— W porządku — zgodził się Richard. — Co takiego strasznego pani zobaczyła?
— To… — Przygryzła wargę. — Czy kiedykolwiek śnił się panu koszmar, a kiedy chciał go pan wyjaśnić, nie było w nim nic przerażającego, żadnych nożowników ani… — Przerwała zdumiona tym, co powiedziała. — Nie o to mi chodziło, przepraszam…
— Nie widziała pani żadnych morderców ani potworów — podpowiedział Richard — ale się pani wystraszyła…
— Tak — potwierdziła. — Znalazłam się w tunelu, takim samym, jak wcześniej, ale tym razem uświadomiłam sobie, że to nie tunel, tylko… — Zerknęła na drzwi, jakby szukając drogi ucieczki.
Richard podszedł do wejścia, stając między Amelią a drzwiami.
— Co to było? — spytał, choć dobrze znał odpowiedź. Miała rację, zasadniczo trudno uznać za przerażających ludzi w staromodnych ubraniach, stojących za drzwiami i niepokojących się dźwiękiem wyłączanych silników. „Co się stało?”, spytał swojego stewarda Lawrence Beesley, a w odpowiedzi usłyszał: „Przypuszczam, że nic wielkiego”. Beesley poszedł spać, niczego się nie obawiając.
— Pani Amelio, co to było?
— Więc… To brzmi strasznie głupio, pomyśli pan, że…
Że zachowujesz się jak Bridey Murphy? To samo powiedziałem Joannie.
— Bez względu na to, co to takiego, uwierzę pani — oświadczył głośno.
— Wiem. No dobrze. — Odetchnęła głęboko. — W tym semestrze przerabiam biochemię. Zajęcia są w ciągu dnia, ale laboratorium mamy wieczorem, we wtorki i czwartki, w takim starym pomieszczeniu. Jest długie i wąskie, a wzdłuż ścian stoją ciemne drewniane szafki, w których przechowywane są chemikalia. Ten pokój wygląda jak tunel.
Długie, wąskie pomieszczenie z wysokimi szafkami po obydwu stronach. Zastanawiał się, co to naprawdę było. Apteka? Będzie musiał spytać Kit, gdzie na Titanicu znajdowała się apteka.
— To był nasz egzamin końcowy. Mieliśmy przeprowadzić reakcję enzymów, a mi nic z tego nie wychodziło i zrobiło się już bardzo późno. Światła pogasły i czekano już tylko na mnie.
— Kto na panią czekał? — spytał Richard, zastanawiając się, o jaki egzamin chodzi i co to za reakcja enzymów?
— Moi profesorowie. — Głos Amelii zadrżał ze strachu. — Stali w holu i czekali. Widziałam ich za drzwiami laboratorium, mieli na sobie białe fartuchy i czekali, żeby się przekonać, czy zdałam.
Końcowy egzamin z biochemii i profesorowie w fartuchach. Richard uświadomił sobie, że Amelia miała wiele tygodni na zracjonalizowanie swoich doświadczeń, mogła w tym dokonać daleko posuniętej konfabulacji. W ten sposób zaakceptowała swoją wizję. Na pewno brzmiała ona rozsądniej niż opowieść o Titanicu.
— Kiedy sobie pani uświadomiła, że jest w laboratorium biochemicznym?
Spojrzała na niego zdumiona.
— Nie rozumiem.
— Czy to się stało kilka dni po sesji czy później?
— Wiedziałam o tym od samego początku, nie miałam wątpliwości jeszcze w trakcie badania. Nie powiedziałam panu ani doktor Lander, bo się bałam, że mnie znowu tam poślecie. Mówiłam, że czułam się spokojnie i szczęśliwie, a ujrzałam to samo, co wcześniej, drzwi i światło, ale to nieprawda. Widziałam laboratorium.
To nie Titanic. Nie znalazła się na Titanicu.
— Tak naprawdę to nie mogło być laboratorium. W rzeczywistości szafki nie są pozamykane na klucz. Poza tym nie widziałam mojego profesora od biochemii, tylko doktora Eldritcha od anatomii i jednego reżysera z akademickiego kursu, na który chodziłam do teatru muzycznego. Strasznie się bałam.
— Czego? — spytał Richard.
— Że obleję. — Jej głos ponownie zadrżał ze strachu. — Mogłam oblać egzamin końcowy.
Richard starał się zebrać myśli. Nie przebywała na Titanicu. Znalazła się w swoim laboratorium biochemicznym.
— I co potem? — zapytał wreszcie.
