— Co pani chce wiedzieć, pani doktor?
Joanna spojrzała na Richarda, niepewna, czy naprawdę zgadza się na przeprowadzenie rozmowy, ale gdy skinął głową, wskazała panu Wojakowskiemu krzesło i pomyślała, że na wypadek podobnych sytuacji w przyszłości musi ustalić z Richardem jakiś kod porozumiewawczy.
— Chciałam tylko dowiedzieć się paru rzeczy o panu i poznać pana bliżej, skoro mamy razem pracować. — Joanna usadowiła się naprzeciwko pana Wojakowskiego. — Kim pan jest, dlaczego zdecydował się pan na uczestnictwo w badaniach? — Włączyła magnetofon.
— Kim jestem, tak? Nie ma sprawy, powiem pani, kim jestem. Jestem starym marynarzem. Służyłem na USS Yorktown. Najlepszy okręt drugiej wojny światowej, do czasu posłania go na dno przez Japońców. Przepraszam. — Dostrzegł jej spojrzenie. — Tak ich kiedyś nazywaliśmy. Nieprzyjaciela, Japończyków.
Joanna nie myślała jednak o obraźliwym słowie Japonce. Obliczała, ile jej rozmówca może mieć lat. Skoro walczył w drugiej wojnie światowej, musiał dobiegać osiemdziesiątki.
— Powiedział pan, że służył na Yorktown? — Zerknęła do jego akt. Nazwisko. Adres. Numer ubezpieczenia społecznego. Dlaczego nie ma wzmianki o jego wieku? — To był pancernik, prawda? — spytała, żeby zyskać na czasie.
— Pancernik! — żachnął się. — Skąd, to był lotniskowiec. Najlepszy cholerny lotniskowiec na całym Pacyfiku. Podczas bitwy o Midway zatopił cztery inne lotniskowce, zanim dopadła go łódź podwodna Japońców. Torpeda. Przedtem posłali na dno niszczyciela, który znajdował się bliżej. Hammann. Przepadł jak kamień. Był trupem, zanim ktokolwiek się zorientował. W dwie minuty. Wszyscy zginęli.
Wciąż nie potrafiła doszukać się jego wieku. Alergie na lekarstwa. Przebyte choroby. Zaznaczył „nie” we wszystkich miejscach, od wysokiego ciśnienia krwi do cukrzycy i wyglądał na człowieka energicznego i bystrego, lecz jeśli miał osiemdziesiąt lat…
— …Yorktown szedł na dno znacznie dłużej — ciągnął. — Całe dwa dni. Okropny widok.
Życie zawodowe, referencje, osoba, którą należy zawiadomić w nagłym wypadku, ale brak daty urodzin. Nie uwzględniono jej w formularzach?
— …rozkaz opuszczenia okrętu i wszyscy marynarze zdjęli buty, aby ustawić je w szeregu na pokładzie. Setki par butów…
— Panie Wojakowski, nigdzie nie widzę…
— Ed — poprawił i kontynuował, jakby domyślił się, o co chce go spytać Joanna. — Wstąpiłem do marynarki, gdy miałem trzynaście lat. Skłamałem w kwestii swojego wieku. Powiedziałem w szpitalu, że moje świadectwo urodzenia spłonęło. Po Pearl Harbor nie sprawdzali takich rzeczy. — Rzucił jej wyzywające spojrzenie. — Pani jest o wiele za młoda, żeby wiedzieć, co znaczy Pearl Harbor.
— Niespodziewany japoński atak na Pearl Harbor?
— Niespodziewany? Raczej grom z jasnego nieba. Stany Zjednoczone zajmują się swoimi sprawami i nagle bach! Bez wypowiedzenia wojny, bez ostrzeżenia, bez niczego. Nigdy tego nie zapomnę. Była niedziela, a ja czytałem takie zabawne pisemko „Dzieciaki w opałach”, wciąż mam je przed oczyma. Podnoszę głowę i nagle widzę, że jedna pani, mieszkająca dwa domy dalej, biegnie zadyszana i mówi: „Japońce właśnie zbombardowały Pearl Harbor!” Nikt z nas nawet nie wiedział, gdzie jest Pearl Harbor, z wyjątkiem mojej młodszej siostry. Widziała je w kronice filmowej poprzedniego wieczoru. Desperadoes, to wtedy puszczali. Randolph Scott. A następnego dnia pojechałem do śródmieścia do punktu rekrutacyjnego i zaciągnąłem się do marynarki wojennej.
Umilkł na moment, aby zaczerpnąć oddech.
— Panie… Ed, dlaczego zdecydował się pan zgłosić do naszych badań? — Joanna skorzystała z okazji, aby szybko zadać pytanie. — Gdzie się pan o nich dowiedział?
