Zatrzymał się. Dwa stopnie poniżej półpiętra wisiała żółta taśma z napisem „Nie wchodzić”. Za nią świeżo pomalowane schody błyszczały błękitem. Poprawka: nie mogły być świeżo pomalowane. Pokryto je farbą przeszło dwa miesiące wcześniej.
Zastanawiał się, co się stało. Czyżby malarze zapomnieli o tej klatce schodowej? Może nie mogli jej odnaleźć w labiryncie szpitalnych łączników, korytarzy i ślepych zaułków? Może technicy i pielęgniarki, widząc taśmę, uznawali, że droga wciąż jest niedostępna, więc wyszukali nowe skróty?
Musiało tak być, pomalowane stopnie za taśmą błyszczały bowiem świeżością, bez jednego odcisku buta, a w całej klatce schodowej wciąż czuć było zapach farby. Nie ulegało wątpliwości, że nikt tutaj nie zawitał od czasu, gdy Richard i Joanna ukrywali się przed Mandrakiem, siedząc na schodach, zjadając batonik i skarżąc się na wiecznie nieczynny bufet. Richard przypomniał sobie, jak usiłował przekonać Joannę do nawiązania z nim współpracy, a gdy spytała, czy to niebezpieczne, odparł, że nie istnieje żadne zagrożenie…
Nagle nogi się pod nim ugięły. Złapał się zaokrąglonej stalowej poręczy i usiadł na trzecim stopniu nad podestem, na którym siedzieli razem, gdzie częstował Joannę jabłkiem i cappuccino w butelce.
— Zmarli nie odchodzą — stwierdził kiedyś pan Mandrake, a gdyby to było prawdą, Joanna pojawiłaby się właśnie tutaj, w pachnącym chemikaliami powietrzu klatki schodowej, gdzie nikt nie zawitał od dwóch miesięcy, gdzie nic nie zakłócało echa jej głosu. Niespodziewanie pożałował, że pan Mandrake się myli, a Joanna nie może się przed nim pojawić, stanąć na jasnoniebieskich schodach, promieniując światłem, i stwierdzić: „Przepraszam, że nie mogłam ci powiedzieć, co odkryłam. Zachowałam się równie niewłaściwie, jak ci wszyscy ludzie z filmów. Skąd mogłeś wiedzieć, co oznacza SOS? Dziwne, że nie poprosiłeś mnie o wyjaśnienie”. Niemal ją ujrzał, jak poprawia okulary na nosie i się śmieje.
Niemal.
Właśnie dlatego ludzie wierzyli w anioły i kupowali książki takich oszustów, jak Mandrake, windując je na listach bestsellerów. Pragnęli wierzyć. Rzecz w tym, że nikt nie potrafił przywrócić zmarłym życia. Ludzi nie prześladowało wrażenie obecności zmarłych, nie dlatego wyobrażali ich sobie w swoich doświadczeniach granicznych. Przeciwnie, przyczyną był brak poczucia bliskości zmarłych w miejscach, gdzie się powinni znajdować.
Joanny nie było obok Richarda, nawet tutaj, gdzie opierali się o ścianę, stali tak blisko siebie, że pod wyciągniętą ręką wyczuwał bicie jej serca. Teraz nie było tu już niczego, nawet kurzu. Ona nie żyje, pomyślał i poczuł się tak, jakby musiał na nowo oswoić się z tym faktem.
Jakoś udało mu się pogodzić z jej tragiczną śmiercią, kiedy biegał po całym szpitalu, sporządzał plany, opracowywał skany, wypytywał asystentki. Zastanowił się, czy właśnie o to chodzi, czy ich obsesja na punkcie ostatnich słów Joanny to jedna z form oswojenia się z jej zgonem, ich osobiste seminarium na temat strategii radzenia sobie z żałobą.
Gdyby udało im się odszyfrować ostatnie słowa Joanny, przynajmniej częściowo odzyskaliby równowagę po tym, jak jej nie uratowali. W rezultacie cała historia zakończyłaby się inaczej. Tylko czym różniłaby się od tego, co usiłował zrobić pan Mandrake?
Richard nagle zadał sobie pytanie, czy zachowywałby się tak samo, gdyby Joanna wymamrotała kilka pojedynczych, nic nie znaczących słów, a wtedy on, Kit i Vielle utworzyliby na ich podstawie nie istniejącą wiadomość. W ten sposób zajęliby się czymś innym niż żałoba i rozpacz: nie rozumieliby, że słowa Joanny nic nie oznaczały.
Nie.
— Chciałaś mi coś powiedzieć — zwrócił się do Joanny, chociaż jej przy nim nie było. — Wiem, że tak.
