— Słyszeliśmy.
— Remilliod sprzedał kolonii gorący pył. Niezbyt wielkie ilości. Tyle, by wystarczyło osadnikom, którzy wkrótce zamierzają rozpocząć poważne prace nad zmianą krajobrazu. Z tej ilości kilkanaście jednostek dostało się w ręce ludzi, którzy mnie uwięzili. Mam kontynuować czy domyślacie się dalszego ciągu?
— Obawiam się, że wiem, o co chodzi — odparł Sajaki. — Ale mów dalej.
— Jeden z pojemników jest zainstalowany w układzie wzrokowym, który Cal dla mnie skonstruował. Nie pobiera prądu i nawet gdybyście rozmontowali moje oczy, nie potrafilibyście stwierdzić, który element jest bombą. Ale nie radzę wam tego próbować, ponieważ majstrowanie przy moich oczach spowoduje detonację pojemniczka. Wybuchnie z siłą wystarczającą do zamiany kilometra dziobowej części waszego statku w bardzo kosztowną, choć bezużyteczną szklaną rzeźbę. Jeśli mnie zabijecie lub okaleczycie i funkcje mojego ciała spadną poniżej pewnego z góry założonego poziomu, urządzenie wybuchnie. Jasne?
— Jak kryształ.
— Dobrze. To samo was czeka, jeśli tylko spróbujecie skrzywdzić Pascale. Potrafię to uruchomić siłą woli, wydając serię komend neuronowych. Albo mogę się zabić. Wynik będzie taki sam. — Złożył dłonie, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, jak z posągu Buddy. — Co teraz powiecie na krótkie negocjacje?
Sajaki milczał. Wydawało się, że trwa to wieczność. Z pewnością rozważał wszystkie aspekty sytuacji. Wreszcie odezwał się bez porozumienia z Hegazim.
— Możemy wykazać… elastyczność.
— Świetnie. W takim razie uważnie posłuchajcie moich warunków.
— Palimy się do tego.
— Dziękuję za ironię — powiedział Sylveste. — Dość dobrze się orientuję, co potrafi ten statek. Podejrzewam, że wasza mała demonstracja ujawniała skromną część możliwości. Mam rację?
— Posiadamy… potencjał, ale musisz porozmawiać z Ilią. A co masz na myśli?
Sylveste uśmiechnął się.
— Najpierw musicie mnie gdzieś zawieźć.
DZIEWIĘTNAŚCIE
Wycofali się na mostek. Podczas swego poprzedniego pobytu na statku Sylveste spędził tu setki godzin, a jednak teraz pomieszczenie wywarło na nim wielkie wrażenie. Puste fotele wznosiły się amfiteatralnie aż pod sufit, jak w sali sądowej, gdzie za chwilę miał się zakończyć doniosły proces. W powietrzu wisiał wyrok — zaraz go ogłoszą. Sylveste zbadał stan swego ducha i nie znalazł tam wyrzutów sumienia, nie widział się więc na ławie oskarżonych. Odczuwał jednak ciężar, jaki może czuć przedstawiciel wymiaru sprawiedliwości — ciężar zadania, które ma być wykonane publicznie z zachowaniem najwyższych standardów. Jeśli mu się nie uda, ucierpi nie tylko jego osobista godność. Długi, zawiły łańcuch wydarzeń zostanie rozerwany; a łańcuch ten sięgał daleko w przeszłość.
Rozejrzał się, zauważył holograficzną projekcję kuli w geometrycznym środku sali, ale oczy nie rozpoznawały obiektu przedstawianego przez hologram. Wychwycił jednak sporo dodatkowych wskazówek i stwierdził, że to Resurgam obrazowany w czasie rzeczywistym.
— Jesteśmy nadal na orbicie? — spytał Sylveste.
— Teraz, gdy cię dostaliśmy? — Sajaki pokręcił głową. — To byłoby bez sensu. Już nie mamy żadnego interesu na Resurgamie.
— Obawialiście się, że koloniści coś zmajstrują?
— Owszem, mogliby nam psuć szyki.
Zamilkli.
— Resurgam nigdy was nie interesował, prawda? — spytał Sylveste po chwili. — To z mojego powodu przebyliście taki szmat drogi. Co za upór, wręcz obsesja.
