Stał bez ruchu. Zmierzyli się spojrzeniem.
Lane uśmiechnęła się.
Wyłączył prysznic, sięgnął po czarny ręcznik wiszący na drzwiach. Przetarł twarz, pierś, i owinął sobie ręcznik wokół bioder.
Rozsunął drzwi.
– Chciałaś tu przyjść – powiedział czując przemożną ochotę przytulenia jej do siebie. Jest tutaj, teraz, myślał, to wyraźny sygnał…
– Chciałam – powiedziała.
– Mam cię zapytać, czy jesteś tego pewna?
– Nie musisz. – Poprawiła zsuwające się okulary. – A ty? – spytała.
– Kochanie – jęknął niemal, zbliżając się do niej. – Nie wyobrażasz sobie nawet, jak bardzo pragnąłem, żebyś się tu zjawiła.
Pragnął jej od początku. Od pierwszego pocałunku. Gdy wyczuł, jak ucieka mu, zamyka się w tej swojej skorupie.
Zrzuciła buty, zdjęła skarpetki. Jego ciało zareagowało momentalnie. Wziął ją w ramiona. Całował ją. Z dziką zachłannością. Sięgnął dłonią pod sweter i po raz już któryś zachwycił się gładkością jej skóry. Chciałby pieścić każdy element jej ciała, rozkoszować się nią, czuć drżenie jej ramion, słyszeć krzyk rozkoszy.
Nigdy w życiu nie doznawał takich uczuć.
Nie wiadomo kiedy znaleźli się poza łazienką. Tyler wciąż całował Lane, jak gdyby bał się, że ona zaraz mu zniknie, i za wszelką cenę chciał ją przy sobie zatrzymać. Nie odrywał od niej wzroku, gdy spodnie opadły z jej bioder. I patrzył na nią, kiedy rozpuściła włosy – jedwabiste, rude, sięgające ramion. Jakim cudem, myślał, nikt dotąd nie porwał tak pięknej dziewczyny? Jak zdołała się uchować?
Westchnęła głęboko i jej piersi omal nie rozerwały koronkowego biustonosza. A gdy odchyliła się i rozpięła owe koronki, Tyler aż się zakrztusił. Chwycił ją w ramiona, całował. Pieścił jej nabrzmiałe brodawki.
– Mają cudowny smak – mruknął.
– To zasługa płynu do kąpieli – odparła dowcipnie, błądząc dłońmi po jego ciele, podczas gdy on pragnął coraz więcej.
Stali wtuleni w siebie, jego męskość atakowała jej gładkie jak jedwab ciało i Tyler czuł, że traci nad sobą kontrolę. Cofnął się nagle, uniósł dłonie i przeczesał nimi włosy.
– Co jest? – zapytała.
– Chwileczkę… Tak bardzo cię pragnę, ale muszę mieć trochę czasu…
– Zawsze „później"? Zawsze nakazujesz sobie cierpliwość?
Uśmiechnęła się i oparła kolano o jego łóżko. Poczuł ucisk w gardle, zrobiło mu się gorąco. Patrzył na nią i myślał, że nie dane mu było dotąd widzieć dziewczyny tak pełnej seksu, co podkreślał jeszcze ów czarny pas do pończoch. Wiele kosztowało go wysiłku, by nie zważając na nic, posiąść ją. Opanował się jednak. Na wszystko przyjdzie czas, pomyślał. Przywarł do niej, ogarniając jej ciało udami, uwięził ją nimi i pochyliwszy się, całował ją w szyję, w piersi. Dłońmi błądził po jej biodrach, zrywając z jej pośladków koronkowe stringi.
– Gdzie się podziała twoja cierpliwość?
– Przeceniłaś mnie.
Przytulił ją nagą do siebie, czując żar promieniejącej z niej energii. Była niczym burza, porażał go niemal prąd nieodłącznych od owej burzy piorunów.
Pożądała go. Całą sobą chłonęła zapach i smak jego ciała. Głaskała kontury jego piersi, dotykała ich ustami, językiem. Sięgnęła dłonią niżej…
Chwycił jej nadgarstek. Spojrzała mu w oczy i wyczytała w nich tęsknotę.
– Rozpadam się na drobne kawałki – powiedział, przełykając z trudem ślinę.
– Chcę widzieć te kawałki – rzekła, pieszcząc go w najczulszym miejscu.
Zacisnął powieki aż do bólu, oddech miał przerywany. I choć jej dotyk sprawiał mu rozkosz, dłużej nie mógł już wytrzymać. Pragnął tej ostatecznej intymności.
