Выбрать главу

„Odległa kraina”, pomyślała, lecz znowu się myliła. To nie kraina. To miejsce tak odległe, że trudno je nazwać miejscem. Znajduje się tak daleko, że Carpathia nigdy się tu nie dostanie, nie przybędzie na ratunek, nie zabierze do domu. Stąd nie dochodzi żaden głos, wbrew temu, co twierdzi Maurice Mandrake, i nie ma znaczenia, że podobno otrzymał wiadomości od zmarłych.

Nawet ostatnie słowa umierających wcale nie były wiadomościami, lecz bezużytecznym echem żyjących. Niepotrzebnym kłamstwem. „Nigdy cię nie opuszczę”, twierdzą i opuszczają kogoś na zawsze. „Nie zapomnę cię”, utrzymują i zapominają wszystko w mrocznej, niszczącej wodzie. „Jeszcze się spotkamy” — to największe kłamstwo. Na lśniącym wybrzeżu nie będą czekali ojcowie. Nie znajdą się tam prorocy, starsi. Świetliste Anioły. Mroku nie rozświetli ani odrobina światła. Nigdy się nie spotkają. Ona ich nie zobaczy ani nie będzie potrafiła im przekazać, dokąd się udała.

Znikłam bez pożegnania, przypomniała sobie. Poczuła ukłucie bólu, jakby ktoś jej wbijał nóż między żebra.

— Do widzenia! — krzyknęła, lecz jej głos nie niósł się po wodzie. — Do widzenia, Vielle! Do widzenia, Kit! Do widzenia, Richard! — Chciała ich zobaczyć, lecz stali za daleko. Za daleko, aby mogła przypomnieć sobie twarz Richarda lub Maisie…

Maisie. Uświadomiła sobie, dlaczego uznała, że schody to robaczki świętojańskie. Owady sygnałowe, tak je nazywali w Kansas. Zapalają się i gasną, wysyłając wiadomości w mrok.

— Muszę przekazać wiadomość Richardowi — oświadczyła i stanęła na fortepianie, który zakołysał się niebezpiecznie. — Richard! — wrzasnęła, przykładając dłonie do ust. — Doświadczenia graniczne to wezwanie pomocy przez mózg!

Była za daleko. Jej głos nie miał szans dotrzeć do Richarda. Houdini, wołając w próżni: „Rosabelle, odpowiedz, powiedz, poproś o odpowiedź” do swojej żony, nie potrafił sprawić, aby go usłyszała. Joanna też nie umiała tego dokonać.

— To SOS — zawołała, za cicho. — SOS.

Francuski buldog skowytał u jej stóp, przerażony, że zostanie sam. Joanna ponownie usiadła i wyciągnęła do niego rękę. W ciemnościach nie mogła go z początku wyczuć, lecz w końcu objęła go ramionami i przytuliła.

— To nie ma sensu. — Pogłaskała go po jedwabistej głowie, której nie widziała. — Nigdy nie usłyszą.

Piesek zaszczekał z przejęciem. Jego głos przypominał płacz dziecka.

— Już dobrze — pocieszyła go Joanna, wiedząc, że kłamie. — Nie płacz. Jestem tu. Jestem tu.

Jestem tu. Gdzie jesteś? Świetliki uwięzione w zakręcanym słoiku, schwytane w dłonie, z których nie przenikało światło, wciąż wysyłały wiadomości, zapalały się i gasły, zapalały i gasły, chociaż to już było bez znaczenia. A Jack Phillips, chociaż Carpathia płynęła zbyt daleko, chociaż żaden inny statek nie mógł go usłyszeć, wciąż wysyłał, wystukiwał SOS, SOS, do samego końca.

— SOS — zawołała, kierując swoje myśli do Richarda, Kit i Vielle, niczym sygnały radiotelegraficzne, emitując je w nicość, posyłając przez rozległe mroki śmierci. — Do widzenia. Wszystko dobrze. Nie opłakujcie mnie. — Buldog się uciszył i zasnął, przytulony do niej, ale wciąż głaskała go po głowie. — Nie płacz — powiedziała, pragnąc, aby usłyszała ją Maisie, Richard. — To SOS.

Pomyślała, że jej wiadomości nigdy do nich nie dotrą, ale wciąż siedziała w ciemności, tuląc się do pieska, otoczona gwiazdami. Wysyłała sygnały miłości, żalu i nadziei. Wiadomości od umarłych.

Rozdział 56

„Płyniemy natychmiast”.

