Выбрать главу

– Dobrze, pójdę.

Uśmiechnął się. Był to prawdziwie radosny uśmiech.

– Świetnie. To jest oficjalna uroczystość, pamiętaj.

– Mam nadzieję, że zdobędę coś odpowiedniego na tę okazję.

Dotknął czołem jej czoła.

– Dziękuję, kochanie – rzekł. – A teraz dobijmy do brzegu i radujmy się statusem ludzi sławnych.

Lane zbladła. Uśmiech zamarł na jej ustach. Zupełnie nie pomyślała o tym, że fotografie zwycięzców trafiają zazwyczaj do prasy.

Na pierwszą stronę. Wszystkich gazet stanu.

Pięknie, stwierdziła w duchu, spoglądając w stronę pomostu. Pełno już tam było dziennikarzy.

Co ona ma teraz począć? Jak się ukryć, nie czyniąc przykrości Tylerowi i nie wzbudzając jego podejrzeń?

Rozdział 9

Odwróciła się, chowając twarz przed kamerą, licząc na to, że Tyler niczego nie zauważy. Odpowiedziała na parę pytań reporterów, ale gdy zapytali o jej personalia, wymknęła się zręcznie, ustępując miejsca innym bohaterom festiwalu.

Podczas gdy fotoreporterzy robili zdjęcia, Lane szybkim krokiem zmierzała w stronę domu i wtedy właśnie dopadli ją McKayowie. Matka, siostra i brat. W końcu sam Tyler. Było absolutnie wykluczone, by nie kibicowała meczowi piłki nożnej, meczowi na cele charytatywne, który się odbędzie tegoż popołudnia, i by zabrakło jej w uroczystym barbecue na plaży.

Lane nie miała ochoty spędzać reszty tego dnia samotnie. I przyznała w duchu, że chciałaby go spędzić z Tylerem.

Przebrawszy się w cieplejszą odzież, zjawiła się na placu przed boiskiem i wszyscy ją powitali jak najlepszą przyjaciółkę. Wzruszyła ją ogromnie ta ich serdeczność, i myśl, że jest wobec nich nieszczera, ukrywa swoją tożsamość, szczególnie jej doskwierała.

Dowiedziała się, jaki numer ma Tyler, i obserwowała go bacznie, jak dzielnie zmaga się z przeciwnikami ciężkiego kalibru.

Jego rodzina zrobiła na niej ogromne wrażenie. Rodzina Giovannich była liczna, hałaśliwa i spontaniczna w okazywaniu uczuć. Kochała ich wszystkich, lecz McKayowie byli jej teraz bardziej bliscy niż własne rodzeństwo. W meczu, jaki teraz obserwowała, jej bracia graliby z większą pasją, bardziej dla efektu niż dla zabawy. Podejrzewała nie bez podstaw, że każdy z Giovannich chciałby sam rozsławić swoje nazwisko, dokonać czegoś na własną rękę, czegoś, co z winiarnią ojca nie miałoby żadnego związku. Młodym McKayom natomiast na żadnych wyczynach chyba nie zależało, odpowiadał im najwyraźniej ich obecny status w rodzinie.

Po paru minutach Tyler padł. Nie wstawał przez dłuższy czas i Lane zerwała się z miejsca, ale on po chwili dokuśtykał do ławki. Niebawem gra dobiegła końca – drużyna starszych poniosła druzgocącą klęskę.

Tyler skinął na Lane, by zeszła na boisko. Opuszczała trybunę radosna, pełna młodzieńczego uniesienia. To śmieszne, bo miała w końcu trzydzieści lat. Tyler, zakurzony, spocony, zdejmując hełm uśmiechnął się do niej.

– Popełniłem błąd – wyznał.

– Nikt tego nie zauważył – rzekła.

– To świetnie. Obejmę cię i będę udawał, że nic mi nie jest i wcale się o ciebie nie opieram.

Pożegnali się z jego rodziną i poszli w stronę parkingu. Lane przyszła tu na piechotę – jej nowo naprawiony samochód stał w garażu obok księgarni.

Gdy Tyler zatrzymał się przy wielkim wozie terenowym, zapytała marszcząc brwi:

– A co się stało z twoim sportowym autem?

– Wymieniłem go na ten.

Samochód był czerwony i ogromny. Jak można go prowadzić, zastanawiała się Lane, nie zahaczając o inne wozy.

– Dlaczego? Wydawało mi się, że lubisz to swoje srebrne autko.

– Chyba z niego wyrosłem – odparł, wzruszając ramionami.

A sęk tkwił w czym innym. Odkąd poznał Lane, zaczął myśleć o przyszłości, a sportowe samochody nie są praktyczne. Po raz pierwszy od trzech lat myślał o małżeństwie i założeniu rodziny. I oto spotkał kobietę, z którą chciałby ów plan zrealizować.

