— Musimy na kogoś czekać — ciągnęła dziewczynka, leniwie przesuwając dłoń po różowej wodzie. — Inaczej coś by się stało.
Coś się działo. Światło się zmieniało, nierówne wierzchołki gór lodowych zmieniły barwę z różowych na brzoskwiniowe, morze z różowego stało się koralowe. Słońce zachodzi, uznała Joanna, chociaż słońce nie świeciło. Świat rozjaśniało różowe równomierne światło.
— Co się dzieje? — Helen przysunęła się do Joanny.
— Robi się ciemno. — Joanna z nadzieją pomyślała o jasnych, błyszczących gwiazdach.
Helen pokręciła głową, kołysząc czarnymi lokami.
— Nie — zaprzeczyła. — Robi się czerwono.
Nie myliła się. Woda stawała się czerwona jak płaskowyże z piaskowca, jak kaniony.
— W cyrku zrobiło się czerwono — dodała Helen. — Wszędzie.
Joanna otoczyła ramieniem dziewczynkę i psa, przytuliła ich do siebie, osłaniając przed niebem.
— Żeby tylko nie Maisie — szepnęła. — Błagam.
Niebo czerwieniało, aż wreszcie przybrało barwę ognia, krwi. Czerwień katastrofy.
Rozdział 58
„Już dobrze, maleńka. Ty popłyniesz. Ja zostanę”.
Maisie dotrzymała słowa. Nie wcisnęła przycisku na swoim pagerze, chociaż doktor Wright nie pojawił się u niej bardzo długo.
Po tygodniu zaczęła się martwić, że może coś mu się stało, tak samo jak Joannie, więc poprosiła siostrę Lucille, by zadzwoniła do niego. Stwierdziła, że musi mu zadać pytanie związane z pagerem. Pielęgniarka poinformowała ją, że Richard nie może przyjść, gdyż pracuje nad czymś ważnym. Zasugerowała natomiast, aby obejrzała film na wideo.
Maisie odparła, że nie chce, ale siostra Lucille i tak włączyła Dźwięki muzyki. Zawsze puszczała ten film, za każdym razem. To była ulubiona kaseta siostry Lucille, pewnie dlatego, że bardzo przypominała te pomarszczone, stare zakonnice.
Wreszcie zjawiła się Kit. Wyglądała bardzo ładnie i sprawiała wrażenie podekscytowanej.
— Czy doktor Wright rozmawiał z panem Mandrakiem? — spytała Maisie.
— Tak — odparła Kit. — To jest prezent od Richarda… doktora Wrighta. Powiedział, że chce ci w ten sposób podziękować za poinformowanie go o panu Mandrake’u. — Wręczyła dziewczynce paczuszkę, owiniętą w czerwony papier i wyglądającą jak kaseta wideo.
— Co mówił pan Mandrake? — dopytywała się Maisie. — Na pewno rozmawiał z panią Joanną, prawda? Powiedziała mu to, czego chciał się dowiedzieć doktor Wright?
— Rozpakuj prezent, a ja ci wszystko opowiem. — Kit podeszła energicznie do drzwi i zasunęła zasłony. — Doktor Wright chciał, żebyś go rozpakowała i schowała, zanim zjawi się twoja mama.
— Naprawdę? Co to takiego? — Zdarła papier. — Hindenburg! — westchnęła zadowolona, wpatrując się z przejęciem na umieszczone na pudełku zdjęcie płonącego sterowca.
— Doktor Wright prosił, żeby cię uprzedzić, że film nie do końca odpowiada prawdzie historycznej. Powiedział, że autorzy zmienili zakończenie, aby ocalić psa.
— Wszystko jedno! — Maisie przycisnęła kasetę do piersi. — Jest fantastyczny!
— Gdzie mam go schować? — zainteresowała się Kit.
— Niech pani weźmie jedną z kaset na dolnej półce nocnej szafki. Nie, nie Tajemniczy ogród. Siostra Evelyn uwielbia ten film. Włącza go za każdym razem, gdy ma dyżur.
— Może być Kubuś Puchatek?
— Tak, w porządku.
Kit wręczyła jej plastikowe pudełko. Maisie wyciągnęła rękę z kasetą z Hindenburgiem.
