Naginam fakty, pomyślał Richard. Zresztą Joseph Leibrecht w swojej relacji ani razu nie wymienił słowa „klucz”. Poza tym Joanna nie podkreśliła go w wydrukach relacji.
No dobrze, wobec tego jakie słowa zaznaczyła? Woda? Ani w jego doświadczeniach, ani we wspomnieniach Amelii nie było mowy o wodzie ani o mgle. Może „czas”? Przypomniał sobie zegar na ścianie korytarza firmy White Star. Amelia bała się, że nie zakończy egzaminu na czas, a Joseph Leibrecht wspomniał o dzwonie kościelnym. Poza tym wiedział, że jest godzina szósta. W dodatku cała katastrofa Titanica sprowadzała się do uciekającego czasu.
Richard zastanowił się, która może być godzina. Za dziesięć pierwsza. Akurat tyle czasu, ile potrzeba, aby pójść do Vielle i spytać ją, jakie podobieństwa zauważyła w relacjach, a potem udać się na spotkanie z Mandrakiem.
Zszedł na drugie piętro. Na łączniku wywieszono wielką tablicę z napisem „Nieczynne z powodu remontu”. Richard uznał, że pewnie skończyła się żółta taśma. Będzie musiał zejść do piwnicy, a stamtąd na dwór. Ruszył korytarzem z powrotem. Nagle w jego kieszeni rozległ się pisk pagera, wysoki i agresywny. Pomyślał, że to ćwiczenia Maisie, i wyciągnął urządzenie. Wcisnął czarny przycisk. Na wyświetlaczu pojawił się napis „Piąte piętro, zachodnie skrzydło”. Pod spodem wyświetlił się aktualny czas: 12.58.
Piąte piętro w zachodnim skrzydle. Co ona tam robiła? Nagle uświadomił sobie, o której godzinie otrzymał wiadomość — 12.58.
— Mówiła, że dziesięć po drugiej — powiedział głośno i rzucił się biegiem na drugie piętro, przez łącznik, i na górę po schodach technicznych.
Dotarł na piąte piętro w trzy minuty i dziewiętnaście sekund. Bez tchu wpadł do pokoju pielęgniarek.
— Szybko, gdzie Maisie Nellis?
— Prosto, drugie drzwi — odparła zaskoczona pielęgniarka, a pędząc korytarzem, Richard wciąż jeszcze sobie nie uświadomił, że w razie konieczności reanimacji pielęgniarka nie stałaby bezczynnie. Poza tym nie dzwonił alarm reanimacyjny.
Wpadł do pokoju, gdzie Maisie spokojnie leżała na łóżku na kółkach i wpatrywała się w pager.
— Rozmawiał pan już z panem Mandrakiem? — spytała z ciekawością.
— Niby… jak? — wydyszał. — Wzywałaś… mnie. Co jest? — Opadł na krzesło przy ścianie.
— Ćwiczenia — wyjaśniła.
— Ćwiczenia miały się odbyć dziesięć po drugiej, a nie za dwie pierwsza.
— Dziesięć po drugiej to był szyfr — oświadczyła. — Przywieźli mnie tu na jakieś badania, więc pomyślałam, że dobrze byłoby wypróbować pager, kiedy nie wie pan, gdzie jestem. Tylko w ten sposób można się przekonać, czy działa.
— Jak widzisz, działa. Dlatego kończymy z ćwiczeniami. Możesz mnie wzywać wyłącznie w nagłych wypadkach. Zrozumiano?
— Może powinniśmy przeprowadzić jeszcze kilka ćwiczeń? — Maisie zapatrzyła się tęsknie w pager. — W ten sposób mógłby pan wypracować system szybszego docierania na miejsce?
I tak szybko dotarłem, pomyślał. Znalazłem się tu w niecałe cztery minuty, startując z jednego z najbardziej oddalonych miejsc w szpitalu. Zmieściłem się w limicie czasu, a i tak nie potrafiłbym jej pomóc w razie niebezpieczeństwa.
— Wykluczone. Możesz mnie wzywać tylko wtedy, gdy zagrozi ci niebezpieczeństwo.
— A jeśli uznam, że grozi mi niebezpieczeństwo, a nic mi nie będzie?
— Wówczas lepiej, aby się nie okazało, że chciałaś się ze mną spotkać i pogadać o pożarze cyrku w Hartford. Nie żartuję.
— Dobrze — zgodziła się niechętnie.
— No tak. — Spojrzał na zegarek. Dziesięć po pierwszej. — Spóźniłem się na spotkanie z Mandrakiem. Tylko nie mów: „Nie może pan jeszcze iść”.
— Wcale nie zamierzałam — oburzyła się. — Chciałam panu życzyć powodzenia.