– Tak, Tyler – szepnęła. – Proszę cię, już…
Wchodził w nią powoli, bez pośpiechu, uśmiechał się, gdy widział w jej oczach szaleństwo.
Oparł się na łokciu i spojrzał na nią z góry. Odgarnąwszy pasmo jej rudych włosów, pocałował ją w czoło.
– Jesteś taka piękna – rzekł.
– Chcesz mnie uwieść pochlebstwem?
– Już cię uwiodłem.
Poczuła łzy pod powiekami.
– Tyler…
– To dla mnie wielka sprawa, kochanie.
– Dla mnie też.
Upajali się własnym rytmem. Coraz szybszym. Tyler był niczym tornado zmiatające wszystko wokół. A ona wciąż chciała więcej.
– Tyler… – szepnęła w pewnej chwili w ekstazie spełnienia. – Już…
– Wiem, kochanie, wiem.
Coś jej potem szeptał, jakieś pieszczotliwe słowa, dopóki orgazm nie sprężył jego ciała, wyginając je niemal w łuk.
Pokrył pocałunkami jej twarz, przywarł ustami do jej ust. Miał wrażenie, że wobec siły tych przeżyć jego organizm eksploduje, mózg nie wytrzyma takiego napięcia.
Z trudem odzyskał zdolność miarowego oddychania.
Lane spojrzała w jego dobre niebieskie oczy i uśmiechnęła się. Kochała go. Jeśli do tej pory miała wątpliwości, to już ich nie ma. Mogłoby to ją przerazić, ale nie przeraziło. Odbierała to tak, jakby drzwi, do tej pory zamknięte, otworzyły się nagle. Powoli zaczynała coś mu o sobie mówić i Tyler szybko chwytał tę wiedzę. I zachowywał ją dla siebie. Choć to, czego się dowiedział, nękało go niekiedy, z wrodzoną delikatnością niczego więcej nie dociekał.
A Lane nie zastanawiała się nad tym, że, chroniąc siebie, swoją prywatność, okłamywała go. Żyła teraźniejszością. Tą chwilą.
– Lane?
– Tak?
– Jesteś nadzwyczajna.
Pocałowała go, a jej policzki pokrył rumieniec.
– Nie powiedziałem ci wszystkiego, co o tobie sądzę, kochanie. Wbiłbym cię w próżność – rzekł pieszcząc jej piersi.
– Zmierzasz do czegoś? – zapytała, spoglądając na niego figlarnie.
Ubóstwiał ten jej błysk w oczach. Zadzwonił telefon, Tyler spojrzał na aparat z niechęcią i podniósł słuchawkę.
Lane obserwowała go ze skrzyżowanymi na piersi rękami.
– Tak, mamo, dobrze się czuję.
Powstrzymując się od śmiechu Lane przykryła usta dłonią. Poruszyła przy tym niechcący sznur telefonu.
– Nie, nie przerwano połączenia – rzekł, unosząc do góry wciąż spuchnięty palec. – Lane jest u mnie.
Lane wybałuszyła oczy ze zdziwienia.
– Zobaczymy się na plaży – dokończył i odłożył słuchawkę.
– Aż nie do wiary, że powiedziałeś jej, że tu jestem.
– Nie widziała, w jakiej jesteśmy pozycji.
Chciała się odsunąć, ale Tyler chwycił ją mocno wpół.
– Nie możesz wciąż się ukrywać, kochanie.
– Ja się nie ukrywam.
– Czyżby? No to opowiedz o swojej rodzinie.
– Już ci opowiedziałam.
– Faktycznie. Jak kto ma na imię. Nic poza tym.
– Co oni mają do rzeczy. Ja jestem ważna, nadzwyczajna – oświadczyła żartobliwie, nawiązując do jego słów. – W tej chwili liczymy się tylko my, ty i ja.
– Co prawda, to prawda – rzekł, obejmując krągłość jej bioder.
– Nigdy nie masz dość, Tylerze – rzekła. – Jesteś wyraźnie uzależniony.
Co powiedziawszy, poddała się jego pieszczotom, a nawet sama wykazała aktywność. Tyler myślał już tylko o niej. I chyba do końca życia starczy mu tego myślenia.
Szybko wzięli prysznic i pobiegli na plażową imprezę, żeby ubiec telefon matki.
– Czy mam wypisane na twarzy poczucie winy? – zapytała Lane.
– Nie – rzekł już po drodze, obejmując ją. Pocałował ją w czubek głowy. – Ja też nie czuję się winny. Ani trochę.
– Ale jesteśmy spóźnieni.
– Potrzebowałem opieki medycznej.