— Może pani rozpakować? — spytała, a sama wyciągnęła taśmę z Kubusiem Puchatkiem.
Kil zdarła celofan i oddała pudełko dziewczynce, która wysunęła taśmę, włożyła ją do opakowania po Kubusiu Puchatku i oddala Kit kasetę z filmem dla dzieci.
— Proszę położyć na samym dnie — poleciła.
Kit ukryła pudełko pod stosem kaset.
— Rozumiem, że to mam zabrać ze sobą? — Wskazała puste pudełko po Hindenburgu. Maisie skinęła głową. — Wiesz co, Maisie? — spytała poważnie Kit. — Kiedy dostaniesz nowe serce, będziesz musiała przestać kłamać i oszukiwać swoją mamę.
— Co mówił pan Mandrake? — Maisie nie dawała za wygraną. — Powiedział doktorowi Wrightowi, czego się dowiedział od pani Joanny?
— Nie. Ale Richard i tak się wszystkiego domyślił. Joanna chciała nam przekazać, że doświadczenia graniczne to pewnego rodzaju SOS. To taka wiadomość, wysyłana przez mózg do różnych substancji chemicznych w mózgu, aby odnaleźć tę właściwą, która przekaże sercu i płucom sygnał wznowienia pracy.
— Po tym, jak pacjent straci przytomność i trzeba go reanimować.
— No właśnie. Richard teraz to wie, więc może opracować metodę aplikowania tych samych substancji, żeby…
— Czyli naprawdę zna sposób reanimowania ludzi? — Maisie nie starała się ukryć podniecenia. — Ja sama to przecież wymyśliłam.
Kit pokręciła przecząco głową.
— Jeszcze nie, ale nad tym pracuje. Już stworzył prototyp, który należy poddać odpowiednim testom. — Przybrała poważny wyraz twarzy. — Ale nawet jeśli ten lek podziała…
— Nie zawsze będzie czas na jego podanie — dopowiedziała Maisie, bojąc się, że Kit skłamie i powie: „Ależ oczywiście, że podziała”, lecz na szczęście nie zamierzała jej oszukiwać.
— Chciał, żebyś wiedziała, że bez względu na to, co się stanie, dokonałaś czegoś ważnego. Pomogłaś w odkryciu leku mogącego ocalić wiele istnień ludzkich.
Kilka dni później wpadł także Richard i zadał pielęgniarkom masę pytań na temat wagi Maisie i temu podobnych. Właściwie wcale z nią nie rozmawiał, ale gdy wychodził, rzucił okiem na telewizor i spytał:
— Widziałaś ostatnio jakieś ciekawe filmy?
— Tak! — wykrzyknęła. — Oglądałam jeden taki naprawdę świetny film, tylko że zamiast owczarka niemieckiego wystąpił w nim dalmatyńczyk. Poza tym pominięto faceta po doświadczeniach granicznych, ale reszta jest fantastyczna. Najbardziej podoba mi się ta część, w której jeden pan wypuszcza psa.
Oglądała go w kółko. Roznosicielowi posiłków kazała puścić film po kolacji, a salowa z nocnej zmiany musiała go wyłączać przed ciszą nocną.
Czasami Maisie nie miała ochoty na telewizję ani na nic innego. Z trudnością oddychała i cała puchła pomimo dopaminy. Jej kardiolodzy stwierdzili, że należy jej podawać dobutaminę, dzięki czemu poczuła się nieco lepiej i mogła rozmawiać z Kit, kiedy ta przyszła z wizytą.
— Wciąż masz swój pager? — spytała Kit.
— Tak. — Maisie pokazała identyfikator, do którego przypięła urządzenie.
— Musisz go stale przy sobie nosić. To ważne — podkreśliła Kit. — Jeśli poczujesz, że możesz stracić przytomność, albo usłyszysz piszczenie systemu kontroli pracy serca, wciśnij przycisk. Nie czekaj, tylko wciśnij go od razu.
— A jeśli właściwie nic mi się nie stanie? Będę miała kłopoty?
— Nie. Nic ci nie grozi. Po prostu wciśnij guzik, a potem staraj się trzymać. Doktor Wright przyjdzie natychmiast.
— A jeśli nie będzie go w szpitalu?
— Na pewno będzie w szpitalu.