Richard pomyślał, że będzie potrzebował nie tylko powodzenia. Niedługo potem wbił wzrok w Mandrake’a rozpartego za wypolerowanym blatem biurka.
— Spodziewałem się pana o pierwszej — oświadczył Mandrake, spoglądając wymownie na zegarek. — Obawiam się, że teraz mam kolejne…
Zadzwonił telefon.
— Proszę mi wybaczyć. — Mandrake podniósł słuchawkę. — Maurice Mandrake. Podpisywanie książki? Kiedy?
Richard rozejrzał się po gabinecie. Urządzono go jeszcze kosztowniej, niż się spodziewał. Wielki ciemnobrązowy fotel obity skórą, ogromne mahoniowe biurko, zwisający za nim pokaźny, niemal naturalnych rozmiarów portret Mandrake’a, szafka pełna egzemplarzy Światła na końcu tunelu, perski dywan. Richard pomyślał, że pomieszczenie świetnie pasowałoby do Titanica.
Mandrake odłożył słuchawkę.
— Niestety, musimy się spotkać innego dnia. O drugiej mam…
— To nie potrwa długo — przerwał Richard i usiadł. — W swojej mowie pożegnalnej wspomniał pan, że rozmawiał z Jo… z doktor Lander w dniu jej śmierci.
Mandrake skrzyżował dłonie na biurku.
— Tamtego dnia i wiele razy potem.
Nie wytrzymam, pomyślał Richard.
— Z wyrazu pana twarzy wnioskuję, że nie wierzy pan, iż zmarli mogą się kontaktować z żywymi — ciągnął Mandrake.
Gdyby mogli, Joanna powiedziałaby mi, co odkryła w pokoju Carla Aspinalla.
— To słuszny wniosek — odparł.
— Wszystko dlatego, że pan uparcie wierzy w to, co pan widzi na swoich skanach RIPT. — Pan Mandrake uśmiechnął się złośliwie. — Na szczęście doktor Lander zrozumiała, że doświadczenia graniczne to zjawisko, którego nauka nigdy nie wyjaśni. A teraz, jeśli pan pozwoli, muszę się przygotować do następnego spotkania. — Poruszył się, jakby chciał wstać.
Richard nie ruszył się z krzesła.
— Chcę wiedzieć, co powiedziała tamtego dnia.
— Dokładnie to, co pan usłyszał w mojej mowie pożegnalnej. Uświadomiła sobie, że doświadczenia graniczne, a raczej przeżycia z Tamtej Strony, nie są jedynie fizyczną halucynacją, lecz duchowym objawieniem.
Kłamiesz, pomyślał Richard.
— Co powiedziała? Jakie były jej dokładne słowa?
Mandrake rozparł się w fotelu i położył ręce na obitych skórą poręczach.
— Dlaczego to pana interesuje? Sprawdza pan jej poczytalność? Rozumiem, że trudno panu pogodzić się z rzeczywistością. Pana partnerka doszła do innych wniosków w sprawie doświadczeń granicznych, pomimo że usiłował ją pan przekonać, że jest w błędzie. — Mandrake pochylił się w stronę Richarda. — Na szczęście, nie dała się ogłupić pańskim naukowym… — skrzywił się z obrzydzeniem — …argumentom i samodzielnie odkryła prawdę. — Zerknął na drzwi i wymownie skierował wzrok na zegarek. — Obawiam się, że nie mogę poświęcić panu więcej czasu. — Tym razem naprawdę wstał.
W przeciwieństwie do Richarda.
— Chcę wiedzieć, co panu powiedziała.
Mandrake ponownie spojrzał na drzwi. Richard był ciekaw, na kogo czeka jego gospodarz. Najwyraźniej na osobę, której tożsamości nie chce ujawniać. Może to ktoś, od kogo chciałby wyciągnąć informacje o projekcie? Pani Troudtheim? Tish?
— Joanna szła na oddział nagłych wypadków, aby mnie o czymś poinformować. Usiłuję się dowiedzieć, o co jej chodziło.
— To chyba oczywiste — padła odpowiedź, lecz w oczach Mandrake’a pojawił się nagle strach? Poczucie winy?
On wie, pomyślał Richard. To nie miało sensu, ale Joanna naprawdę mu powiedziała.
— Nie — zaprzeczył. — To wcale nie jest oczywiste.
Oczy Mandrake’a ponownie zadrżały.
— Chciała panu powiedzieć to samo, co później powiedziała mi i pani Davenport, przemawiając do nas z Tamtej Strony, w którą uparcie nie chce pan uwierzyć. Istnieją rzeczy na niebie i ziemi, panie doktorze, o których nie dowie się pan ze swoich skanów. — Obszedł biurko i zbliżył się do drzwi. — Przykro mi, ale nasza rozmowa dobiegła końca. Pewien dżentelmen jest umówiony…