— Szukałam klucza. Musiałam go znaleźć, bo inaczej nie otworzyłabym szafki i nie wyciągnęła odpowiedniego odczynnika. Zajrzałam pod stoły i do wszystkich szuflad. — W jej głosie wyczuwało się napięcie. — Ale było ciemno, nic nie widziałam…
Rozwiązaniem zagadki nie był Titanic. Właśnie to uświadomiła sobie Joanna podczas rozmowy z Carlem Aspinallem.
— …poza tym szuflady oznakowano bez sensu. Widziałam jakieś litery, ale nie słowa, tylko same litery i cyfry, zebrane w ciągi, jak szyfr. Bardzo się bałam… a potem ocknęłam się w laboratorium, więc myślę, że znalazłam, co trzeba, i zdałam. Nie wiem, co dostałam. — Zaśmiała się z zażenowaniem. — Mówiłam panu, że to głupio zabrzmi.
— Skąd — zaprzeczył. — Bardzo mi pani pomogła.
Bez przekonania skinęła głową.
— Muszę lecieć na laboratorium z anatomii, ale… — Znowu wzięła głęboki oddech. — Jeśli będę panu potrzebna, mogę się ponownie poddać badaniu. Jestem to winna doktor Lander.
— To raczej nie będzie konieczne — odparł, a kiedy wyszła, zadzwonił do Carla Aspinalla.
Bał się, że słuchawkę podniesie pani Aspinall, ale na szczęście usłyszał głos jej męża.
— Aspinall, słucham? — odezwał się Carl.
— Dzień dobry panu, mówi doktor Wright. Nie, proszę się nie rozłączać. Rozumiem, że nie chce pan rozmawiać o swoich przeżyciach, ale pragnąłbym zadać panu tylko jedno pytanie. Czy po utracie przytomności znalazł się pan na pokładzie Titanica?
— Titanica? — powtórzył Carl, a zdumienie w jego głosie wszystko Richardowi wyjaśniło.
Carl Śpiączka nie przebywał na Titanicu. Właśnie ta wiadomość sprawiła, że Joanna popędziła na oddział nagłych wypadków. Nie chodziło o to, co Carl jej powiedział o swoich doświadczeniach granicznych, tylko o to, że nie widział Titanica. Joanna uświadomiła sobie, że podążała złym tropem, domyśliła się prawdy i chciała się nią z nim podzielić.
Musiał się upewnić. Zatelefonował do Maisie.
— Maisie, czy kiedy miałaś doświadczenia graniczne, znalazłaś się na statku? — spytał, gdy pielęgniarka wreszcie się zgodziła przekazać słuchawkę dziewczynce.
— Na statku? — powtórzyła, a on wyobraził sobie jej minę. — Nie.
— Skąd wiesz?
— Bo wiem. To wcale nie przypominało statku.
— Tylko co?
— Bo ja wiem… — Zastanowiła się. — Powiedziałam pani Joannie, że chyba przebywałam w jakimś pomieszczeniu, ale to mogło być na dworze. Jednocześnie na dworze i w środku. — Ta wyważona odpowiedź utwierdziła Richarda w przekonaniu, że gdy by Maisie znalazła się na statku, doskonale wiedziałaby o tym, a odpowiedź kryła się gdzie indziej.
Tylko gdzie? Musiała się kryć w relacjach, w jednej z cech wspólnych wszystkich doświadczeń granicznych, chociaż ani Amelia, ani Maisie, ani zapewne Carl Aspinall nie mieli przeżyć podobnych do wizji Joanny.
— To musi być tak, jak myślę. — Richard oświadczył w rozmowie telefonicznej z Kit. — Kiedy tylko Joanna dowiedziała się, że Carl nie znalazł się na pokładzie Titanica, wiedziała, w czym rzecz.
— Na pewno chodzi o coś, co jest elementem wszystkich relacji — uznała Kit. — Nagrałeś, co przed chwilą mówiła Amelia?
— Nie. Zachowywała się zbyt nerwowo. Ale spisałem wszystko, co mi się udało zapamiętać.
— A co z twoimi własnymi wspomnieniami? Sporządziłeś relację?
— Moimi własnymi? — zdumiał się. — Przecież to było…
— …związane z Titanikiem — dokończyła. — Wiem, ale może tam się kryje jakaś wskazówka. Wydaje mi się, że masz rację. Chyba istnieje jakiś wspólny mianownik dla wszystkich doświadczeń granicznych, a im więcej ich poznamy, tym większa szansa jego określenia.