— Symulujesz? — Joanna nie straciła czujności.
— Tak jest, w tym celu stosuję psychoaktywny lek o nazwie dithetamina. Czekaj, zacznę od początku. Pan O’Reirdon musiał być reanimowany, a my w pewnym sensie mieliśmy zapis jego doświadczeń granicznych. Pewnie rozumiesz, że nie chciałem nadawać sprawie rozgłosu. Właśnie ukazała się książka pana Mandrake’a, zapraszano go do wszystkich talk show, gdzie twierdził, że życie po śmierci jest całkowicie realne, a ja potrafiłem sobie wyobrazić, co by się działo, gdybym pokazał swoje fotograficzne dowody. — Przesunął otwartą dłonią w powietrzu, jakby przedstawiał nagłówek z gazety. — „Naukowiec twierdzi, że istnieją doświadczenia graniczne”.
— Nie, nie tak — zaprzeczyła Joanna. — „Naukowiec fotografuje niebo”, a pod spodem nachalnie sfałszowane zdjęcia błyszczących bram niebios nałożonych na schemat budowy mózgu.
— No właśnie, zresztą to nie miało nic wspólnego z badaniami dotyczącymi opracowania mapy mózgu, które prowadziłem. Dlatego udokumentowałem wyniki badania i opis doświadczeń granicznych, przedstawiony przez pana O’Reirdona, a następnie wszystko trafiło do szuflady. Dwa lata później czytałem o badaniach dowodzących istnienia wpływu środków psychoaktywnych na funkcjonowanie płatu skroniowego. W artykule zamieszczono zdjęcie tomografii komputerowej pacjenta po dithetaminie i wyglądało mi to znajomo. Dla porównania wyciągnąłem fotografie pana O’Reirdona. Schemat okazał się podobny.
— Dithetamina? — powtórzyła Joanna.
— To lek zbliżony do fencyklidyny — wyjaśnił Richard, grzebiąc po kieszeniach fartucha. Joanna zastanawiała się, czy zamierza wyciągnąć fiolkę pełną tabletek. Lekarz wydobył jednak opakowanie miętusów. — Masz ochotę na poobiedniego dropsa? — zaproponował. Wzięła jedną pastylkę.
— Lek nie powoduje psychotycznych skutków ubocznych, tak jak fencyklidyna, ani też euforii — kontynuował, rozdzierając opakowanie dropsów. — Wywołuje za to halucynacje. Kiedy zadzwoniłem do lekarza prowadzącego badania i poprosiłem o szczegóły, wyjaśnił, że jego pacjenci opisywali, jak unosili się nad ciałami, a następnie wkraczali do ciemnego tunelu kończącego się światłem, w którym stała promieniująca istota. Wtedy wiedziałem, że wpadłem na coś interesującego.
Ustalenie, co się dzieje po śmierci, zawsze fascynowało ludzi, podobnie jak obecnie spirytualizm i książki pana Mandrake’a. Nikt nigdy nie opracował naukowej metody przekonania się o tym, chyba że wziąć pod uwagę Harry’ego Houdiniego, który nie zdołał po śmierci skontaktować się ze swoją żoną. No i był jeszcze Lavoisier.
Ten wielki francuski chemik został skazany na ścięcie i zaproponował przeprowadzenie eksperymentu, aby udowodnić lub obalić hipotezę, że zdekapitowani ludzie zachowują świadomość po śmierci. Lavoisier stwierdził, że będzie mrugał, dopóki nie straci przytomności. Mrugnął dwanaście razy. Być może był to jedynie odruch, podobnie jak w wypadku kurczaków biegających z odciętymi głowami, i nie dałoby się tego zweryfikować. Sytuacja zmieniła się dopiero teraz.
— A zatem twoje badania sprowadzają się do podawania pacjentom dithetaminy i podłączania ich do skanera RIPT — podsumowała Joanna. — Następnie przeprowadzasz z nimi wywiad?
— Właśnie, a oni opowiadają o tunelach, światłach i aniołach, lecz nie wiem, czy to są takie same zjawiska, jakich doświadczają osoby w trakcie śmierci klinicznej, czy też zupełnie odmienna halucynacja.
— I właśnie tego oczekujesz ode mnie — mruknęła Joanna. — Mam porozmawiać z twoimi pacjentami i powiedzieć ci, czy moim zdaniem ich opisy pokrywają się ze spostrzeżeniami ludzi po doświadczeniach granicznych?
