— Nic się nie stało. — Twarz Carla przybrała normalną barwę.
Richardowi przyszło do głowy, że ich gospodarz wyglądał jak ktoś, kto będąc w opałach, nagle usłyszał trąbkę kawalerii wygrywającą sygnał do boju.
— Proszę się nie krępować — zachęcił Carl. — Niech pani odbierze.
Kit spojrzała na Richarda przepraszająco i przyłożyła telefon do ucha.
— Słucham?
Richard pomyślał, że to na pewno pani Gray z pytaniem, gdzie jest cukier. Albo musztarda.
— O, cześć Vielle — przywitała się Kit. — Tak, jest tutaj. — Wręczyła Richardowi słuchawkę.
— Przepraszam. — Richard podszedł do kominka. — Vielle…
— Co się dzieje? Jeden ze stażystów przekazał mi jakąś niezrozumiałą wiadomość. To chyba niemożliwe, aby któremukolwiek z nich udało się kiedyś czegoś nie pokręcić…
— Nie mogę teraz rozmawiać. — Richard zasłonił słuchawkę ręką. — Zadzwonię później.
— Nie uda ci się — zaprotestowała Vielle. — Mamy tutaj prawdziwą klęskę. Mgła…
Richard wyłączył telefon.
— Do widzenia — powiedział w próżnię i oddał komórkę Kit. — Przepraszam — zwrócił się do Carla.
— Wszystko w jak najlepszym porządku — usłyszał w odpowiedzi. — Na czym stanęliśmy? Ach tak, pytali mnie państwo, co pamiętam ze swojej śpiączki. Obawiam się, że moja odpowiedź brzmi: zupełnie nic.
Cholera jasna, Vielle, pomyślał Richard. A już miał nam powiedzieć.
— Ostatnią rzeczą, którą pamiętam, jest moja żona, prowadząca mnie do samochodu, aby odwieźć mnie do szpitala — oznajmił Carl. Jego ręce na poręczach fotela były odprężone i spokojne. — Z trudnością zapięła mi pasy, a następne, co pamiętam, to widok nie znanej mi pielęgniarki, która rozsuwała zasłony, i państwa przyjaciółki. Rozmawiałem z nią przez kilka minut, najwyżej pięć. Spytała mnie, jak się mam, i przez chwilę gawędziliśmy, a potem wstała i oznajmiła, że musi iść. — Ponownie uśmiechnął się do Kit.
— O czym gawędziliście? — spytał Richard.
— Prawdę mówiąc, nie pamiętam. — Carl wzruszył ramionami. — Obawiam się, że sporo zapomniałem z pierwszych dni po przebudzeniu. Widzą państwo, to z powodu lekarstw. Sądzę, że one odpowiadają także za to, co mi się śniło w czasie śpiączki.
— Twierdził pan, że to nie były sny — zaprotestował Richard.
— Czyżby? — odparł spokojnie Carl. — Chodziło mi o to, że nie pamiętam swoich snów.
Richard pomyślał, że to kłamstwo.
— Oto twoja herbata. — Pani Aspinall weszła do pokoju i wręczyła mężowi kubek. — Kiedy ją wypijesz, powinieneś się położyć. Blado wyglądasz. — Przycisnęła mu rękę do czoła. — Zdaje się, że masz gorączkę. Jestem pewna, że doktor Wright i pani Gardiner zrozumieją.
— Przykro mi, że nie mogłem państwu pomóc — stwierdził Carl i odwrócił się do żony. — Masz rację, jestem zmęczony. Chyba się położę.
— Wskażę doktorowi Wrightowi i pani Gardiner drogę do wyjścia, a potem wrócę i pościelę ci łóżko.
Wstali.
— Jeśli przypomni pan sobie cokolwiek, prosimy o kontakt — odezwała się Kit.
— Nie powinni państwo na to liczyć. Doktor Cherikov twierdzi, że im więcej czasu minie, tym słabiej będę pamiętał o całym zdarzeniu.
— No i bardzo dobrze — podsumowała pani Aspinall. — Powinieneś zapomnieć o przeszłości i skoncentrować się na teraźniejszości i przyszłości. Prawda, panie Wright? Chciałabym bardzo państwu podziękować za przybycie.
Koniec rozmowy. Pani Aspinall szybko poprowadziła ich korytarzem do drzwi frontowych i pomogła im włożyć płaszcze. Wyraźnie chciała ich jak najszybciej pożegnać, aby wrócić do męża.
