— Słyszałem, że zwiększyłyście liczbę stanowisk.
— Do jedenastu. Sześć na Sel, w różnych punktach, tak rozstawione, aby się dublowały dla obszaru całego nieba. Obsługują je Rita, Wiktor, Suń, Mei i Czin. Dalsze cztery stanowiska, obsługiwane przez Korę, Allana, Zoję i ojca, znajdują się na Temie. Ponadto Wład i Dean mają dokonać próby zlokalizowania źródła ewentualnej emisji falowej lub korpuskularnej z labdżeta w drodze na Noktę. Będą wówczas oddaleni od nas ponad 520 milionów kilometrów i od nich wiadomość nadejdzie, rzecz jasna, z blisko półgodzinnym opóźnieniem.
— Wiem. To przecież dla mnie robią mapę neutrinową nieba. Mają niezły zestaw instrumentów. Widzę, że bardzo solidnie przygotowałaś tę operację.
Daisy w zamyśleniu patrzyła na Zoe. Jakże bardzo zmieniła się ona w ostatnich kilkunastu miesiącach. Ile hartu i wytrwałości, a zarazem energii i wewnętrznego optymizmu było w tej dziewczynie. Była w tym z pewnością również wielka zasługa Kory, która potrafiła dowieść jej, że mimo kalectwa może stać się pełnowartościowym członkiem ekspedycji. Niemniej — Zoe raz po raz zaskakiwała wszystkich zarówno swymi umiejętnościami jak i siłą charakteru. To już nie była tamta nieco lekkomyślna i impulsywna dziewczyna, która ważyła się na szaleńczy skok z Bolidu na powierzchnię Nokty. Zoe spoważniała i wysubtelniała. Jej spojrzenie na życie nabrało ostrości i wnikliwości. Zdobywana przez nią w trudzie wiedza stawała się coraz bardziej gruntowna i systematyczna.
Kiedy na początku tego roku przyszła do Andrzeja z projektem przeprowadzenia analizy, zapisu danych telemetrycznych, odbieranych przez stacje na Sel od dwóch lat, dla stwierdzenia, czy nie występuje jakaś cykliczność zakłóceń — powierzył jej to zadanie, traktując je raczej jako pożyteczne ćwiczenia rehabilitacyjne niż teren jakichś znaczących osiągnięć, zwłaszcza w porównaniu z rewelacyjnymi odkryciami na Temie. Wykrycie 27-dniowego cyklu i uzasadnione podejrzenia, iż wywiera on wpływ również na ludzi i zwierzęta, otwarły drogę do podjęcia szerszych badań pod patronatem Kory, która zresztą pozostawiła Zoe pełną inicjatywę. Pierwszy, jakkolwiek jeszcze nieudany eksperyment dostarczył wielu cennych doświadczeń. Teraz powierzono Zoe koordynowanie pracy trzech zespołów, obejmujących jedenaście stanowisk badawczych. Co prawda, zdanie Kory, siłą rzeczy, decydowało we wszystkich ważniejszych sprawach, niemniej funkcja była bardzo odpowiedzialna i Zoe odczuwała zarówno dumę, jak i obawę, czy potrafi wywiązać się w pełni z trudnych zadań. Traktowała je zresztą jako wielki egzamin swego życia, który pokaże jej, czy słusznie uwierzyła w swoje siły.
— Jeszcze dwa pytania — podjął Nym. — Ucieczce Robota I i zniknięciu twojego torusa też towarzyszyły zakłócenia radiowe?
— Tak, nawet dość silne gwizdy i trzaski.
— A w czasie schwytania meteorytu węglowego?
— Niestety, nie — Daisy wyprzedziła Zoe z zaprzeczeniem. — Sprawdzałam jeszcze raz sama, bo nie wiem, czy pamiętasz, że miałam wtedy takie dziwne halucynacje.
