Выбрать главу

„Doktor Wright?”, spytał głos Joanny. Pochylił się czujnie nad urządzeniem. „Mówi Joanna Lander. Ja…” „Brak miejsca na dalsze nagrania”, obwieściła sekretarka.

— No nie — wykrzyknął Richard. Cholerny Davis. Cholerny pan Wojakowski, ze swoimi nie kończącymi się wspomnieniami z Yorktown. Jedyna wiadomość, której naprawdę chciał wysłuchać.

Stuknął palcem przycisk „powtórz” i jeszcze raz odsłuchał wiadomość. „Doktor Wright? Mówi Joanna Lander. Ja…” Czy ta sylaba na końcu oznaczała początek słowa „Jak”, wprowadzającego zdanie: „Jak najbardziej chciałabym nawiązać współpracę z panem”, czy też „Jakkolwiek” i zdanie: „Jakkolwiek chętnie rozpoczęłabym współpracę z panem, obecnie nie jest to możliwe”?

Jeszcze raz odsłuchał nagranie. „Je”, uznał. Jak w zdaniu: „Jeszcze nie jestem na to gotowa”. Albo: „Jedyna możliwość realnego prowadzenia moich badań to nawiązanie współpracy z panem”. Nie potrafił stwierdzić, o co chodziło Joannie. Musiał zaczekać do dziesiątej i sprawdzić, czy przyjdzie. Albo postarać się ją namierzyć.

Albo lepiej nie, zważywszy na rozmiary szpitala. Tylko tego brakowało, żeby czekała pod drzwiami jego laboratorium, podczas gdy on próbowałby wydostać się z zachodniego skrzydła. Podniósł słuchawkę i przekazał wiadomość na pager, tak na wszelki wypadek, gdyby go nie wyłączyła. Potem jeszcze raz wcisnął klawisz „powtórz”. W jej tonie na pewno było coś, co mogłoby stanowić wskazówkę dotyczącą…

— Wszystkie wiadomości zostały skasowane — oznajmiło urządzenie. Nie! Rzucił się do maszyny i wcisnął przycisk „odtwórz”.

— Brak nowych wiadomości.

Richard chwycił bloczek z receptami.

— Wojakowski — nabazgrał pośpiesznie. — Cartwright Chemical, Davis… — Kto jeszcze?, myślał intensywnie, usiłując odtworzyć w umyśle wszystkie komunikaty. Pani Brightman, a potem ktoś z Northwestern. Geneva Carlson? Zadzwonił telefon. Richard porwał słuchawkę w nadziei, że usłyszy głos Joanny.

— Słucham?

— No i jak, widziałeś? — spytał Davis.

— Widziałem co?

— Starra!

— Jakiego Starra? Nikogo takiego nie znam. Dzwonisz i zostawiasz kompletnie niezrozumiałe wiadomości…

— Niezrozumiałe? — W głosie Davisa zadźwięczała uraza. Wyrażałem się zupełnie jasno. Powiedziałem nawet, na której stronie zamieszczono artykuł.

Nie chodziło o tajemniczego Starra, tylko o gazetę, brukowiec.”Star”.

— Co to za artykuł?

— Na temat Foxxa! Oszalał i ogłosił, że istnieje życie po śmierci. Zaczekaj, mam to tutaj, przeczytam ci… — Rozległ się trzask słuchawki rzucanej na stół i szelest papieru. — Doktor R. John Foxx, szanowany naukowiec, specjalizujący się w badaniach dotyczących śmierci klinicznej, stwierdził: „Kiedy rozpocząłem prace związane z doświadczeniami granicznymi, byłem przekonany, że mam do czynienia z halucynacjami wywołanymi niedoborem tlenu, lecz po wyczerpujących badaniach doszedłem do wniosku, że chodzi o pierwsze zetknięcie człowieka z życiem po śmierci. Niebo to rzeczywistość. Bóg istnieje naprawdę. Rozmawiałem z Nim”.

— Dobry Boże — wymamrotał Richard.

— Foxx rezygnuje z pracy medycznej i otwiera Instytut Wiecznego Życia — zakończył Davis. — Moje pytanie brzmi: Czy coś takiego dotyka wszystkich, którzy prowadzą badania nad śmiercią kliniczną? Rozumiesz, najpierw Seagal twierdzi, że zlokalizował duszę w płacie skroniowym i ma zdjęcia uwieczniające fakt opuszczania przez nią ciała, a teraz ta sprawa z Foxxem.

— Seagal nigdy nie miał równo pod sufitem — oświadczył Richard.

— W przeciwieństwie do Foxxa. Może istnieje jakiś wirus, atakujący wszystkich, którzy zajmują się badaniami nad śmiercią kliniczną? Zainfekowani dostają świra. Skąd mogę mieć pewność, że któregoś dnia nie ogłosisz niespodziewanie, że na monitorze skanera zobaczyłeś wizerunek Matki Boskiej?

— Zaufaj mi, to niemożliwe.

— Dobra, ale jeśli tak się stanie, najpierw zadzwoń do mnie, a potem do brukowców. Zawsze chciałem być tym przyjacielem, z którym przeprowadzają wywiady i publikują jego słowa: „Nie, w jego zachowaniu nigdy nie zauważyłem niczego niezwykłego. Zawsze był cichy, uprzejmy, nieco samotny”. A właśnie, jakieś panienki na horyzoncie?

— Nie — odparł Richard, myśląc o Joannie. Rzucił okiem na zegar. Minęła dziesiąta. Bez względu na to, co Joanna chciała powiedzieć w swojej wiadomości na „Ja”, nie była to zgoda. Prawdopodobnie przeczytała artykuł ze „Stara” i uznała, że uczestnictwo w badaniach doświadczeń granicznych jest obciążone zbyt wielkim ryzykiem. Szkoda. Naprawdę nastawił się na współpracę. Przyszło mu do głowy, że powinien był zaproponować jej coś konkretniejszego niż baton regeneracyjny.

— Żadnych fajnych pielęgniareczek? — dopytywał się Davis. — To dlatego, że masz niewłaściwą specjalizację. Do mnie się pchają drzwiami i oknami. — Znając Davisa, można było założyć, że nie kłamie. — Oczywiście, istnieje jeszcze jedno wytłumaczenie.

— Tego, że kobiety pchają się drzwiami i oknami?

— Nie. Tego, że wszyscy kojarzeni z badaniami nad śmiercią kliniczną nagle odnajdują prawdziwą wiarę. Może to wszystko prawda, o tym tunelu, niebie i duszy, a tamten świat faktycznie istnieje. — Znowu zaczął mruczeć te same dziwaczne, niemelodyjne dźwięki, które nagrał na sekretarce.

— Co to za nieziemskie odgłosy z siebie wydajesz? Muzykę ze Strefy mroku?

— To motyw przewodni Z Archiwum X — obruszył się Davis. — Rozumiesz, istnieje taka możliwość. Osoby po doświadczeniach granicznych mówią prawdę, i kiedy umieramy, otaczają nas ludzie z najlepszych chwil naszego życia. Wobec tego, zostaję tutaj.

— Ja też — roześmiał się Richard.

— Poza tym miło by było, gdybyś zadzwonił i mnie ostrzegł, abym od razu przystąpił do badań nad nieśmiertelnością.

— Możesz na mnie liczyć — obiecał Richard. Rozległo się pukanie do drzwi. Richard z nadzieją podniósł głowę. — Muszę kończyć. — Odłożył słuchawkę i popędził przez laboratorium, aby otworzyć drzwi.

— Doktor Wright — ucieszył się pan Mandrake i wkroczył do pomieszczenia. — Miałem nadzieję, że pana zastanę. Wczoraj nie mieliśmy okazji porozmawiać.

Richard z trudem powstrzymał się od ucieczki.

— Obawiam się, że to nie najlepszy moment…

Pan Mandrake podszedł do skanera RIPT.

— Liczy pan na to, że z pomocą tego urządzenia uda się panu zarejestrować doświadczenia graniczne? — Zajrzał pod łukowatą kopułkę. — Nic panu z tego nie wyjdzie. Widzi pan, śmierci klinicznej nie da się sfotografować.

Tak samo jak duchów?, pomyślał Richard. Albo UFO?

— Spora grupa badaczy usiłowała już znaleźć fizyczne przyczyny wyjaśniające doświadczenia graniczne. Nagromadzenie dwutlenku węgla, endorfiny, przypadkowa aktywność synaps… — Z politowaniem poklepał urządzenie i podszedł do EEG. — Nauka nie potrafi wytłumaczyć wielu zjawisk związanych ze śmiercią kliniczną.

Niech pan poda choćby jedno, pomyślał Richard.

— Jak pan wyjaśniłby fakt, że każda osoba, która ma wspomnienia z Tamtej Strony, twierdzi, że to nie sen, tylko rzeczywistość?

Subiektywne odczucia niczego nie dowodzą, skomentował w myślach Richard.

— Jak to możliwe, że wytwarzające się podczas śmierci klinicznej endorfiny i dwutlenek węgla dostarczają pacjentom jakichkolwiek informacji? Naukowcy zgodnie przyznają, że tej wiedzy nie można uzyskać standardowymi metodami.