— Niebieski! — zdecydowała Maisie.
Richard oparł się o drzwi i przyglądał całej scenie. Vielle zdjęła opatrunek z ramienia, lecz wciąż miała zabandażowaną dłoń. Jej podkrążone, zapuchnięte oczy prezentowały się już lepiej. Kit była równie zachwycona całą sytuacją jak Maisie. Nadal wyglądała bardzo chudo, lecz na jej policzkach pojawił się rumieniec. Richard przypomniał sobie, jak stała w laboratorium, blada i przygnębiona, ściskając w rękach podręcznik. Powiedziała wtedy, że Joanna ocaliła jej życie.
Pomyślał, że Joanna ocaliła życie im wszystkim. Zastanowił się, czy właśnie o to chodziło Maisie, gdy stwierdziła, że to nie on ją uratował. Może dziewczynka uświadomiła sobie, że ostatnie słowa Joanny ocaliły jej życie.
— Zasada numer trzy: nie oglądamy filmów Woody’ego Allena — stwierdziła Kit.
— Ani z Kevinem Costnerem — dodała Vielle.
— Ani Disneya — uzupełniła z zapałem Maisie.
Richard przypomniał sobie, jak podczas ich pierwszego wieczoru smakołyków Joanna ze śmiechem oznajmiła, że znajdują siew strefie wolnej od Titanica.
„Musi istnieć powód, dla którego widzę Titanica”, poinformowała go i miała rację. Titanic to doskonała metafora sygnału alarmowego, chaotycznie wysyłanego przez mózg we wszystkie strony i każdym dostępnym sposobem. Richard wpatrywał się w Maisie, Vielle i Kit, i zastanawiał się, czy to jedyne wyjaśnienie. Tragedia Titanica nie wiązała się w pierwszej kolejności z wiadomościami. Przede wszystkim chodziło w niej o ludzi, którzy nocą, pośrodku oceanu, podjęli nadludzki wysiłek, aby ocalić swoje żony, ukochane, przyjaciół, niemowlęta, dzieci, psy i pocztę z pierwszej klasy. Nie skoncentrowali się na ratowaniu własnej skóry.
Joanna chciała umrzeć jak W.S. Gilbert, a na Titanicu roiło się od podobnych do niego ludzi. Technik mechanik Harvey, Edith Evans, Jay Yates. Daniel Buckley, opiekujący się powierzonymi mu dziewczynkami i prowadzący je przez salon jadalniany pierwszej klasy, po głównych schodach i umieszczający je w łodzi. Robert Norman, przekazujący swoją kamizelkę ratunkową kobiecie z dzieckiem. John Jacob Astor, wciskający kapelusz z kwiatkami na głowę dziesięciolatka i oświadczający: „Teraz jest dziewczynką i może płynąć”. Kapitan Smith, płynący do jednej z łodzi z niemowlęciem w ramionach. I Jack Phillips. I orkiestra. I strażacy, kotłowi, mechanicy, trymerzy, zajmujący się kotłami i prądnicami, aby zapewnić ludziom światło, a radiotelegrafiście prąd. Żeby nie zapadły ciemności.
— Zgaście światło — odezwała się Vielle. — Pora zaczynać. I tak jest już wpół do piątej.
— Siostra Vielle idzie na randkę — oznajmiła z zadowoleniem Maisie.
— A ty skąd o tym wiesz? — Vielle wzięła się pod boki.
— Masz randkę? — zdziwiła się Kit. — Z kim? Tylko nie mów, że z Harveyem Balsamistą.
— Nie, nie z nim — wtrąciła się Maisie. — Z gliniarzem.
— Tym, który wygląda jak Denzel Washington? — dopytywała się Kit. — Wreszcie się z nim zapoznałaś?
Vielle skinęła głową.
— Zadzwoniłam do niego, żeby się spytać, czy może mi pomóc w znalezieniu taksówki, którą jechała Joanna. A skąd ty o tym wiesz, panno plotkaro?
Maisie spojrzała na Richarda.
— A zatem pan i pani Kit będziecie musieli coś zjeść w bufecie. We dwoje — dodała.
— Czas na film — przerwała jej Kit i lekko uderzyła dziewczynkę pudełkiem po kasecie. Następnie wręczyła Vielle taśmę z Wulkanem, a pielęgniarka włączyła telewizor i wsunęła film do odtwarzacza.
— Zaraz! Musicie chwilę zaczekać. Zapomniałam mojej czapki od Eugene’a — wykrzyknęła Maisie i dodała przepraszającym tonem: — Muszę ją mieć. To przecież przyjęcie.
