Выбрать главу

Pozbierał się i zdążył zobaczyć Alicię mówiącą coś bezdźwięcznie; twarz miała w masce strachu, ale mogło to być przerażenie z powodu wiedzy — którą posiadła na moment przed śmiercią — że całkowicie się myliła.

Potem jej obraz rozmył się w szumie elektrostatycznym.

— Teraz przynajmniej wiemy, że jest szalony — oświadczyła Khouri parę godzin później. — Jeśli to go nie przekona, że należy zrezygnować z drogi na Cerbera, to nie wiem, co mogłoby go przekonać.

— Równie dobrze skutek może być odwrotny. — Volyova mówiła cicho, choć komora pajęcza zapewniała względne bezpieczeństwo. — Przedtem tylko przypuszczał, a teraz wie na pewno, że jest tam coś wartego zbadania.

— Maszyneria obcych?

— Najwyraźniej. A my się jedynie domyślamy, jaki jest jej cel. Cerber nie jest rzeczywistą planetą. Co najwyżej jest to rzeczywista planeta otoczona skorupą z maszyn, sztuczną osłoną. To wyjaśnia, dlaczego Alicja nie znalazła krateru po uderzeniu komety: osłona sama się zreperowała, nim statek podleciał bliżej.

— To jakiś kamuflaż?

— Tak się wydaje.

— Po co jednak zwracać na siebie uwagę, atakując sondy?

Volyova najwyraźniej już to zagadnienie przemyślała.

— Cała iluzja zawodzi prawdopodobnie w odległości mniejszej niż kilometr. Według mnie sondy właśnie miały poznać prawdę i w tym momencie zostały zniszczone. Planeta niczego nie traciła, zyskiwała natomiast nieco dodatkowych surowców.

— Po co to wszystko? Po co otaczać planetę sztuczną skorupą?

— Nie mam pojęcia i myślę, że Sylveste również tego nie wie. Dlatego jeszcze usilniej będzie nalegał, by tam lecieć. — Volyova ściszyła głos. — Już mnie nawet prosił o opracowanie strategii.

— Strategii czego?

— Dostarczenia go do środka Cerbera. — Zamilkła na chwilę. — Wie oczywiście o istnieniu broni kazamatowej. Uważa, że wystarczy ona, by naruszyć maszynową skorupę w jednym miejscu planety. Oczywiście potrzebne będzie nie tylko to… — Volyova obniżyła jeszcze nieco ton głosu. — Czy sądzisz, że ta twoja Mademoiselle od początku wiedziała, że on będzie do tego zmierzał?

— Była pewna, że w ogóle nie pozwolicie mu wejść na statek.

— Mademoiselle powiedziała ci to, zanim się do nas zaciągnęłaś?

— Nie, potem. — Khouri poinformowała Volyovą o implancie, który miała w głowie, o tym, jak Mademoiselle załadowała się częściowo do jej czaszki, by osiągnąć cel misji. — Była nieznośna, ale uodporniła mnie na twoją terapię lojalności i za to chyba powinnam być jej wdzięczna.

— Terapie okazały się skuteczne — rzekła Volyova.

— Nie, ja tylko udawałam. Mademoiselle poinstruowała mnie, co i kiedy mam mówić. Dość dobrze się spisała, w przeciwnym wypadku nie odbywałybyśmy tej rozmowy.

— Nie może jednak wykluczyć, że terapie częściowo były skuteczne.

Khouri wzruszyła ramionami.

— Czy to ma znaczenie? Jaka lojalność się teraz liczy? Dałaś mi do zrozumienia, że czekasz tylko, aż Sajaki zrobi fałszywy krok. Jedyne spoiwo tej załogi to strach przed groźbą Sylveste’a, że nas wszystkich zabije, jeśli nie spełnimy jego żądań. Sajaki to megaloman; może powinien dokładnie, wielokrotnie sprawdzić skuteczność terapii lojalności, jakie wdrożył u ciebie.

— Przecież powstrzymałaś Sudjic, gdy próbowała mnie zabić.

— Owszem. Ale gdyby mi powiedziała, że chce dopaść Sajakiego, albo nawet tego kutasa Hegaziego, nie wiem, jak bym zareagowała.

Volyova przez chwile konsultowała się ze sobą.

— W porządku — powiedziała wreszcie. — Sądzę, że lojalność to kwestia sporna. Co jeszcze ten implant zrobił?

— Gdy podłączyłaś mnie do centrali uzbrojenia, Mademoiselle skorzystała z interfejsu, by do centrali wmontować siebie albo swoją kopię. Wydaje mi się, że zamierzała przejąć kontrolę nad jak największą częścią statku, a centralę potraktowała tylko jako drogę wejścia.