— Zauważyłem ogłoszenie w centrum rekreacyjnym w Aspen Gardens. Właśnie tam mieszkam. Potem przyszedłem na rozmowę z, panem doktorem i uznałem, że to wszystko brzmi interesująco.
— Czy kiedykolwiek uczestniczył pan w badaniach prowadzonych w tym szpitalu?
— Nie. Wciąż rozwieszają ogłoszenia. W większości wypadków trzeba być chorym na coś konkretnego — przepuklinę, albo trzeba mieć problemy ze wzrokiem i tak dalej. Ponieważ nic podobnego mi nie dolega, nie mogłem się zgłosić.
— Powiedział pan, że tematyka badań brzmi interesująco. Czy może pan powiedzieć coś konkretnego na ten temat? Czy interesował się pan problematyką doświadczeń granicznych?
— W telewizji były o tym programy.
— I właśnie dlatego postanowił pan uczestniczyć w badaniach?
Pokręcił głową.
— Podczas wojny i tak zbyt często ocierałem się o śmierć. — Mrugnął. — Tunele i światło, proszę mi wierzyć, to nic szczególnego w porównaniu ze świadomością, że zbliża się zero, a mój karabin maszynowy się zaciął. Te cholerne jedenastki wciąż się zatykały i strzelec musiał włazić pod nie z młotkiem, żeby je odblokować. Pamiętam, że kiedyś Holecek Strit, nazywaliśmy go Strit, bo zawsze dobierał do strita, zresztą nieważne, otóż on…
Nic dziwnego, że Richard niechętnie przystał na przeprowadzenie wywiadu z panem Wojakowskim, skoro Amelia miała się zjawić za kilka minut. Richard stanął za plecami pana Wojakowskiego. Spojrzała na niego i ujrzała, że się szeroko uśmiecha.
— …a wtedy zero zanurkował prosto na nas, Strit krzyknął i puścił młotek prosto na moją nogę, i…
— Skoro nie interesowały pana doświadczenia graniczne, co takiego zaciekawiło pana w projekcie? — Joanna wróciła do tematu.
— Powiedziałem już, że służyłem na Yorktown. Proszę mi wierzyć, to był ogromny okręt. Zupełnie nowy i błyszczący jak złoto, z prawdziwymi kojami do spania. Zainstalowali na nim nawet dystrybutor z napojami. Można było podejść i zażyczyć sobie czekoladę na gorąco albo syrop wiśniowy, zupełnie jak w sklepie na lądzie. — Uśmiechnął się z rozrzewnieniem. — Zresztą, po tym, jak wypłynęliśmy z Rabaul, skierowali starego Yorky, tak go nazywaliśmy, na rejs patrolowy po Morzu Koralowym, gdzie utknęliśmy na półtora miesiąca na grze w tryktraka i obstawianiu, czyje paznokcie u stóp rosną najszybciej.
Joanna zastanawiała się, co to ma wspólnego z powodem, dla którego pan Wojakowski zgłosił się do badań. Nie mogła się opędzić od natrętnej myśli, że w gruncie rzeczy jej rozmówca korzysta z każdej okazji, aby opowiedzieć komuś o wojnie. Jeśli mu nie przerwie, dotrą do bitwy o Midway.
— Panie Wojakowski, miał mi pan powiedzieć, dlaczego zgłosił się pan do badań.
— Właśnie to robię. — Skinął głową. — Wracając do rzeczy, siedzimy tam sobie z założonymi rękami, a pod koniec tygodnia jesteśmy tak znudzeni, że nie możemy się doczekać, aż Japońce zaczną nas bombardować lotem nurkującym. Przynajmniej mielibyśmy wtedy coś do roboty. Skoro już o nurkowaniu mowa, czy opowiadałem pani o tym, co zrobił Jo-Jo Powers na Morzu Koralowym? Jego eskadra po raz pierwszy niczego nie zatopiła, wszystkie torpedy chybiły, więc przygotowując się do następnego lotu, mówi: „Trafię w ten lotniskowiec, choćbym sam miał położyć na nim bombę”, no i…
— Panie Wojakowski — przerwała twardo Joanna. — Z jakiego powodu zgłosił się pan do badań?
— Była pani kiedykolwiek w Aspen Gardens?
Pokręciła przecząco głową.
— Ma pani szczęście. Człowiek czuje się tam zupełnie tak samo jak podczas rejsu po Morzu Koralowym, tylko że nie ma z kim pograć w tryktraka. Więc przyszło mi do głowy, że się zgłoszę i zrobię coś ciekawego.
Bardzo dobry powód.
— Czy kiedykolwiek doznał pan doświadczeń granicznych?