— To miło, że chciało się państwu pokonywać tak długą trasę. — Otworzyła drzwi.
— A może pani zechciałaby nam pomóc — zaryzykował Richard. — Pani mąż powiedział Joannie coś, co naprowadziło ją na trop jakiegoś odkrycia. To dotyczyło jego wspomnień ze śpiączki.
— Już pan słyszał, on nic nie pamięta. Jego wspomnienia dotyczące pobytu w szpitalu są bardzo mgliste…
— Ale mógł podzielić się nimi z panią — zasugerowała Kit. — Na przykład wtedy, gdy go pani ujrzała po raz pierwszy po przebudzeniu. Może coś napomknął na temat tego, co widział…
— Pani mąż powiedział, że to, co widział podczas śpiączki, nie było snem — wtrącił się Richard. — Czy powiedział pani, co to było?
Pani Aspinall spojrzała niepewnie w głąb holu.
— Bardzo prosimy — odezwała się Kit. — Pani mąż to jedyna osoba, która może nam pomóc. To ważne.
— Najważniejsza jest rekonwalescencja mojego męża — oświadczyła pani Aspinall. — Wciąż jest bardzo słaby. Jego nerwy… Nie sądzę, aby państwo rozumieli, przez co przechodził. Znalazł się o krok od śmierci. Nie zniosłabym kolejnej rozłąki. Muszę stawiać jego dobro na pierwszym miejscu…
— Mówiła pani, że Joanna była dla pani miła… — przypomniał Richard.
— To prawda. — Pani Aspinall zdjęła rękę z drzwi.
— Czy pani mąż powiedział cokolwiek na temat miejsca, w którym się znalazł? — spytał gwałtownie Richard. — Czy wspomniał główne schody?
Na końcu holu rozległo się głośne walenie laską.
— Mąż się niecierpliwi — powiedziała pani Aspinall. — Muszę go ułożyć do snu.
— Powiedział: „Ona była tam tylko przez kilka minut”, i myśl o tym, że znalazła się w tym samym miejscu wyraźnie go przeraziła. — Richard zignorował łomot. — Czy powiedział gdzie był albo dlaczego tak się bał?
— Muszę iść.
— Proszę zaczekać. — Richard sięgnął do kieszeni. — moja wizytówka z numerem pagera. Jeśli państwo sobie cokolwiek przypomną…
— Zadzwonię. Jeszcze raz dziękuję, że państwo przyjechali do nas z tak daleka — pożegnała się uprzejmie i zatrzasnęła drzwi.
Rozdział 53
„V… V…”
Joanna się zanurzyła.
Nagle znalazła się w wodzie i w ciemnościach. Nic nie widziała, deszcz na przedniej szybie zmienił się w strumienie wody, tak silne, że wycieraczki nie nadążały z ich usuwaniem. Przełączyła je na tryb najszybszej pracy, ale to nic nie pomogło, deszcz zmieniał się w śnieg i lód. Chciała zjechać z drogi, ale nie widziała nawet pobocza, nie czuła dna. Wyciągnęła palce u stóp, usiłując dotknąć piasku. Jej głowa znalazła się pod wodą. Coraz niżej. Wymachiwała rękoma, chciała nabrać w płuca powietrza, połykała wodę, krztusiła się. Tonęła.
„Utonięcie to najgorsza śmierć”, mówiła Vielle, ale wszystkie rodzaje śmierci są straszne. Atak serca, niewydolność nerek, ścięcie, przedawkowanie narkotyków, przecięcie aorty, zmiażdżenie przez walący się komin. Joanna spojrzała w górę, chcąc zobaczyć Titanica, lecz nad nią rozciągała się wyłącznie woda. I ciemności.
Wyciągnęła dłoń ku powierzchni, lecz nie mogła do niej sięgnąć. Po chwili opuściła ramiona i spadła. Jej włosy rozpostarły się wokół głowy tak samo, jak u Amelii Tanaki, leżącej na stole do badań. Martwe dłonie unosiły się bezwładnie w mrocznej wodzie.
Pomyślała, że puściła francuskiego buldoga, i wiedziała, że nie mogła go utrzymać, nie potrafiła zachować wspomnienia o nim ani o Ulli, ani o psie z Pompejów, usiłującym oswobodzić się z łańcucha, ani o pasażerce Titanica wypuszczającej psy z klatek, spadanie było bowiem rezygnacją, a gdy spadała, zapomniała nie tylko o psie, ale też o znaczeniu słów „pies”, „cukier”, „żal”.