— Dobrze, teraz nie możesz już wstawać z łóżka — zarządziła pielęgniarka. — Proszę dopilnować, aby odpoczywała — zwróciła się do Joanny i wyszła.
— Słyszałaś polecenie. — Joanna wstała. — Może przyjdę do ciebie jutro rano?
— Nie — sprzeciwiła się Maisie. — Nie może pani jeszcze odchodzić. Nic zdążyłam opowiedzieć o doświadczeniach granicznych. Mówiłam pani, że kiedy o mały włos nie umarłam, niczego nie widziałam, a pan Mandrake powiedział, że to niemożliwe, bo wszyscy widzą tunel i anioła. To nieprawda. Ten mężczyzna, który pracował na Hindenburgu i znajdował się wewnątrz balonu, kiedy doszło do eksplozji, nie spadł na ziemię, w przeciwieństwie do reszty. Uwiesił się na metalowych rozporkach i zrobiło się naprawdę gorąco. Bardzo sobie poparzył ręce, całe mu sczerniały, ale nie puścił, chociaż chciał. Mocno zacisnął oczy. — Maisie zademonstrowała jak. — I wtedy zobaczył te wszystkie rzeczy.
Rozpostarła kartkę dla Joanny. Okazało się, że jest to kserokopia jednej ze stron książki.
— Nie wiem, czy to była prawdziwa śmierć kliniczna czy nie, chociaż gdyby naprawdę zmarł, puściłby tę rozpórkę, prawda? Ale on ujrzał rozmaite obrazy na raz. Śnieg, pociąg, wieloryba unoszącego ogon nad powierzchnią oceanu.
Dziewczynka się pochyliła, uważając, aby nie oderwać elektrod, i podała Joannie pozginaną kartkę.
— Najbardziej podoba mi się fragment, w którym znalazł się w potrzasku i musiał zawisnąć na nogach jak na trapezie, aby nie spaść w ogień.
Joanna wygładziła papier i przeczytała opis tego, co widział członek załogi: błyszczące białe pola i wieloryba opisanego przez Maisie, a następnie przejeżdżający pociąg. Zdumiało go, że pojazd się nie zatrzymał, i uznał, że na pewno widział ekspres, ale to nie mogło być prawdą. Do Bregenz nie jeździły ekspresy.
Joanna podniosła wzrok.
— Chyba miałaś rację, Maisie. Myślę, że to były doświadczenia graniczne.
— Wiem — odparła dziewczynka. — Domyśliłam się tego, kiedy przeczytałam o tym, jak ten mężczyzna zobaczył śnieg, bo to, co wszyscy podobno widzą, jest białe jak światło. Przeczytała pani fragment, w którym śnieg zmienia się w kwiaty?
— Nie. — Joanna wróciła do lektury. Widział swoją babcię, siedzącą przy ogniu, a potem siebie jako ptaka w klatce rzuconego w płomienie, następnie raz jeszcze białe pola, lecz nie ze śniegu, tylko z kwiatów jabłoni, rozpościerających się przed nim na bezkresnych niebiańskich łąkach.
— I co pani na to? — niecierpliwiła się Maisy.
Szkoda, że to nie był jeden z moich pacjentów, pomyślała Joanna. Jego opis roił się od szczegółów i poza fragmentem o niebiańskich łąkach, nie zawierał żadnych standardowych wizji religijnych, tuneli i intensywnie białych świateł. Joanna miała niewielkie szansę kiedykolwiek wysłuchać takiej relacji z doświadczeń granicznych.
— Był bardzo dzielny, skoro się tak długo trzymał, prawda? — dopytywała się Maisie. — Zwłaszcza że tak bardzo bolały go ręce i w ogóle.
— Tak — przytaknęła Joanna. — Mogę to zatrzymać?
— Właśnie dlatego poprosiłam siostrę Barbarę o wykonanie ksero, żeby mogła je pani wykorzystać do swoich badań.
— Dziękuję. — Joanna ponownie zgięła papier.
— Nie sądzę, żeby mi się to mogło udać — zamyśliła się Maisie. — Pewnie bym puściła.
Joanna na chwilę przestała wsuwać papier do kieszeni.
— Założę się, że byś wytrzymała.
Maisie z powagą wpatrywała się w nią przez jedną długą minutę.
— Pomogłam pani w badaniach? — spytała w końcu.
— Oczywiście. Możesz zawsze być moją asystentką naukową.
— Poszukam jeszcze innych opisów. Założę się, że mnóstwo ludzi uczestniczących w katastrofach miało takie wizje, choćby podczas trzęsień ziemi i w ogóle.