— Architektura systemu nie pozwoliłaby jej na dostanie się poza ten rejon.

— Skutecznie. O ile wiem, Mademoiselle nigdy nie przejęła kontroli nad żadną częścią statku poza uzbrojeniem.

— Masz na myśli kazamatę?

— Ilia, ona sterowała zbuntowaną bronią. Wtedy nie mogłam ci o tym powiedzieć, ale wiedziałam, co się dzieje. Chciała jej użyć, z dalekiego zasięgu zabić Sylveste’a, jeszcze przed naszym przybyciem na Resurgam.

— To jest bardzo pokrętne — stwierdziła Volyova z rezygnacją. — Ale doprawdy, żeby użyć takiej broni tylko po to, by zabić Sylveste’a? Musisz mi powiedzieć, dlaczego tak jej na tym zależało.

— Nie będziesz tym zachwycona. Zwłaszcza teraz, gdy wiemy, co Sylveste chce zrobić.

— No, mów.

— Dobrze, dobrze. Ale jest jeszcze jedna rzecz, jeden skomplikowany czynnik — rzekła Khouri. — Zwie się Złodziejem Słońca i chyba już się z nim zetknęłaś.

Volyova wyglądała tak, jakby jej niedawno zaleczona wewnętrzna rana ponownie się otworzyła, jakby pękł bolący szew.

— Znów to określenie! — powiedziała w końcu.

DWADZIEŚCIA JEDEN

Zbliżanie się do układu Cerber-Hades, 2566

Sylveste zawsze się spodziewał, że do tego dojdzie. Dotychczas jednak udawało mu się izolować ten fakt od swych myśli — wiedział, że to istnieje, ale nie koncentrował uwagi na tym, co to zawierało; podobnie matematyk chwilowo odkłada na bok niepewną cześć dowodu, dopóki nie sprawdzi dokładnie pozostałych punktów twierdzenia i nie przekona się, że nie tylko nie ma w nich wyraźnych sprzeczności, lecz również nie wchodzi w grę nawet najmniejsza pomyłka.

Sajaki nalegał, żeby tylko oni dwaj pojechali na poziom Kapitana, nie dopuszczając ani Pascale, ani reszty załogi. Sylveste nie protestował, choć wolałby mieć żonę przy sobie. Od przybycia na „Nieskończoność” po raz pierwszy znalazł się sam na sam z Sajakim. Gdy zjeżdżali windą, Sylveste szukał w myślach tematu rozmowy, aby tylko nie mówić o czekającej ich ohydzie.

— Ilia twierdzi, że jej maszyny na „Lorean” potrzebują jeszcze trzech do czterech dni — powiedział Sajaki. — Chcesz, by te prace nadal trwały?

— Nie zmieniłem zdania — odparł Sylveste.

— Nie mam więc innego wyboru, jak spełnić twoje życzenia. Rozważyłem wszystkie za i przeciw i postanowiłem uwierzyć twoim groźbom.

— Sądzisz, że sam wszystkiego nie przemyślałem? Zbyt dobrze cię znam, Sajaki. Gdybyś mi nie wierzył, zmusiłbyś mnie, bym jeszcze na Resurgamie udzielił pomocy kapitanowi, a potem po cichu byś się mnie pozbył.

— Nieprawda, nieprawda. — W głosie Sajakiego pobrzmiewało rozbawienie. — Nie doceniasz mojej czystej ciekawości. Pobłażałem ci aż do tego stopnia, by zobaczyć, jaka część twojej opowieści jest prawdziwa.

Sylveste przez chwilę nie mógł uwierzyć własnym uszom, ale równocześnie nie widział sensu dyskusji.

— Widziałeś przecież nagranie Alicji! W co z tego nie wierzysz?

— Ale to mogło być sfabrykowane. Statek mogła uszkodzić jej własna załoga. Nie uwierzę całkowicie, dopóki coś nie wyskoczy z Cerbera i nie zacznie nas atakować.

— Podejrzewam, że twoje życzenia się spełnią — odparł Sylveste. — Za cztery, pięć dni. Chyba że Cerber jest rzeczywiście martwy.

Potem do końca drogi milczeli.

Sylveste oglądał już kapitana w czasie swego obecnego pobytu na statku. Ciągle jednak ten widok go szokował. Co prawda teraz po raz pierwszy patrzył na kapitana wyremontowanymi przez Calvina oczami, ale nie tylko o to chodziło. Kapitan zmienił się od ostatniej wizyty Sylveste’a, i to wyraźnie; teraz, gdy statek zmierzał w kierunku Cerbera, degeneracja przyśpieszyła, dążąc do trudnego do przewidzenia stanu. Może przybyłem w ostatniej chwili? — pomyślał Sylveste. O ile kapitanowi w ogóle można jeszcze pomóc.