— Zajęło to nam tylko parę miesięcy. — Sajaki uśmiechnął się. — Oczywiście z naszej perspektywy. Nie pochlebiaj sobie, że gotów byłbym uganiać się za tobą przez całe lata.
— Z mojej perspektywy właśnie tyle to trwało.
— Twoja perspektywa się nie liczy.
— Twierdzisz, że twoja się liczy?
— Jest… dłuższa. To ma znaczenie. Odpowiadając na twoje poprzednie pytanie: opuściliśmy orbitę. Od kiedy znalazłeś się na statku, oddalamy się od płaszczyzny ekliptyki, wciąż przyśpieszając.
— Nie zdradziłem wam celu swojej podróży.
— Nie. Chcemy po prostu oddalić się od kolonii o jedną jednostkę astronomiczną, potem ustawić stały ciąg i wtedy wszystko przemyśleć. — Sajaki pstryknął palcami i robotyczny fotel nachylił się ku niemu. Sajaki usiadł, poczekał, aż kwartet foteli podjedzie do Sylveste’a, Pascale, Hegaziego i do Khouri. — Spodziewamy się, że w tym czasie zajmiesz się kapitanem.
— Czy mówiłem, że tego nie zrobię?
— Nie — powiedział Hegazi. — Ale przedstawiłeś zaskakujące nas warunki.
— Nie możecie mieć do mnie pretensji o to, że w niesprzyjających okolicznościach usiłuję robić, co się da.
— Skądże, nie mamy żadnych pretensji — odparł Sajaki. — Ale bardzo by się przydało, gdybyś nieco jaśniej formułował żądania. To chyba rozsądna prośba z naszej strony?
Fotel Sylveste’a unosił się przy fotelu Pascale. Patrzyła teraz na niego bardziej zaintrygowana niż załoganci. Ale ona znacznie więcej wie, pomyślał. Wie prawie wszystko, przynajmniej tyle co on, choć z drugiej strony jego wiedza może stanowić nieistotną część prawdy.
— Czy z tej pozycji mogę wezwać mapę układu? — spytał Sylveste. — Wiem, że w zasadzie mogę, ale czy dacie mi pozwolenie i potrzebne instrukcje?
— Najnowsze mapy zostały zestawione, gdy zbliżaliśmy się do planety — wyjaśnił Hegazi. — Możesz je ściągnąć z pamięci statku i wywołać na displej.
— Pokaż mi, jak to zrobić. Przez pewien czas będę tu nie tylko pasażerem. Musicie się do tego przyzwyczaić.
Minutę szukał odpowiednich map, pół minuty zajęło ustawienie projekcji na kuli w formacie wygodnym dla Sylveste’a. Mapy przesłoniły glob Resurgamu. Obraz miał postać planetarium; orbity jedenastu głównych planet układu oraz niektórych drugorzędnych planet i komet przedstawiono eleganckimi barwnymi liniami, na których umieszczono punkty odpowiadające aktualnym względnym położeniom ciał niebieskich. Planety typu ziemskiego — w tym Resurgam — z powodu małej skali odwzorowania stłoczyły się w środku, a ich koncentryczne orbity tworzyły pas ciasnej bazgraniny wokół gwiazdy Delta Pawia. Po nich szły mniejsze obiekty, dalej gazowe giganty i komety, zajmujące środkowe rejony układu. Następnie dwa gazowe światy mniejsze od Jowisza, więc trudno je nazwać gazowymi gigantami; dalej planeta typu Plutona — w zasadzie pochwycone kometarne odpadki — i towarzyszące jej dwa księżyce. Pas Kuipera pierwotnej kometarnej materii był widoczny w podczerwieni jako dziwnie zniekształcona ławica, guzowatym końcem skierowana od gwiazdy. A potem przez dwadzieścia jednostek astronomicznych — ponad dziesięć lat świetlnych od gwiazdy — nie było zupełnie nic. W tym rejonie materia była luźno związana z gwiazdą, odczuwała działanie jej pola grawitacyjnego, ale czas obiegu po orbitach trwał wiele wieków i ruch łatwo ulegał zakłóceniu pod wpływem innych ciał. Ochronna błona pola magnetycznego gwiazdy nie sięgała tak daleko i w tym rejonie obiekty były atakowane przez bezustanne szkwały galaktycznej magnetosfery, wielkiego wiatru, w którym zanurzone były pola magnetyczne wszystkich gwiazd, jak mniejsze wiry w wielkim cyklonie.