Ściągnął koszulę z ochraniaczami na ramiona i włożył swój stary podkoszulek z college'u.

Kiedy odbierał samochód z naprawy, doszedł do wniosku, że powinien kupić większe auto, rodzinne. Nie takie, które nadaje się dla samotnika, który jest już za stary, by grać w piłkę. I który niczego już od życia nie oczekuje. Popatrzył na Lane. Co jest? – myślał. Dlaczego on nie boi się kolejnej wpadki?

– O, Boże, Tyler, twoja ręka. Wygląda na to, że ją złamałeś.

Ujęła delikatnie jego dłoń, przyjrzała się zadrapaniom, dotknęła spuchniętych palców.

– Trzeba przyłożyć lód. Jedziemy do mnie – powiedziała.

– Mój dom jest bliżej, a ja muszę wziąć prysznic i przebrać się. Wsiadaj.

Zawahała się, a w jego oczach pojawiły się figlarne błyski.

– Boisz się być ze mną sam na sam? – zapytał.

– Skądże! Aleja poprowadzę. Z kontuzjowaną ręką możesz znowu na kogoś wjechać.

Wręczył Lane z uśmiechem kluczyki i zajął miejsce dla pasażera, nie szczędząc jej wskazówek, gdy włączała się do ruchu. Kiedy zajechali pod jego dom, Tyler, wysiadając z auta, jęknął niczym ranny żołnierz.

– Zapraszam – rzekł, gdy przekraczali próg. – Czuj się jak u siebie.

Lane rozejrzała się po skąpo umeblowanym wnętrzu. Wyglądało, jakby nikt w nim nie mieszkał, tylko odwiedzał je od czasu do czasu.

– Poczęstujesz mnie kawą? – zapytała.

– Jeśli znajdziesz takową, to bardzo chętnie. Od początku festiwalu nie było czasu na zakupy.

Z wyraźnym zmęczeniem ruszył schodami na piętro.

– Zapamiętaj ten moment – zawołała Lane – gdy znowu przyjdzie ci ochota grać z młodziakami.

– Twoja troskliwość, kochanie, wzrusza mnie do głębi! – odkrzyknął.

– Staram się – mruknęła.

Biedaczek, myślała, każdy krok sprawia mu prawdziwą mękę. Chciała już mu pomóc, ale pomyślała, że lepiej będzie, jak sam sobie da radę. A ona w tym czasie zwiedzi mieszkanie. Rozkład jej się podobał, w przeciwieństwie do wystroju. Wszystko zresztą świadczyło o tym, iż Tyler był w tym domu rzadkim gościem. Zaparzyła potem kawę, postawiła kubki na tacy, słuchając dobiegającego z łazienki szumu wody.

Jakiś głos podszeptywał jej: „Zanieś mu kawę". Ale inny ostrzegał: „Uważaj, on jest tam goły, mokry, obok sypialnia".

Wsparta o blat sączyła kawę, zastanawiając się: iść czy nie iść? Wspomnienia z ubiegłej nocy, gdy byli tak sobie bliscy, mąciły jej umysł, ożywiały tamte uczucia. A serce jej zareagowało przyspieszonym biciem. Uświadomiła sobie, że właściwie od pierwszej chwili sprawa była przesądzona. Zakochała się w Tylerze McKayu. Znów to łomotanie serca! Powinna wyznać mu prawdę o sobie.

Ale z drugiej strony nie może dopuścić do tego, by to, co zrodziło się między nimi, zostało zaprzepaszczone. Rozmyślając o tym, przemierzyła to skąpo umeblowane mieszkanie z dwoma kubkami na tacy i torebką z lodem. Westchnęła ciężko i ruszyła w górę po schodach. Tyler, sądząc po plusku wody, wciąż jeszcze brał prysznic. Na piętrze, jak stwierdziła, znajdowały się jeszcze cztery pokoje. Pchnęła drzwi do sypialni.

Dominowało w niej ogromne łoże z ciemnego mahoniu, przykryte zdobną kapą. I zaraz wyobraziła sobie ich oboje w tym łożu, nagich. Krew uderzyła jej do głowy. Spojrzała na otwarte drzwi do łazienki. Wiedziała już, co zrobi: dość tej ucieczki. Przed życiem, przed Tylerem. Postawiła na podłodze tacę i lód i podeszła do drzwi.

Tyler stał, opierając dłonie o kafelki, z opuszczoną głową, po której woda spływała. Przez przezroczyste szkło kabiny widziała każdy cal jego mięśni, wszystko, a było na co popatrzeć. Podniósł głowę i zobaczył Lane.