— Chciałbym poza tym, abyś przygotowała szczegółowe opisy doświadczeń moich ochotników. Ich subiektywne wrażenia są wskaźnikiem tego, które obszary mózgu są stymulowane i które przekaźniki nerwowe biorą udział w całym procesie. Naprawdę potrzebuję twojego doświadczenia z rozmów z osobami po śmierci klinicznej. Relacje uzyskane przeze mnie od moich pacjentów na niewiele się przydały.
— Zatem musiały być wiarygodne — sprzeciwiła się Joanna. — Osoby po doświadczeniach granicznych zawsze wypowiadają się w sposób niejasny, chyba że pan Mandrake informował je, co mają mówić. Jeśli zaczniesz wyciągać od nich szczegóły, zachodzi ryzyko zniekształcenia prawdziwości opisu.
— Właśnie — zgodził się Richard. — Dlatego cię potrzebuję. Potrafisz zadawać pytania, nie sugerując odpowiedzi, i masz doświadczenie w pracy z ludźmi po doświadczeniach granicznych. Wiem tylko, że zasadnicze elementy halucynacji po dithetaminie są zbieżne z przeżyciami podczas prawdziwej śmierci klinicznej. Poza tym sądzę, że praca ze mną przydałaby się także tobie — podkreślił z przekonaniem. — Masz okazję przeprowadzić szereg wywiadów w kontrolowanych warunkach.
Pomyślała, że w dodatku nie będzie musiała się przejmować, że pan Mandrake pierwszy dotrze do pacjentów.
— I co ty na to? — spytał Richard.
— Nie wiem — odparła Joanna, ze zmęczeniem pocierając skroń. — To brzmi fantastycznie, ale muszę się zastanowić.
— No jasne. Oczywiście — przytaknął. — Wiem, że to poważna decyzja, a ty miałaś ciężki dzień.
Tak jest, potwierdziła w myślach, i w dodatku widziałam blade i zimne ciało Grega Menottiego na stole do badań. Opuszczone. Porzucone.
— Nie musisz podejmować decyzji od razu — ciągnął Richard. — Przejrzysz jeszcze założenia moich badań, zapoznasz się z warunkami finansowymi. Masz czas na zastanowienie się.
— To dobrze — stwierdziła Joanna, nagle czując zmęczenie. — Bo na razie jeszcze trudno mi powiedzieć. — Wstała. — Słusznie, miałam ciężki dzień, a przed pójściem do domu muszę jeszcze spisać kilka wywiadów. Powinnam też odwiedzić Maisie…
— Rozumiem. Wieczorem przemyśl sobie moją propozycję, a jutro pokażę ci założenia badawcze. W porządku?
— Zgoda. O dziesiątej — postanowiła i weszła na schody. — Dziękuję za kolację. Twój fartuch to najlepszy bar w okolicy.
Po cichu podeszła do drzwi, uchyliła je ostrożnie i wyjrzała. Korytarz był pusty.
— Droga wolna — oznajmiła i wyszli z klatki schodowej.
— Do zobaczenia o dziesiątej. — Uśmiechnął się. — Jeśli nasuną ci się jakieś pytania, dzwoń. — Wyciągnął wizytówkę z kieszeni fartucha. Pomyślała, że przypomina jednego z klaunów, którzy wciąż wydobywają z kieszeni chustki do nosa, trąbki do roweru i króliki.
— Stworzymy świetny zespół — oznajmił Richard.
— Pozwól, że to przemyślę — odparła. — Jutro dam ci odpowiedź.
— Naprawdę chciałbym z tobą współpracować. Mam wrażenie, że możemy dokonać wielkich rzeczy.
Ruszył korytarzem i nagle odwrócił się z zakłopotaniem.
— Jak stąd dojść do mojego laboratorium?
— Pojedź windą na szóste — zaśmiała się. — Idź prosto łącznikiem, skręć na schody obok obrazowania magnetycznego i zejdź na piąte.
— Widzisz? — rozpromienił się. — Bez ciebie nie dałbym sobie rady. Musisz się zgodzić na współpracę w badaniach.
Potrząsnęła głową z uśmiechem, a następnie poszła do zachodniego skrzydła na spotkanie z Maisie. Od razu wpadła na Maurice’ a Mandrake’ a.
— Przesyłałem pani wiadomości na pager — odezwał się surowo. — Rozumiem, że przeprowadzała pani wywiad z pacjentem. Czy teraz pani idzie na kolejny?
— Nie — odparła Joanna, nie zatrzymując się.
— Podobno po południu na oddział nagłych wypadków trafił ktoś po reanimacji. Gdzie on jest?