— Ten pager rozwiązuje problem — oznajmiła z bezgranicznym zadowoleniem.
— Już mam pager — sprzeciwił się. Nawet gdyby urządzenie zadzwoniło w chwili utraty przez Maisie przytomności, i tak musiałby dostać się do telefonu i dowiedzieć, gdzie szukać dziewczynki. Oczywiście, o ile ktokolwiek bawiłby się w odbieranie telefonów podczas reanimacji.
— To nie jest zwykły pager, tylko urządzenie lokacyjne. Maisie ma przy sobie podobny automat, a także wszyscy jej lekarze i pielęgniarki. W wypadku konieczności reanimacji Maisie natychmiast wcisną ten przycisk. — Wskazała czerwony guzik z boku pudełka. — Wówczas w pańskim pagerze rozlegnie się alarm. Jego dźwięk jest charakterystyczny, więc na pewno nie pomyli go pan z niczym innym.
Richard pomyślał, że urządzenie na pewno wygrywa melodię Uśmiechnij się, jutro będzie lepiej.
— Kiedy tylko usłyszy pan alarm, musi pan tu wcisnąć. — Pani Nellis wskazała czarny guzik. — Wówczas na wyświetlaczu pojawi się napis, skąd wysłano sygnał. Na przykład: „Oddział intensywnej opieki kardiologicznej” albo: „Zachodnie skrzydło, trzecie piętro” i tak dalej. Przez większość czasu Maisie będzie leżała w swoim pokoju na kardiologii, ale niekiedy, jak pan sam zauważył, jeździ na badania lub… — zacisnęła kciuki — …może się znaleźć na sali operacyjnej, gdzie będą ją przygotowywać do przeszczepu nowego serca. W ten sposób od razu dowie się pan, gdzie jej szukać. Chciałam kupić urządzenie, które zarejestrowałoby miejsce pańskiego pobytu i wyznaczyło najkrótszą drogę do pokonania, ale informatyk stwierdził, że nie istnieje jeszcze odpowiednia technologia.
— Proszę pani, nie istnieje także odpowiednia technologia umożliwiająca ratowanie pacjentów w stanie śmierci klinicznej — oświadczył Richard, usiłując zwrócić urządzenie.
— Ale się pojawi — odparła z przekonaniem. — A kiedy to nastąpi, nie będzie pan musiał martwić się, jak odnaleźć Maisie. Zdaję sobie sprawę, że wciąż są trudności z szybkim dotarciem do niej, ale pracuje nad tym inny programista.
Richard stwierdził w duchu, że i tak zna najkrótszą drogę, gdyż ma w pamięci cały plan szpitala, wszystkie schody i skróty. Mógł dotrzeć do Maisie na czas, lecz nie znał sposobu na odratowanie jej w krytycznej sytuacji. Gdyby tylko dowiedział się, co próbowała mu przekazać Joanna.
— Oczywiście to tylko jeden z środków ostrożności. Lekarze Maisie spodziewają się nowego serca lada dzień, a mała świetnie się trzyma. Wszyscy są zachwyceni jej wynikami. No dobrze — oświadczyła, stanowczo wciskając pager w jego dłoń. — Wiem, że chciałby pan sprawdzić, jak działa to urządzenie, więc Maisie uruchomi swój pager dziesięć po drugiej. Usłyszy pan alarm i sprawdzi, czy wyświetlacz pokazuje odpowiednią lokalizację.
— Dziesięć po drugiej? — zdziwił się Richard.
— Tak. Proponowałam drugą, żeby nie miał pan wątpliwości, że chodzi o ćwiczenia, ale Maisie upierała się przy drugiej dziesięć. Nie mam pojęcia czemu.
Za to ja mam, pomyślał. To szyfr. Maisie się czegoś dowiedziała.
— O drugiej niekiedy zabierają ją na badania. Może uznała, że jeśli znajdzie się poza swoim pokojem, test urządzenia będzie wiarygodniejszy. To takie inteligentne dziecko.
A jakże, zgodził się w duchu.
— Gdzie mam się znajdować, kiedy rozlegnie się alarm?
— Gdziekolwiek. Właśnie o to chodzi. Pager zawiadomi pana wszędzie i wyświetli informację o miejscu pobytu Maisie. Niestety, o wpół do drugiej mam spotkanie z prawnikiem, więc nie mogę uczestniczyć w próbie, ale Maisie zapewne rozwieje wszystkie pańskie wątpliwości.
