Выбрать главу

— Pakujemy się w niezłe gówno — powiedziała. — Mam rację?

W wielkim owalnym pokoju znajdował się displej i kontuar; w stelażach stało około tysiąca jednostek broni do natychmiastowego wydania, a dziesiątki tysięcy mogły być szybko wytworzone na żądanie, zgodnie z rysunkami technicznymi przekazywanymi holograficznie przez sam statek.

— Tak — odparła Volyova. — A w takim razie lepiej, byśmy dysponowały jakąś groźną i skuteczną bronią strzelecką. Więc, Khouri, wykorzystaj swoją wiedzę, by nas odpowiednio wyposażyć. I pośpiesz się, bo Sajaki nas odetnie, nim się zaopatrzymy.

— Traktujesz to jak zabawę?

— Owszem. A wiesz dlaczego? Może to samobójcze, ale coś wreszcie robimy. Może nas to zabije, może niedobrze się skończy, ale przynajmniej powalczymy, jak do czegoś dojdzie.

Khouri powoli skinęła głową. Właśnie, to było żołnierskie podejście: nie pozwolić, by wypadki toczyły się bez naszej interwencji, choćby miała się okazać bezowocna. Volyova szybko ją poinstruowała, jak używa się funkcji niskiego poziomu zbrojchiwum — niemal intuicyjnie, na szczęście — potem wzięła za rękę Pascale i zaczęły odchodzić.

— Dokąd idziecie?

— Na mostek. Sajaki będzie chciał mnie tam widzieć podczas operacji kruszenia skorupy.

DWADZIEŚCIA SZEŚĆ

Cerber-Hades, heliopauza Delty Pawia, 2566

Sylveste od wielu godzin nie widział żony, a teraz zapowiadało się, że nie będzie jej nawet w kulminacyjnym momencie. Już za dziesięć godzin broń Volyovej uderzy w Cerbera, a za niecałą godzinę miał się rozpocząć pierwszy zmiękczający atak. Już samo to było niezwykle ważne, a jednak Sylveste będzie się temu przyglądał bez towarzystwa Pascale.

Statkowe kamery cały czas przekazywały widok broni Volyovej; nawet teraz broń unosiła się na displeju mostka, jakby była stąd nie ponad milion, a zaledwie parę kilometrów. Widzieli ją z boku, gdyż zaczęła podejście z punktu trojańskiego, a statek pozostawał zawieszony na kierunku tworzącej kąt dziewięćdziesiąt stopni dalej, po linii, która biegła między Hadesem a jego ukradkowym planetarnym towarzyszem. Żadna z maszyn nie znajdowała się na prawdziwej orbicie, ale słabe pole grawitacyjne Cerbera pozwalało na to, by utrzymać te sztuczne trajektorie przy niewielkim wydatku energii ciągu na korektę toru.

Sajaki i Hegazi siedzieli razem z Sylveste’em, skąpani w czerwonawej, lejącej się z displeju poświacie. Teraz wszystko było czerwone. Hades znajdował się tak blisko, że był czerwonym punktem, a Delta Pawia, choć słaba, też rzucała rdzawe światło na wszystkie okrążające ją obiekty. Część tej czerwieni sączyła się na mostek, gdyż displej był tu teraz jedynym źródłem światła.

— Gdzie, do diabła, jest to brezgatnik, krówsko Volyova? — spytał Hegazi. — Sądziłem, że już powinna nam pokazywać tę swoją komnatę okropności w działaniu.

Czy ta kobieta zrobiła już tę niepojętą rzecz? — pomyślał Sylveste. Czy zdecydowała się na odwołanie ataku, mimo że sama go wymyśliła i przygotowała? Jeśli tak, to zupełnie jej nie zrozumiał. Zwaliła na niego wszystkie swoje obawy i wątpliwości, podsycane bałamuctwami tej Khouri, ale oczywiście niczego nie traktowała serio? Zapewne grała rolę adwokata diabła, sprawdzjąc, gdzie są granice jego zaufania?

— Miej nadzieje, że właśnie tak jest — odezwał się Calvin.

— Czytasz w moich myślach? — spytał Sylveste. Spytał na głos, gdyż nic nie miał do ukrycia przed tym okrojonym Triumwiratem. — To dość sprytne, Calvinie.

— Uznaj to za progresywną adaptację do neuronowej konguencji — wyjaśnił głos. — Wszystkie teorie twierdzą, że takie zjawisko wystąpi, jeśli dostatecznie długo będę siedział w twej głowie. A tak naprawdę buduję coraz bardziej rzeczywisty model twoich procesów neuronowych. Na początku potrafiłem tylko skorelować to, co odcyfrowałem, z twoimi odpowiedziami. Teraz nie muszę nawet czekać na odpowiedzi, by zgadnąć ich treść.