— Ja po nią pójdę — zaproponował Richard.
— Nie — sprzeciwiła się dziewczynka. — Sama muszę ją wziąć. Nie wie pan, gdzie ją schowałam.
„Przecież możesz mi powiedzieć”, chciał zacząć Richard, lecz zerknął na niewinną i zdecydowaną twarz Maisie. Najwyraźniej miała powody, aby wrócić do pokoju, chociaż wiązało się to z przetransportowaniem kroplówki i urządzenia kontrolnego.
— Zaraz wrócimy — stwierdził Richard i popchnął wózek na korytarz.
Kiedy tylko znaleźli się w pokoju, Maisie wyjaśniła:
— Czapka jest pod poduszką. Niech pan mnie przysunie do nocnej szafki. — Wyciągnęła szufladę i wyjęła z niej kilka złożonych na czworo kartek z notatnika. — To opis moich doświadczeń granicznych z czasu, gdy byłam nieprzytomna. — Wręczyła zapiski Richardowi. — Nie miałam jak spisać relacji zaraz po przebudzeniu.
— To nie ma znaczenia — odparł Richard, poruszony, że dziewczynka samodzielnie wszystko spisała. — Dziękuję.
— Pani Joanna mówiła, że wszystko trzeba spisywać od razu po odzyskaniu przytomności — wyjaśniła surowo. — W ten sposób unika się konfabulacji.
— To prawda, ale nie zawsze istnieje taka możliwość. Twoja relacja bardzo mi się przyda.
Maisie wyglądała tak, jakby kamień spadł jej z serca.
— Jak pan myśli, czy pan Wojakowski mówi prawdę?
Pytanie zaskoczyło Richarda.
— Prawdę? — Starał się zyskać na czasie. Zastanawiał się, czy Maisie przyłapała pana Wojakowskiego na nieścisłościach, tak samo jak Joanna.
— Aha — potwierdziła. — Spytałam go, czy wie, czy Jo-Jo Powers, ten facet, który oświadczył, że położy bombę na środku pokładu startowego, zdawał sobie sprawę z tego, iż mu się udało. To znaczy udało mu się trafić Shokaku. No bo przecież już nie żył, kiedy nastąpił wybuch. A pan Wojakowski odparł: „No jasne, że wiedział! Stał przy perłowych wrotach i oglądał całe zdarzenie!” Myśli pan, że tak?
— Chodzi ci o to, czy stał przy perłowych wrotach? — zdziwił się Richard.
— Nie, czy mówił prawdę! To jest jak sen, tak? To znaczy doświadczenia graniczne? Siostra Vielle powiedziała mi, że to jest jak sygnał wysyłany przez mózg, aby uruchomić serce, a człowiek odbiera ten sygnał w formie takiego snu. Siostra Vielle twierdzi, że to symbol.
— To prawda — potwierdził Richard.
— Więc to nieprawda.
— Nie. Ludzie czują się tak, jakby to przeżywali naprawdę, ale to tylko odczucie.
Maisie przemyślała jego słowa.
— Właściwie się tego domyśliłam, bo spotkałam Pollyannę. To nie jest prawdziwy człowiek. Poza tym ani jedno zwierzę się nie wydostało z klatki. To znaczy podczas pożaru cyrku w Hartlord — wyjaśniła, spostrzegając jego zdumione spojrzenie. — Właśnie tam się znalazłam, gdy straciłam przytomność.
Jezus Maria. Pożar cyrku w Hartford.
— A jak się skończą doświadczenia graniczne, wszystko znika — ciągnęła. — Nawet nie wiadomo, że się nie żyje. Dlatego, że mózg umiera.
Skinął głową na potwierdzenie.
— Ale nie wiadomo tego na pewno. Pani Joanna powiedziała, że nikt nie wie na pewno, co się dzieje po śmierci. Zdają sobie z tego sprawę wyłącznie zmarli, a oni nie mogą nic opowiedzieć. — Maisie zastanowiła się nad czymś i mruknęła do siebie: — A to, co oznacza sen, jest prawdą, nawet jeśli sen nie jest rzeczywistością.
— Maisie, czy podczas swoich doświadczeń granicznych spotkałaś Joannę? — spytał Richard.
— Nie — zaprzeczyła. — Pan Mandrake twierdzi, że zmarli mogą nam przekazywać informacje. Myśli pan, że to prawda?
Richard pomyślał, że dziewczynka chciałaby ujrzeć koło siebie Joannę, porozmawiać z nią. Jak można ją za to winić?