Выбрать главу

— Pani Joanna? — Za plecami usłyszała kobiecy głos.

Wygramoliła się z samochodu i odwróciła. Okazało się, że to Barbara z pediatrii.

— Mam wiadomość od Maisie Nellis. Prosiła, żeby pani powiedzieć, że wróciła do szpitala i ma pani coś ważnego do powiedzenia.

— Wiem — potwierdziła Joanna. — Już u niej byłam. Jak rozumiem, świetnie się miewa.

— Kto pani to powiedział?

— Jej matka. Oznajmiła, że Maisie przyjechała tylko na badania, a nowy lek znoszący arytmię okazał się rewelacyjny. To nieprawda?

Barbara pokręciła głową.

— Ona faktycznie przyjechała na badania, ale tylko dlatego, że doktor Murrow uważa, że w jej organizmie zaszły o wiele głębsze zmiany, niż to widać na podstawie badań serca. Zastanawia się nad podjęciem decyzji o umieszczeniu Maisie na liście osób oczekujących na przeszczep.

— Czy jej matka o tym wie?

— To zależy, co przez to rozumieć. Słyszała pani, że ona nie dopuszcza do siebie żadnych negatywnych myśli. Matka Maisie to Kleopatra, królowa zaprzeczania. I pozytywnego myślenia. Jej zdaniem wystarczy, aby Maisie odpoczywała i nie zawracała sobie głowy przygnębiającymi przemyśleniami, a w krótkim czasie odzyska pełnię zdrowia. Jak się pani udało uzyskać od niej pozwolenie na przeprowadzenie z Maisie wywiadu na temat jej doświadczeń granicznych? Ona nie pozwala nam nawet używać określenia „choroba serca”, nie mówiąc już o słowie „śmierć”.

— Nie udało mi się. Pozwolenie podpisał jej były mąż. Przeszczep serca? Czy Maisie ma duże szansę na przeżycie?

— Transplantacji? Całkiem spore. Operacje przeprowadzane przez nasz szpital w siedemdziesięciu pięciu procentach wypadków kończą się powodzeniem, a odsetek przyjętych przeszczepów wciąż się zwiększa. Gorzej z utrzymaniem Maisie przy życiu do czasu znalezienia dziewięcioletniego dawcy. Zwłaszcza że nie udało się znaleźć sposobu na opanowanie migotania przedsionków. Już raz ją reanimowano, ale o tym pani wie.

Joanna potwierdziła skinieniem głowy.

— Tak czy owak, chciałam tylko, aby pani wiedziała, że Maisie wróciła. Ona uwielbia pani wizyty. Boże, ale się ochłodziło! Chyba odmroziłam sobie stopy — stęknęła i oddaliła się w stronę swojej hondy.

Joanna odnalazła skrobaczkę i przystąpiła do oczyszczania przedniej szyby. Na serce często czekało się ponad rok, nawet jeśli chory znajdował się na początku listy, a w tym czasie stan uszkodzonego serca pogarszał się coraz bardziej, co powodowało uszkodzenia płuc i nerek, redukując szansę przeżycia.

Na dodatek w grę nie wchodziła osoba dorosła. Czas oczekiwania na dziecięce serce wydłużał się jeszcze bardziej, chyba że pacjent miał szczęście. O szczęściu chorego można było mówić w wypadku utonięcia dziecka w basenie lub śmierci w wyniku kolizji drogowej, ewentualnie zamarznięcia podczas burzy śnieżnej. Nawet wówczas serce dawcy musiało być nienaruszone. I zdrowe. I odpowiednie. No i biorca musiał wciąż żyć w chwili dotarcia organu do przeszczepu. Oczywiście kolejne migotanie komór i śmierć były nieodwracalne.

— Jeśli uda mi się opisać, jak przebiega proces umierania — mówił Richard — uzyskam wiedzę nadającą się do zastosowania podczas reanimacji pacjentów.

Joanna podreptała do tylnej szyby i przystąpiła do oskrobywania szkła. Tak jak starsza pani, którą dojrzała z okna w pokoju Carla Śpiączki. Pogoda na ataki serca, stwierdziła Vielle. Pogoda na umieranie. Pogoda na tragedie.

Wróciła do szpitala i spytała wolontariusza przy wejściu, czy może pożyczyć telefon. Poprosiła o wewnętrzny numer doktora Wrighta.

Nie zastała go.