Pewnie, że tak, pomyślała Joanna.
— Idę o zakład, że ludzie na Górze Świętej Heleny naprawdę je mieli. — Maisie odrzuciła koc i zaczęła wychodzić z łóżka.
— Nie tak szybko — powstrzymała ją Joanna. — Jesteś podłączona do urządzeń. Możesz być moją asystentką tylko, jeżeli będziesz wykonywała polecenia pielęgniarek. Nie żartuję. Masz odpoczywać.
— Sięgałam tylko po moją książkę o trzęsieniach ziemi. Leży na parapecie. Mogę jednocześnie odpoczywać i czytać.
Nie wątpię, potwierdziła w duchu Joanna.
— Nie czytaj dłużej niż kwadrans, dobrze?
— Obiecuję. — Maisie otworzyła książkę. — Prześlę pani wiadomość na pager, jeśli znajdę coś ciekawego.
— Trzymaj się, dzieciaku. — Joanna ścisnęła ukrytą pod kocem nogę Maisie i skierowała się do wyjścia.
— Niech pani nie wychodzi! — zatrzymała ją Maisie, a Joanna się odwróciła. — Muszę pani pokazać zdjęcie fortepianu.
— No dobrze. Jedno zdjęcie, ale potem naprawdę muszę iść.
Trzy zdjęcia fortepianu i dymiącego wraku Hindenburga później wreszcie uwolniła się od Maisie i wróciła do gabinetu. Gdzieś po drodze opadła z resztek sił i poczuła się krańcowo wyczerpana.
Była zbyt zmęczona, aby podlać bluszcz lub wysłuchać wiadomości na sekretarce, chociaż lampka kontrolna migotała dwa razy dłużej, co oznaczało, że w pamięci urządzenia zabrakło miejsca. Odłożyła wyłączony pager na stół, wzięła płaszcz i rękawiczki, wyszła i zamknęła za sobą drzwi na klucz.
— Dobrze, że jeszcze nie wyszłaś — ucieszyła się Vielle. Joanna się odwróciła. Vielle zmierzała do niej korytarzem, wciąż ubrana w ciemnoniebieski fartuch i czepek chirurgiczny.
— Co ty tutaj robisz? — zdumiała się Joanna. — Błagam, nie mów, że to kolejna śmierć kliniczna.
— Nic z tych rzeczy, na zachodzie bez zmian — odparła Vielle, zdejmując czepek i rozpuszczając wąskie, ciemne warkocze. — Przyszłam spytać, czy doktor Right cię znalazł i jakie filmy miałam pożyczyć na wieczór smakołyków w czwartek.
Na wieczór smakołyków zawsze wypożyczały filmy z wideoteki.
— Nie wiem — słabym głosem odparła Joanna. — Byleby nie o umieraniu.
— Tak myślałam. Nie mogłam porozmawiać z tobą później. Pracowaliśmy przy nim jeszcze przez dwadzieścia minut, ale to nie miało sensu. Odszedł.
Odszedł, pomyślała Joanna. Nie tylko osoby po doświadczeniach granicznych mówiły o odchodzeniu i powrocie w odniesieniu do umierania. Podobny zwyczaj mieli lekarze i pielęgniarki. Pacjent zszedł. Odszedł. Pozostawił żonę i dwoje dzieci. Opuścił ten świat. Matka Joanny mówiła ludziom, że jej ojciec zszedł. Ksiądz na pogrzebie jej matki mówił o „bliskich, którzy odeszli” oraz „tych, którzy odeszli przed nami”. Dokąd odeszli?
— Źle się dzieje, kiedy odchodzą tak szybko, bez ostrzeżenia — odezwała się Vielle. — Zwłaszcza tak młodzi jak on. Chciałam się upewnić, że nic ci nie jest.
— Wszystko w porządku — oświadczyła Joanna. — Męczy mnie tylko jedno — jak myślisz, o co mu chodziło, gdy powiedział: „Za daleko dla niej”?
— Znajdował się dość daleko, kiedy przyjechała jego dziewczyna. Nie sądzę, aby zdawał sobie sprawę z tego, że już przy nim jest.
Nie, pomyślała Joanna, nie o to chodziło.
— Wciąż powtarzał „pięćdziesiąt osiem”. Czemu to mówił?
— Kto wie? — Vielle wzruszyła ramionami. — Może powtarzał słowa pielęgniarek. Jego ciśnienie krwi wynosiło osiemdziesiąt na pięćdziesiąt.
Miał ciśnienie siedemdziesiąt na pięćdziesiąt, przypomniała sobie Joanna.