— Wiem. Właśnie dlatego pytam. Podobne zresztą halucynacje przeżyłem przed 133 laty jeszcze w Układzie Słonecznym.
— Czytałam-twoje wspomnienia z tego okresu. Czy przypuszczasz, że może być jakiś związek?… To chyba niemożliwe.
— Raczej: mało prawdopodobne.
— Chyba że chodzi tu o podobne zaburzenia postrzegania wywołane odmiennymi przyczynami — wtrąciła Zoe.
— Bywa i tak, że ten sam czynnik wywołuje bezpośrednio lub poprzez reakcje wtórne cały wachlarz bardzo różnych zjawisk. Burze magnetyczne; zakłócenia w łączności radiowej, wzrost napięcia nerwowego u ludzi i podatności na infekcje, jako następstwa wzrostu aktywności słonecznej, a zwłaszcza większych rozbłysków, były od dawna obserwowane na Ziemi. Nie zdziwi mnie, jeśli stwierdzicie pełna korelację między okresowym pogarszaniem się łączności i jakimiś wahaniami parametrów fizjologicznych, wzrostem nerwowości czy nawet zaburzeniami w postrzeganiu. Zastanawia mnie jednak, dlaczego zjawiska te powtarzają się w cyklu 27-dniowym. Gdyby to było na Ziemi, można by to powiązać z okresem obiegu Księżyca czy okresem syno- dycznym obrotu Słońca wokół osi. Ale czas obiegu Sel jest krótszy, zaś obrotu Proximy dłuższy od nich, i to znacznie. Jeśli zresztą uda się wykryć jakąś cy-kliczność aktywności tego czerwonego słońca, w co nie wątpię, nie będzie ona wynosiła 27 dni. Myślę zresztą, że wasze obserwacje w połączeniu z poszukiwaniami Deana i Włada powinny dostarczyć materiałów dostatecznie bogatych, aby wątpliwości dotyczące korelacji zostały ostatecznie rozstrzygnięte. Dziś rano przekazałem Deanowi zalecenie, aby nie ograniczał się do fal krótkich, ale przebadał całe widmo elektromagnetyczne, a także korpuls-kularne promieniowanie kosmiczne aż do neutrino. Was proszę o natychmiastową wiadomość, jeśli choć w przybliżeniu uda się zlokalizować źródło. Będę w obserwatorium przy pantoskopie.
— To znaczy, że włączasz się w naszą robotę! Jesteś wspaniały! — radośnie klasnęła w dłonie Zoe. — Czyżbyś coś podejrzewał? Nym nie podjął tematu.
— Wczoraj rozmawiałem z Allanem — powiedział jak gdyby mimochodem. — Jego hipoteza nie jest wcale tak niedorzeczna, jak by to wynikało z tego, co usłyszałem od Ziny.
— Ciągle się jeszcze z Ziną kłócicie? — wtrąciła Daisy kpiącym tonem.
— Tylko w tak zwanych pryncypialnych kwestiach — uśmiechnął się niepewnie. — Wiecie zresztą dobrze, jak to jest z tą wariatką…
— Wiemy i liczymy, że wkrótce zaprosicie nas na wesele. No, ale niepotrzebnie ci przerwałam. Co sądzisz o hipotezie Ala?
— Sam nie wiem… Nie bardzo trafia mi do przekonania. Hipoteza dziwna, chyba w twoim, Zoe, stylu…
— Nie w moim. Tu się mylisz. Różnimy się tu poglądami.
— Czyżby rozłam w waszych szeregach?
— Tylko zwykła różnica zdań.
— Z tego, co mi mówiła Zina, nie wszystko dla mnie jest jasne. Ale odniosłem wrażenie, że owe różnice zdań są poważne, a może wręcz zasadnicze. Czyżbym się mylił?
Oko mikrokamery wpatrywało się nieruchomo w twarz Nyma, lecz palce Zoe nerwowo gładziły plastyczny ekran.