Radiotelegraficzna wiadomość z Carpathii do Titanica

— Pan Pearsall — stwierdził Richard, nie potrafiąc ukryć rozczarowania. — Co pan tu robi?

— Zastanawiałem się, czy wciąż mogę się przydać do pańskich badań. Właśnie wróciłem z Indiany. Musiałem tam zostać nieco dłużej, niż planowałem. Zmarł mój ojciec. — Pan Pearsall odchrząknął i kontynuował: — Stanąłem przed koniecznością uregulowania spraw związanych z jego posiadłością. Wróciłem wczoraj. — Ponownie odchrząknął. — Słyszałem o doktor Lander. Ogromnie mi przykro.

Richard pomyślał z goryczą, że to samo mówił pan Aspinall.

— Trudno w to uwierzyć — ciągnął pan Pearsall, obydwiema dłońmi ściskając kapelusz. — W jednej chwili są, a w następnej… Zawsze sądziłem, że doświadczenia graniczne są formą halucynacji, ale teraz sam nie wiem. Tuż przed zejściem mój tata oświadczył — miał wylew i z trudem się porozumiewał, właściwie tylko mamrotał, ale jedno powiedział wyraźnie: „Cholera, kto by się spodziewał!”

Richard wyprostował się czujnie.

— Mówił coś więcej?

Pan Pearsall pokręcił głową. No jasne, pomyślał Richard.

— Stwierdził to tak, jakby przekonał się o czymś bardzo ważnym. — Pan Pearsall ponownie potrząsnął głową. — Chciałbym wiedzieć, co to takiego.

Ja również, dodał w myślach Richard.

— Właśnie dlatego pomyślałem, że jeśli wciąż potrzebuje pan ochotników, mógłbym…

— Prace badawcze są zawieszone.

Pan Pearsall pokiwał głową, jakby oczekiwał takiej odpowiedzi.

— Gdyby zdecydował się pan wznowić badania, z chęcią…

— Zatelefonuje do pana. — Richard zakończył rozmowę. Zamknął drzwi i podszedł do biurka, na którym leżały kasety. Nie zdążył jednak przystąpić do pracy, gdy ktoś zapukał do drzwi. Richard pomyślał, że to również nie będzie Carl Aspinall.

Do laboratorium weszła Amelia Tanaka.

— Amelia? — zdziwił się. — Co pani tu robi?

Stanęła tuż przy drzwiach i znieruchomiała, nie zdejmując płaszcza ani plecaka. Tak samo jak w dniu, kiedy przyszła oznajmić, że rezygnuje z dalszego udziału w projekcie.

— Przyszłam… — zaczęła i wzięła głęboki oddech. — Doktor Lander przyszła na uniwersytet, żeby się ze mną spotkać.

Richard domyślił się, że właśnie dlatego wzięła taksówkę. Chciał spytać, kiedy to się stało, ale Amelia i tak miała trudności z wyjaśnieniem mu wszystkiego. Nie chciał jej zniechęcać.

— Nie podałam państwu prawdziwych przyczyn swojej rezygnacji. Doktor Lander spytała, czy odeszłam z powodu czegoś niepokojącego, co ujrzałam podczas badań, a ja odparłam, że nie, ale to nieprawda. W rzeczywistości tak bardzo się przeraziłam, że nie potrafiłam się zdobyć na to, aby ponownie stawić temu czoło, ale potem dowiedziałam się, że ona nie żyje, i pomyślałam, że przeszła przez to samo, tylko że nie miała wyboru, nie mogła się wycofać.

Mówiła bezradnie, jakby płakała.

— Przyszło mi do głowy, że okropnie stchórzyłam. Ona zawsze odnosiła się do mnie z taką sympatią. Kiedyś poprosiłam ją aby coś dla mnie zrobiła, ona się zgodziła, a ja… — Urwała i się zaczerwieniła. — Mówiła, że to ważne, że powinnam jej powiedzieć, co widziałam. Nie powinnam była kłamać. Mogłam jej wyjaśnić. Jak mogę być lekarzem, skoro pozwalam moim lękom?… — Spojrzała na Richarda. — Już za późno, aby jej powiedzieć, ale skoro to ważne, a pan jest jej współpracownikiem…

— To rzeczywiście jest ważne. Proszę wejść, zdjąć płaszcz i usiąść.

Pokręciła głową.

— Nie mogę zostać. Mam laboratorium z anatomii. — Zaśmiała się nerwowo. — Nie powinnam była w ogóle tu przychodzić, ale musiałam panu powiedzieć…