Richard obawiał się, że uwolnienie się od pana Briarleya zajmie kolejne pół godziny, lecz Kit wyszła na dwór, jak tylko podjechał pod furtkę. Pod pachą trzymała wydruki.
— Wzięłam telefon komórkowy — stwierdziła, kiedy zjeżdżał z krawężnika. — Więc kto to?
— Nie uwierzysz. — Skręcił na drogę do Evans, pojechał w kierunku Santa Fe i zjechał na I-25, po drodze opowiadając o Carlu Aspinallu. — Musiał jej powiedzieć coś, czego doświadczył w czasie śpiączki. To, co od niego usłyszała, zapewne w połączeniu ze słowami wymamrotanymi przez niego, kiedy nie miał świadomości, pozwoliło Joannie rozwiązać problem.
— Myślisz, że Carl będzie wiedział, co wywarło na Joannie tak wielkie wrażenie?
— Nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że Joanna jakoś to skomentowała, wykrzyknęła „Eureka!” i wyjaśniła mu, dlaczego tak się uradowała. Jeśli nie, musimy mieć nadzieję, że sami dostrzeżemy jakąś wskazówkę. Może przeczytasz na głos treść tych wydruków?
Kit skinęła głową i sięgnęła po notatki Joanny. Richard skręcił na I-70 i pojechał na zachód. W pobliżu Golden mgła nieco zrzedła, lecz zgęstniała ponownie, gdy dotarli do podnóża gór. Samochody przed nimi znikły w bieli, podobnie jak skaliste wzniesienia po obydwu stronach drogi. Richard przypomniał sobie o karambolu z udziałem dwudziestu samochodów. Włączył reflektory i zwolnił.
— „…pół…” — odczytała Kit. — „…żeby… (niezrozumiałe)…ogień… robić…” — Podniosła wzrok. — Gdzie jesteśmy? — spytała, spoglądając na spowity mgłą krajobraz.
— Na I-70 i jedziemy w stronę Timberline — odparł Richard, wręczając jej kartkę Maisie z opisem trasy. — Aspinall i jego żona zatrzymali się w domku w górach. Na który zjazd mam skręcić?
Kit sprawdziła notatki.
— Na ten — oznajmiła, pokazując palcem zielony znak, ledwie widoczny w mgle. — A potem na północ autostradą pięćdziesiąt osiem.
Oboje się pochylili, usiłując rozpoznać znaki drogowe i wybrać właściwy skręt na autostradę numer 58. Po chwili Kit ponownie zajęła się odczytywaniem wydruku.
— „…woda… o rety (niezrozumiałe)…dym…” — Urwała, wpatrując się w mgłę.
— Czy to wszystko? — spytał Richard.
— Nie. Zamyśliłam się. Może dym jest wskazówką.
— Wydawało mi się, że nie znalazłaś informacji o jakichkolwiek pożarach na Titanicu, które wybuchły podczas katastrofy.
— O to właśnie chodzi. Wszystko inne, co ujrzała Joanna — urzędnicy pocztowi, wciągający worki z przesyłkami na pokład łodziowy, pasażerowie kręcący się po pokładzie, rakiety — to wszystko okazało się prawdą. Swoje opisy sali gimnastycznej oraz głównych schodów i czytelni mogła zapożyczyć z jednej z książek wujka Pata.
— Ale nie znalazła w nich ani słowa o dymie.
— Ani o dymie, ani o mgle, cokolwiek to było. Dym nie pasuje do reszty. Może Joanna zastanawiała się nad jego znaczeniem i znalazła odpowiedź. Przecież przełomowe odkrycia w nauce wynikają właśnie z tego, że coś nie pasuje do reszty.
— Zgadza się. A może chciała udowodnić, że dym nie pasuje, bo to by dowodziło, że nie widziała prawdziwego Titanica. Możliwe, że właśnie dlatego zadawała ci te wszystkie pytania na temat magazynu pocztowego i salonu jadalnianego pierwszej klasy. Po prostu liczyła na to, że jej opis nie będzie pasował do rzeczywistości.
— Dobrze, tylko dlaczego nie spisała tego, co widziała? Jeśli chciała udowodnić istnienie rozbieżności, powinna była zadbać o ich udokumentowanie. Tymczasem w jej relacjach, zarówno spisanych, jak i nagranych na taśmy, nie ma ani słowa o dymie, pożarze lub mgle. Z kolei wzmianki o nich pojawiają się w relacjach Maisie i pani Schuster. Wydaje mi się, że to dobry trop.
— Za kilka minut się przekonamy — podsumował Richard, pokazując ledwie widoczny znak: „Timberline 13 km”.
Mgła stawała się coraz gęstsza, a droga coraz bardziej się wiła. Richard musiał skoncentrować się wyłącznie na obserwowaniu środkowej linii.
