Teraz musiała się tylko stąd wydostać.
— Poczułaś to? — spytała Khouri. Siedziała w luksusowej, metalowo-pluszowej komorze pajęczej. — Cały statek zadrżał, jakby to było trzęsienie ziemi.
— Myślisz, że to Ilia?
— Powiedziała, że mamy się oddzielić, jak tylko otrzymamy sygnał. I będzie dla nas oczywisty jak diabli. I chyba był oczywisty, no nie?
Wiedziała, że jeśli będzie zwlekać, zwątpi w świadectwo własnych zmysłów, zacznie się zastanawiać, czy w ogóle odczuła wstrząs, i zrobi się za późno. Volyova jedno zaznaczyła wyjątkowo wyraźnie: po odebraniu sygnału Khouri musi działać szybko, gdyż czasu zostanie niewiele.
Więc odbiła od statku.
Przekręciła dwie mosiężne dźwignie do oporu, nie w taki sposób, jak robiła to Volyova, ale z nadzieją, że takie drastyczne, przypadkowe i prawdpodobnie głupie działanie zaowocuje czymś pożądanym, na przykład odddzieleniem się komory pajęczej od kadłuba, a głównie na tym jej teraz zależało.
Komora pajęcza oddzieliła się od statku.
— Kilka najbliższych sekund zdecyduje, czy przeżyjemy — powiedziała Khouri. Przy nagłym przejściu do stanu swobodnego spadania żołądek jej się skręcał. — Jeśli to rzeczywiście Volyova wysłała sygnał, bezpiecznie będzie opuścić kadłub. Ale jeśli nie, zaraz znajdziemy się w zasięgu broni statkowych.
Khouri obserwowała oddalający się statek, po chwili musiała mrużyć oczy przed oślepiającym blaskiem silnków Hybrydowców, które ledwo pracowały, mimo to świeciły jasno jak słońce. Można było zasunąć żaluzje okien, ale Khouri nie zapamiętała, jak się to robi.
— Dlaczego nas natychmiast nie zestrzeli?
— Zbyt duże ryzyko, że sam by się uszkodził. Ilia powiedziała, że te ograniczenia są wbudowane hardware’owo i Złodziej Słońca nie ma na nie wpływu. Musi się z nimi pogodzić. Właśnie wchodzimy w obszar działania broni.
— Według ciebie, co to był za sygnał? — spytała Pascale. Najwyraźniej chciała teraz podtrzymać rozmowę.
— To program — odparła Khouri. — Schowany głęboko w statku, gdzie Złodziej nigdy go nie znajdzie. Podłączony do tysiąca obwodów na statku. Gdy Volyova go uruchomiła — jeśli go uruchomiła — wyłączył jednocześnie tysiące systemów. Jedno wielkie bum! Sądzę, że właśnie stąd ten wstrząs.
— A bronie zostały unieruchomione?
— Nie… w zasadzie nie. Niektóre czujniki i może niektóre z systemów naprowadzania, ale centrala uzbrojenia nie jest uszkodzona. Tyle pamiętam. Reszta statku jest tak poharatana, że Złodziejowi Słońca zajmie to trochę czasu, nim się pozbiera, nim skoordynuje swoje poszczególne części i odzyska sprawność. Wtedy może znowu zacząć strzelać.
— Ale bronie za chwilę mogą się ustawić?
— Dlatego musimy się pośpieszyć.
— Ciągle rozmawiamy. Czy to znaczy, że…
— Właśnie. — Khouri uśmiechnęła się przesadnie. — Chyba prawidłowo zinterpretowałam sygnał i myślę, że jesteśmy bezpieczne… przynajmniej na razie.
Pascale głośno westchnęła.
— Co teraz?
— Musimy znaleźć Ilie.
— To nie powinno być trudne. