Выбрать главу

Fakt jest oczywisty, myślał, że nie chodzi tu tylko o seksualne zauroczenie – choć ono istniało i aż ciarki przechodziły go na wspomnienie jej pocałunków – był jednak także, a może przede wszystkim, pod silnym wrażeniem jej inteligencji, poczucia humoru… Oraz tajemniczości. W pewnym momencie zamykała komuś, mówiąc w przenośni, drzwi przed nosem. A Tyler lubił dobijać się do takich drzwi.

– Jak ma na imię twój brat? – zapytał.

Spojrzała nań badawczo.

– Na imię? Brat? Angel.

– Dziwne imię dla faceta.

– Angel, Angelo, różnie do niego mówią.

– Angelo Douglas? Hm…

– A twoi bracia i siostry? – spytała szybko.

– Jest nas czworo. Mego brata Kyle'a poznałaś. Drugi to Reed. I mamy jedną siostrę o imieniu Kate. Jest mężatką, ma dzieci.

Lane uśmiechnęła się, lecz Tyler zauważył smutek w jej oczach. A było jej smutno dlatego, że zawsze żyła wśród swoich, otoczona rodziną, a teraz…

– A ty oprócz brata masz jeszcze rodzeństwo? – zapytał.

– Richard, Mark i Sophie – odparła podając angielską wersję imion. A tak chciałaby mu powiedzieć:. Jeśli zaś o mnie chodzi, to jestem Elaina Honora Giovanni, nie żadna Lane".

Wróciła Peggy wraz z Deanem i oboje włączyli się do roboty, bo klientów stale przybywało.

W pewnym momencie Tyler, wyrzuciwszy do śmietnika kubek po kawie, chwycił Lane w objęcia i porwał do tańca.

– Co ty wyprawiasz? – zapytała zmieszana, gubiąc krok.

– To shag.

– Słucham?

– To proste. Widocznie nie jesteś prawdziwą dziewczyną z Południa, skoro nie umiesz tańczyć shaga.

– Widocznie – zgodziła się.

Tłum wokół gęstniał, emocje rosły, co chwila rozlegał się głośny śmiech.

– Rozluźnij się, Lane, jesteś sztywna jak patyk.

Naprawdę starała się, co rusz jednak rozlegała się inna melodia, musiała więc uczyć się innych kroków, i tak w kółko. Ojciec zwykł był mówić jej braciom, że chłopak, który dobrze tańczy, ma zapewnione powodzenie u dziewcząt. Tyler musiał mieć zatem ogromne, bo tańczył bosko. Fantastycznie prowadził i już po chwili zgrali się ze sobą w tanecznym rytmie. Przechylał ją, wyginał, trochę samby, trochę swinga – nie obchodziło jej już, że stali się obiektem powszechnej obserwacji. Świat przestał dla niej istnieć.

Wyczuwał jej radość. Skoro już chwyciła smak tańca, to oszalała, oddała mu się bez reszty, a Tyler pragnął, aby muzyka nigdy nie zamilkła. Muzyka nabrzeża, muzyka plaży. Chłodnej nocy, rozpalonych ognisk.

Wokaliści przestali śpiewać, orkiestra – grać. Ludzie bili brawo, a Lane, z trudem chwytając oddech, ukryła twarz na piersi swego partnera.

– Było cudownie – powiedziała, odchylając głowę i patrząc mu w oczy. – Dziękuję.

Uśmiechnął się i odgarnął z jej policzka pasmo włosów.

– Trochę to trwało, zanim się rozkręciłaś.

– To prawda.

Sama była zdziwiona, że jeszcze tak potrafi się bawić. Tak długo chowała się w cieniu, uciekała od siebie samej.

– Muszę przed północą stawić się na swoim posterunku. Poczekasz na mnie tutaj? – zapytał.

– Nie, pójdę z tobą.

Gdy objął ją, przytuliła się do niego, a w nim aż serce zamarło z wrażenia. Wśród rzedniejącego już tłumu ruszyli w stronę posterunku Tylera, a potem w stronę jej sklepu. Usiedli na stopniach ganku.

– Chcesz jeszcze kawy? – zapytała.

– Nie, dzięki.

– Wino, piwo?

Dotknął wyimaginowanych słuchawek na uszach.

– Nie mogę, jestem na służbie, szanowna pani.

Lane siedziała oparta o poręcz po jednej stronie schodków, on – po drugiej.

– Dziękuję ci, Tyler – powiedziała.

– Za co?

– Że zrobiłeś ze mnie prawdziwą mieszkankę Południa.

– Musisz jeszcze popracować nad akcentem południowców. Przećwiczymy to na balu kończącym festiwal.

Prawie usłyszał trzask zamykanych przed sobą drzwi.

– Dziękuję za zaproszenie, ale nie mogę.

– Dlaczego?

– Dżentelmen nie pyta damy o powód odmowy.

Wykrzywił się szpetnie.

– Chodziłaś do szkoły dobrych manier czy co?

– Moja matka bardzo dbała o należyte wychowanie dzieci.

– I słusznie. Tylko nie rozumiem, jaki to ma związek z balem.

– Nie chcę po prostu, by ludzie zaczęli plotkować na nasz temat.

– Co by mieli do powiedzenia?

– Że jesteśmy razem.

– Ale jeszcze nie jesteśmy – zauważył.

Zrobiło jej się gorąco, zaczerwieniła się, lecz dzięki panującej ciemności wiedziała o tym tylko ona.

– Dopiero będziemy – dodał.

– Coś takiego! Za wiele sobie pozwalasz, Tyler. Nie zamierzam przespać się z tobą.

– Ja też nie zamierzam. Nigdy w życiu.

Zaniemówiła.

– Wiele rzeczy mógłbym robić z tobą w łóżku, ale nie spać.

Doznała dziwnego uczucia niemocy, bezradności. Zakręciło jej się w głowie.

– A jeśli ja po prostu nie mam ochoty na ten zimowy bal?

– Skoro nie masz, to nie masz. Trudno się mówi.

– No i dobrze, temat się wyczerpał.

– Ja tak nie uważam.

– Upierasz się niepotrzebnie – rzekła.

– Podaj mi jeden racjonalny powód, który by mnie przekonał.

– Nie muszę się przed tobą tłumaczyć.

– Owszem, musisz.

– Z jakiej racji?

Przesiadł się, był teraz tuż przy niej, patrzył jej w oczy, dotykał nogą jej uda.

– Z takiej mianowicie, że od dwóch prawie lat mieszkasz w tym mieście i z nikim, oprócz Nalli i klientów, nie raczysz się widywać. Ludzie na pewno chcieliby poznać cię bliżej. Tak jak ja cię poznałem.

Coś ją ścisnęło za gardło.

– To jest naprawdę fajny bal – powiedział. – Wszyscy ubieramy się szykownie i udajemy vipów.

Właśnie dlatego nie chciała w nim uczestniczyć. Będą tam na pewno kamery i reporterzy.

– Czarowna noc, jak z bajki – ciągnął. – Wszyscy szykują się już do Bożego Narodzenia, panuje świąteczny nastrój. Jeśli nie pójdziesz ze mną, będę musiał iść sam.

– Umów się z kimś innym.

– A chciałabyś tego?

– Mało mnie to obchodzi.

Obchodziło ją, i to bardzo. Wyczytał to z jej oczu.

– Muszę to sobie jeszcze przemyśleć – oznajmiła.

– Dobrze. To już lepsze niż „nie".

– Powiedziałam „przemyśleć", nie „tak".

– To ładnie z twojej strony, że mnie uprzedzasz, żebym nie łudził się na próżno. – Uniósł dłoń. Przez chwilę patrzył na nią uważnie, po czym dłoń opuścił. – Musisz wiedzieć, Lane, że nigdy w życiu tyle się nie napracowałem, żeby namówić dziewczynę na spotkanie.

Zmierzyła go spojrzeniem, jego masywną postać, długie nogi, i poczuła moc, jaką emanował. Zapragnęła dotknąć jego muskularnych ramion, gładkiej skóry. Ujrzeć, jak, nagi, powoli się do niej zbliża.

– No, może zdarzyło się to raz. Z Mary Sanford.

Przerwał tok jej myśli.

– Z Mary Sanford? – powtórzyła.

– Tak. Była ruda, z warkoczami. Nie chciała ze mną zatańczyć, a ja się uparłem.

– Wiem z własnego doświadczenia, jaki potrafisz być namolny.

Uśmiechnął się smętnie, jakby z poczuciem winy.

– Dała mi porządnego kuksańca w bok.

Lane roześmiała się. Wyobraziła sobie Tylera i atakującą go rudą dziewczynę.

– To przez te rude włosy – powiedział.

– Czy, według ciebie, wszyscy muszą ci być powolni?

Zastanowił się.