— „…woda…” — odczytała Kit. — „… nie… ciemność…”, a potem dwa słowa ze znakami zapytania „zimno?”, „ciemno?”
— Tunel — odezwał się Richard.
— Tunel? — zdumiała się Kit. — Jak można pomyśleć „tunel”, słysząc „zimno” i „ciemno”?
— Tunel — powtórzył i pokazał palcem. Przed nimi piętrzył się łuk wjazdu do tunelu, zupełnie czarny w gęstej mgle.
— Ach, tunel — zrozumiała Kit i wjechali do środka.
Nie zainstalowano w nim lamp, a zatem musiał być krótki. W dłuższych, takich jak tunel Eisenhowera czy te w kanionie Glenwood, zamontowano złote, sodowe oświetlenie. Ten tunel okazał się zupełnie czarny i mglisty.
„Dlaczego miałabym myśleć o Titanicu, skoro jest tyle możliwości?”, stwierdziła kiedyś Joanna. „Mieszkam w Kolorado, gdzie istnieje mnóstwo górskich tuneli”.
Richard doszedł do wniosku, że miała rację. Taki tunel od razu powinien przychodzić na myśl. Wąski, dający poczucie szybkiego przemieszczania się do przodu, ciemny. Z całą pewnością musiał zakręcać, bo Richard nie widział jego końca, nie dostrzegał światła.
Światło. Nie odniósł wrażenia, że skręca, lecz nagle pojawił się przed nimi oślepiająco jasny wyjazd. Richard aż się skulił na widok jaskrawej bieli.
„Jeden z nich mógłby mi się skojarzyć i byłoby to absolutnie logiczne”, mówiła Joanna, mając na myśli górskie tunele. Wrażenie wydostawania się na światło dziennie, na świeże powietrze, wrażenie przystosowywania się oczu do jasności, do oślepiającego błysku. Richard pomyślał, że jest zbyt jasno, i poczuł niepokój, Dlaczego jest tak jasno?
Kit podniosła dłoń, żeby zasłonić oczy. Wyglądała, jakby się osłaniała przed ciosem. Gdzie się znaleźli? Wyjechali z tunelu i trafili do innego świata. Niebieskie niebo, błyszczący śnieg i białe, porośnięte sosnami zbocza.
— Co się stało z mgłą? — zdumiała się Kit.
— Pewnie wjechaliśmy powyżej jej poziomu — zadecydował Richard, chociaż nie miał wrażenia, że jechali pod górę. Na następnym zakręcie ujrzeli w dole białą pokrywę chmur spowijających kanion.
— Niebo — mruknęła Kit, a Richard wiedział, że myślą o tym samym.
— Wszystko się zgadza, z wyjątkiem dzwonienia lub brzęczenia — dodał i wtedy rozległ się dźwięk telefonu komórkowego Kit.
— Pani Gray, czy wszystko w porządku? — spytała niespokojnie. Dzwoniła opiekunka pana Briarleya. — Ach. W szafce nad zlewem, za płatkami owsianymi. Tak mi się wydaje. — Kit się rozłączyła. — Nie mogła znaleźć cukru — z ulgą wyjaśniła Richardowi. Wzięła do ręki wydruki. — Lepiej skończę czytać, już prawie dojechaliśmy.
— Poprawka. Jesteśmy na miejscu — sprecyzował Richard, wskazując palcem znak Timberline. Skręcił na wąską, zaśnieżoną drogę, a potem na jeszcze jedną, węższą i bardziej zaśnieżoną, aż wreszcie się zatrzymał przed zadbanym wiejskim domkiem.
— Nie mogę w to uwierzyć — mruknęła Kit, kiedy podchodzili do drzwi. — Dowiemy się, co chciała nam przekazać Joanna.
Przy drzwiach przywitała ich kobieta, wyglądająca na zaskoczoną i nieco niespokojną.
— Pani Aspinall? — spytał Richard, nagle się zastanawiając, jak wytłumaczyć ich wyprawę i jednocześnie nie wyjść na wariatów. Jestem doktor Wright, a to pani Gardiner. Przyjeżdżamy ze szpitala Miłosierdzia. Jesteśmy…
— Ach tak, zapraszam — odetchnęła pani Aspinall i otworzyła szeroko drzwi. — To miło, że państwo mieli ochotę pokonać taki kawał drogi. Carl jest w dużym pokoju. Bardzo się ucieszy. Wzięła od Richarda płaszcz i powiesiła go w sieni. — Wczoraj gościliśmy doktora Cherikova. — Sięgnęła po płaszcz Kit. — Wszyscy lekarze są tacy mili, nie spodziewałam się, że ktokolwiek zechce się tutaj fatygować.