A więc, pomyślał Sylveste, odcyfruj sobie: Odpieprz się!

— Gdybyś chciał się mnie pozbyć, zrobiłbyś to wiele godzin temu — powiedział Calvin. — Wydaje mi się jednak, że polubiłeś moją obecność w tym miejscu.

— Tymczasowo — odparł Sylveste. — Ale nie przyzwyczajaj się, ponieważ nie zamierzam cię stale mieć przy sobie.

— Niepokoi mnie ta twoja żona.

Sylveste spojrzał na Triumwirów. Teraz nie chciał, by połowa rozmowy przedostawała się do publicznej wiadomości, więc przeszedł na mentalne formułowanie tego, co miał do powiedzenia.

— Mnie również niepokoi, ale to nie twój interes.

— Widziałem, jak zareagowała, gdy Volyova i Khouri próbowały ją zwieść.

Tak, pomyślał Sylveste, i kto mógłby ją winić? Sam z trudem to przyjął, gdy Volyova w rozmowie wymieniła imię Złodzieja Słońca, jakby opuściła bombę głębinową. Oczywiście Volyova nie wiedziała, jak znaczące jest to imię, i Sylveste przez chwilę miał nadzieję, że Pascale nie będzie pamiętała, gdzie je przedtem słyszała, a może nawet w ogóle nie wspomni, że kiedykolwiek się z nim zetknęła. Ale żona była na to zbyt inteligentna. Między innymi dlatego ją kochał.

— Co nie znaczy, Cal, że im się udało.

— Cieszę się, że jesteś tego taki pewien.

— Ona nie próbowałaby mnie powstrzymać.

— To zależy — odparł Calvin. — Jeśli jej się wydaje, że narażasz się na niebezpieczeństwo — i jeśli cię kocha tak, jak mi się wydaje — to powstrzymanie cię będzie dowodem zarówno miłości, jak i logicznego myślenia. Może nawet przeważy logika. Nie oznacza to, że nagle cię znienawidziła albo że czerpie przyjemność, gdy przeszkadza ci w realizowaniutwoich aspiracji.

Przeciwnie. Mam wrażenie, że to dla niej bolesne.

Sylveste znów spojrzał na displej, na stożkowato wymodelowany przyczółek.

— Sądzę — odezwał się wreszcie Calvin — że to bardziej skomplikowane, niż się wydaje, i powinniśmy postępować ostrożnie.

— Trudno mnie nazwać nieostrożnym.

— Wiem i podzielam. Sam fakt, że może w tym być pewne niebezpieczeństwo, jest fascynujący. To jak bodziec do działania. Tak to odczuwasz, prawda? Wszelkie ich argumenty przeciwko twoim planom tylko wzmacniają twą determinację. Bo jesteś głodny wiedzy i ten głód cię napędza, choć wiesz, że zaspokojenie go może cię zabić.

— Sam bym tego trafniej nie określił — odparł Sylveste. Miał jednak wątpliwości, choć przez bardzo krótką chwilę. Potem zwrócił się do Sajakiego: — Do diabła, gdzie jest ta cholerna kobieta? Nie wie, że mamy pracę?

— Jestem — powiedziała Volyova, wchodząc na mostek. Za nią weszła Pascale. Bez słowa wezwała dwa fotele i obie kobiety wzniosły się pośrodku wielkiego pomieszczenia, zajmując miejsce w pobliżu pozostałych obecnych osób, by jak najlepiej widzieć rozgrywający się na displeju spektakl.

— Niech bitwa się rozpocznie — powiedział Sajaki.

Volyova zwróciła się do kazamty. Po raz pierwszy od czasu incydentu ze zbuntowaną jednostką broni podłączała się do tych straszydeł.

W jej głowie kołatała się myśl, że w każdej chwili któraś z broni może postąpić w ten sam sposób: brutalnie wyrzucić Volyovą z pętli sterowania i samodzielnie przejąć kontrolę nad własnymi działaniami. Nie mogła tego wykluczyć, ale musiała podjąć ryzyko i była na nie gotowa. Jeśli opowieść Khouri jest prawdą, to Mademoiselle — która sterowała zbuntowaną jednostką broni kazamatowej — teraz nie żyje, bezwzględnie wchłonięta przez Złodzieja Słońca, wówczas przynajmnej nie ona będzie próbowała zawrócić zbuntowane bronie.