest większa aniżeli cierpienie";

a inni: „o nie, smutek jest od niej większy”.

A ja wam powiadam, iż nierozdzielni są,

i zawsze razem przychodzą do nas w gości; gdy jedno zasiada u twego ogniska, pamiętaj, iż drugie stoi tymczasem u wezgłowia twego.

Zaprawdę zawieszeni jesteśmy pomiędzy szalą smutku

a szalą radości naszej,

i tylko, gdy się w nas pusto robi i cicho, możemy stać prosto,

w równowadze spokoju.

A gdy Wielki Skarbnik podnosi nas, by złoto swoje i srebro odważyć, wonczas to szala radości naszej albo cierpienia, musi w górę iść lub opadać.

O Domach

Teraz murarz się zbliża i prosi: o domach nam powiedz.

A on rzekł:

Wpierw zanim twój dom w murach miasta zamkniesz;

wznieś w wyobraźni szałas wśród pustyni;

albowiem jak o zmierzchu twoim, wielokrotnie w dom wracasz,

tak wraca w mieszkanie swoje i ten, zawsze daleki, samotny w tobie wędrowiec.

Dom twój to jakby twoje szersze ciało.

Rośnie w słońcu, a usypia wśród ciszy nocnej i nie obywa się też bez snów.

Czyż dom twój nie śni? a we śnie czyż nie wychodzi poza mury miasta,

w gaje i na szczyty wzgórz?

Chciałbym móc zgarnąć domostwa wasze w dłoń i jak siewca

po lasach je rozrzucić i łąkach;

chciałbym by jary stały wam za drogi, a za ulice ścieżyny zielone,

abyście chadzali jeden ku drugiemu poprzez winnice szerokie,

w odzieży przesiąkłej świeżym aromatem ziemi.

Lecz to nie może się jeszcze stać.

W lęku swym praojcowie wasi stłoczyli domostwa swoje o wiele

za blisko.

A lęk ten nie tak prędko minie. Jeszcze czas jakiś mury miast

oddzielać będą wasze ogniska domowe od waszych pól.

Powiedzcie mi, ludzie Orfalezu, co też wy macie w tych waszych domostwach?

Co tak skrzętnie chronicie za mocnym ryglem opatrzoną bramą?

Czy spokój tam ukrywacie, cichą, wewnętrzną zwartość,

co wam moc waszą objawia?

Czy wspomnienia tam chowacie, owe świetliste, pomiędzy szczytami myśli przerzucające się łuki?

A może piękno, co serca wasze od przedmiotów z drzewa i kamienia ciosanych, ku świętej górze unosi?

Powiadajcie mi ludzie, czy macie to wszystko w domach waszych?

Czy jeno zadowolenie i pożądanie wygody, co to wślizguje się niepostrzeżenie w dom, niby gość, by niebawem gospodarzem się stać i panem, a wkrótce zmienić się w pogromcę, co swym batem wasze wielkie tęsknoty w chochoły obraca.

Wygoda aksamitne ma ręce, lecz serce z kamienia;

kołysze was do snu, by u wezgłowia stanąć i z dostojeństwa ciała

szydzić bezlitośnie,

i drwić ze zdrowej zmysłów jędrności, otulając je w miękkie puchy,

jakby to były kruche i łamliwe cacka.

Zaprawdę żądza wygody gasi płomień duszy i jej wzloty zabija, a potem śmieje się szyderczo wśród pogrzebnej stypy.

Lecz wy, dzieci przestrzeni, wy, niespokojni nawet w spoczynku waszym, wy się jej w sidła pochwycić nie dacie, ani opanować.

Dom wasz nie będzie kotwicą, lecz masztem.

Nie będzie połyskliwą błonką, co ranę ukrywa, a powieką

co oku za ochronę służy.

Nie będziecie składać swych skrzydeł by się zmieścić we drzwi,

ni uginać karku i pochylać czoło, by głową nie rozbić powały, ani też wstrzymywać oddech szeroki, w obawie by nie porysowały się i nie pękły ściany.

Nie będziecie mieszkać w grobowcach, które martwi pobudowali dla żywych.

Dom wasz, choć wspaniały i godny, nie zawrze waszej tajemnicy, nie zamknie tęsknoty;

bowiem to, co bezgranicznym jest w was, w niebios mieszka przybytku, a wrota jego to poranna mgła, a okna — to pieśń i cisza nocy.

O Odzieży

Tkacz teraz się zbliża i mówi: powiedz nam o odzieży.

A on rzecze:

Odzież wasza przysłania wiele waszego piękna, lecz nie ukrywa brzydoty.

Choć chcielibyście schronić się w swe szaty, by od nagości swej poczuć się wolni, ileż to razy stają się one jarzmem i obrożą.

Radbym widzieć jak słońce i wiatr więcej waszej skóry bezpośrednio dotyka, a nie przez osłony szat,

bowiem w świetle słonecznym tchnienie żywota się tai,

a dłoń życia — w wichrze.

Ktoś z was rzekł: "To północny wiatr, utkał odzież naszą”.

A ja powiadam: o, tak, północny wiatr, ale wstyd był jego warsztatem,

a zwiotczałe mięśnie posłużyły za nić;

a gdy wiatr ukończył swą pracę, sam się z niej śmiał w głębi lasów.

Pamiętaj, iż wstydliwość służy tarczą tylko przed okiem ludzi sprośnych,

a gdy ci znikną z oblicza ziemi, czyż nie będzie ona jeno ciężarem i pokalaniem myśli?

Nie zapominaj też, iż ziemia cieszy się dotknięciem twoich bosych stóp, a wiatr z lubością igra włosem rozwianym.

O Kupnie i Sprzedaży

Kupiec się odzywa: powiadaj nam o kupnie i o sprzedaży.

A on odpowiedział, mówiąc:

Ziemia przynosi wam swój plon, nie zaznasz więc nędzy, jeśli będziesz wiedział jak wypełniać nim dłonie.

Wymieniając dary ziemi zaspokoisz wszystkie swoje potrzeby i dostatek zdobędziesz.

Lecz jeśli życzliwa sprawiedliwość nie pokieruje wymianą, jeśli w niej nie będzie miłości, tedy sprowadzi ona na jednych chciwość, a na innych głód.

Gdy wy, pracownicy winnic, morza i pól, spotkacie na targu garncarza, tkacza, czy korzeni wytwórcę,

wezwijcie Ducha ziemi Zarządcę, by stanął wpośród was i błogosławił wagom i miarom waszym, co jedną wartość za drugą szacują.