— Proszę zostawić wiadomość po długim sygnale — zaproponowała automatyczna sekretarka i rozległ się pisk.

— Dobrze — Joanna oświadczyła automatowi. — Zgadzam się. Będę z panem współpracować przy realizacji projektu badawczego.

Rozdział 5

„CQD CQD SOS SOS CQD SOS.

Przybywajcie natychmiast. Zderzyliśmy się z górą lodową.

CQD OM. Położenie: 41°40' N, 50°14' W. CQD SOS”.

Wiadomość telegraficzna wysłana z Titanica do Carpathii

Następnego ranka gdy Richard znalazł się w pracy, odsłuchał wiadomości na sekretarce, aby sprawdzić, czy Joanna się odezwała.

— Masz, dwanaście wiadomości — upomniała go sekretarka. Tak się kończyło całodniowe uganianie się za kimś po szpitalu.

Zabrał się do odsłuchiwania komunikatów, przełączając na następny, gdy tylko padło nazwisko dzwoniącego. Pani Bendix, pani Brightman. „Chciałam tylko powitać pana w Szpitalu Miłosierdzia”, stwierdziła starczym, drżącym głosem, „i poinformować, jak bardzo się cieszę z tego, że zajmuje się pan badaniami nad śmiercią kliniczną, a raczej życiem klinicznym, jestem bowiem przekonana, że pańskie eksperymenty przekonają pana, że pacjenci wówczas żyją, a po Tamtej Stronie napotkamy swoich bliskich. Czy wie pan, że w naszym szpitalu jest również Maurice Mandrake? Zakładam, że czytał pan Światło na końcu tunelu”.

— Ależ oczywiście — odezwał się Richard do maszyny.

„Jego obecność to dla nas prawdziwe szczęście”. Wiadomość od pani Brightman się przedłużała. „Nie wątpię, że będą panowie mieli sobie sporo do powiedzenia”.

— Tylko jeśli w pobliżu nie znajdę żadnej klatki schodowej — uzupełnił Richard i wcisnął przycisk „następna wiadomość”. Pani Edelman z Narodowego Stowarzyszenia Paranormalnych Doświadczeń, pan Wojakowski. „Upewniam się co do jutrzejszego dnia”, wyjaśnił pan Wojakowski. „Próbowałem skontaktować się z panem wcześniej, ale mi się nie udało. Pamiętam telefony zainstalowane na Yorktown, którymi przesyłaliśmy wiadomości na mostek. Trzeba je było nakręcić czymś w rodzaju korby i…”

Kiedy pan Wojakowski zaczynał mówić o Yorktown, nic nie było mu w stanie przeszkodzić. Następna wiadomość. Biuro stypendialne z informacją, że nie przedłożył jakiegoś dokumentu. „Wright?”, rozległ się męski głos. Peter Davis, jego kolega z pokoju, kiedy byli stażystami. Nigdy nie raczył się przedstawiać. „Pewnie słyszałeś. Nie mogę uwierzyć w to, co się zdarzyło z tym Foxem, a ty? To chyba nie jest jakiś wirus, co? Jeśli tak, to lepiej się zaszczep. Albo przynajmniej zadzwoń do mnie z ostrzeżeniem, zanim to dotrze do Starra. Oddzwoń”.

Zastanawiał się, o co chodzi. Jedyny Fox, którego znał, to R. John Foxx, neuropsycholog, który prowadził badania związane z anoksją jako przyczyną doświadczeń granicznych. Richard znowu nacisnął przycisk.

Ktoś z Międzynarodowego Stowarzyszenia Paranormalnego. Znowu pan Wojakowski. „Witam pana doktora. Jakoś nie doczekałem się telefonu, więc znowu dzwonię. Chciałem się upewnić, ze chodzi o godzinę drugą jutro. Albo też czternaście dzwonków, jak mawialiśmy na Yorktown”.

Amelia Tanaka: „Mogę się kilka minut spóźnić, panie doktorze. Mam egzamin z anatomii, który ostatnio trwał całe dwie godziny. Przyjadę jak najszybciej”. Pan Suarez, proszący o przełożenie sesji na jutro. Ponownie Davis, jeszcze trudniejszy do poznania niż przedtem: „Zapomniałem powiedzieć gdzie. Siedemnasta. Pod duchem”. Nierozpoznawalne mruczenie, nie przypominające melodii. Pomoc domowa.