Nie udało się jej. Mechanizm się wyłączył, zanim zdążyła cokolwiek wyjaśnić. Pomyślał o komunikacie, który pozostawiła na jego automatycznej sekretarce. „A…”, stwierdziła, a on odtworzył go wielokrotnie, usiłując zrozumieć, co chciała powiedzieć. Bez powodzenia. Istniało wiele możliwości i zbyt mało informacji. Tak jak w tej chwili, przyszło mu do głowy. Wbrew temu, co powiedział Kit, nigdy się nie dowiedzą.
Bohaterowie filmowi zawsze się dowiadywali, kim jest morderca, chociaż ofiara umierała, nie zdążywszy im o niczym powiedzieć. W filmach zawsze udawało się rozszyfrować wiadomości, rozwikłać tajemnicę, ocalić dziewczynę. W filmach.
I może po Tamtej Stronie. Ale nie po tej. Po tej stronie nigdy nie wyszło na jaw, co wywołało pożar cyrku w Hartford ani czy na Hindenburgu ktoś podłożył bombę. Po tej stronie lekarz nie potrafił zatamować krwotoku, pomoc nie przyszła na czas, wiadomość była zbyt zniszczona i poplamiona, aby ją odczytać.
„Jeśli ktokolwiek potrafiłby przekazać wiadomość z tamtego świata, to tylko Houdini”, stwierdziła Joanna, kiedy poszli do Taco Pierre’s. Nieprawda. Gdyby ktokolwiek potrafił przesłać wiadomość z Tamtej Strony, to tylko Joanna. Próbowała to zrobić, krztusząc się krwią, kiedy powinna stracić przytomność. Gdyby mogła wrócić stamtąd, gdzie się znalazła — z grobu, z tonącego Titanica albo z Tamtej Strony — aby przekazać mu wiadomość, na pewno by to uczyniła.
Tak się jednak nie stało. Dlatego, że nigdzie się nie znalazła. Odeszła. Richard ukrył twarz w dłoniach.
Siedział tak bardzo długo. Jego pager zadzwonił tylko raz, zakłócając ciszę. Richard natychmiast wyciągnął urządzenie z kieszeni, modląc się, aby to była pani Aspinall z wiadomością, że Carl zmienił zdanie. Okazało się jednak, że Vielle chciała się z nim skontaktować, gdyż znalazła jeszcze jedną pielęgniarkę, skierowaną tam tego dnia na to samo piętro na zastępstwo. Poza tym zlokalizowała taksówkę, którą Joanna pojechała do Yellow and Shamrock.
To nie w porządku. Vielle robiła, co mogła. Wszyscy robili, co mogli. Po prostu brakowało zbyt wielu elementów układanki. Odpowiedź kryła się gdzieś w relacjach albo w książkach o Titanicu, albo w skanach, albo w angielskiej literaturze, lecz Joanna nie zdołała wyjaśnić gdzie, a pan Briarley, jeśli kiedykolwiek to wiedział, nie pamiętał. Z kolei Carl odmawiał wyjaśnień.
A on, Richard, nie potrafił sam rozwikłać tego problemu. Nadszedł czas, aby to wreszcie głośno powiedzieć. Czas, aby stawić czoło rzeczywistości, zebrać się w sobie i przyznać do porażki.
Joanna na pewno by zrozumiała. Widziała, jak zespół reanimacyjny przeprowadza resuscytację krążeniowo-oddechową, wstrzykuje noradrenalinę, podaje roztwór soli, reanimuje elektrodami, po kolei. A ona przebywała na Titanicu, gdzie wszyscy starali się na próżno. Obserwator nie dostrzegł góry lodowej na czas, Californian nie usłyszał SOS, nie dostrzegł błysków lampy sygnalizacyjnej, nie zrozumiał znaczenia rakiet. Technik mechanik Harvey i mężczyzna, którego chciał uratować, zginęli.
Z tragedii Titanica wynikało tyle, że wszelkie próby zawiodły, pomoc przybyła zbyt późno, wiadomości nie dotarły w odpowiednie miejsca. Richard nie zdążył jeszcze sformułować tej myśli, gdy wiedział już, że jest w błędzie.
To, co się wydarzyło na Titanicu, dowodziło, że ludzie powinni się starać nawet wtedy, gdy zdają sobie sprawę z jałowości swoich prób — powinni wystukiwać SOS, wodować składane łodzie ratunkowe, schodzić pod pokład i ratować pocztę, otwierać klatki z psami — wszystko po to, aby kogoś lub coś ratować, choćby za cenę własnej śmierci.
Richard pomyślał, że nie wolno się poddawać. Jack Phillips tego nie zrobił. Joanna też nie.
— Dobrze — oświadczył. Chociaż tego nie wiedział, zabrzmiał tak samo, jak głos Joanny na taśmie automatycznej sekretarki.