Mam nadzieję, pomyślał, przyglądając się, jak pani Nellis odchodzi w stronę windy. Maisie na pewno znalazła kogoś, kto widział Joannę w windzie lub na jednym z korytarzy. Przy odrobinie szczęścia mógł to być ktoś, kto zastał ją w pokoju Carla Aspinalla. Pani Nellis weszła do kabiny. Richard zaczekał, aż drzwi się zasuną, a potem udał się na oddział intensywnej opieki kardiologicznej.
— Bałam się, że pan na to nie wpadnie — przywitała go Maisie. — Pomyślałam, że może powinnam była powiedzieć dwadzieścia po drugiej, kiedy statek zatonął, a nie podawać czas nadania ostatniej wiadomości radiotelegraficznej.
— Czego się dowiedziałaś? — spytał Richard.
— Eugene rozmawiał z sanitariuszem, który tamtego dnia widział panią Joannę na pierwszym piętrze we wschodnim skrzydle. Powiedział, że rozmawiała z panem Mandrakiem.
Mandrake. A zatem rzeczywiście ją spotkał, nie wymyślił całego zdarzenia dla autoreklamy. Musiał zatrzymać Joannę, gdy szła porozmawiać z doktor Jamison.
— No i? — spytała niecierpliwie Maisie.
— Joanna pewnie wpadła na Mandrake’a, ale nie powiedziałaby mu niczego. Czy ten sanitariusz słyszał, co mówił Mandrake?
Maisie potrząsnęła głową.
— Pytałam o to Eugene’a. Podobno był zbyt daleko, aby cokolwiek zrozumieć, ale pan Mandrake bardzo dużo mówił, i ona tak samo. Sanitariusz twierdzi, że pani Joanna się śmiała.
— Śmiała? Razem z Mandrakiem?
— Wiem — skrzywiła się Maisie. — Ja też nie uważam go za człowieka, z którym można się pośmiać. Ale to właśnie powiedział Eugene.
Słowa Eugene’a należało traktować z odpowiednim dystansem. Richard słuchał relacji z trzeciej, właściwie z czwartej ręki. Świadkiem rozmowy Joanny z Mandrakiem był człowiek, który stał zbyt daleko, aby cokolwiek usłyszeć. Prawdopodobieństwo, że Joanna ujawniła Mandrake’owi jakiekolwiek istotne fakty, graniczyło z zerem, ale Richard obiecał sobie, że wyjaśni tę sprawę.
Wiedział, że jego poczynania stają się absurdalne.
— Spodziewałem się pańskiego telefonu — oznajmił Mandrake, kiedy Richard zadzwonił do niego z oddziału intensywnej opieki kardiologicznej. — Pani Davenport poinformowała mnie o odbyciu z panem rozmowy na temat komunikatów, które otrzymuje.
Nie dam rady, pomyślał Richard i z trudem się powstrzymał od odłożenia słuchawki. Miał świadomość, że zdradza Joannę, lecz przyszło mu do głowy, że nie miałaby nic przeciwko temu. Interesowało ją wyłącznie przekazanie mu odpowiedniej informacji.
— Chciałbym z panem porozmawiać osobiście — wyjaśnił Richard. — Czy będzie pan w swoim biurze?
— Tak, ale na dzisiejsze popołudnie zaplanowałem kilka spotkań, a mój wydawca… — Zapadła cisza. Pan Mandrake najwyraźniej sprawdzał swój rozkład dnia. — Może o drugiej… nie, jestem umówiony… a wydawca przychodzi o trzeciej… Pasuje panu pierwsza?
— Pasuje — odparł Richard i odłożył słuchawkę, licząc na to, że w przeciągu najbliższej półtorej godziny znajdzie rozwiązanie i nie będzie musiał iść do Mandrake’a.
Ponownie sięgnął po relacje Joanny i wypisał wszystkie — basen, Scotland Road, magazyn pocztowy, klucz. Klucz. Co było kluczem? Rakiety, sala gimnastyczna, rowery, kajuta radiotelegrafisty, worki z przesyłkami pocztowymi. Usiłował ustalić, które z nich występowały także w doświadczeniach granicznych Amelii Tanaki. Obydwie mówiły o drzwiach i butelkach — Amelia o butelkach z odczynnikami chemicznymi, a Joanna o kałamarzu, lecz w jego przeżyciach nie pojawiła się żadna butelka. Klucz? Musiał przekręcić klucz, aby otworzyć drzwi na korytarz. Pan Briarley poszedł do magazynu pocztowego, aby zdobyć klucz do szafki z rakietami. Marynarz obsługujący lampę sygnalizacyjną wspomniał coś o kluczu, a Amelia, mówiąc o katalizatorze, twierdziła: „Muszę znaleźć klucz”.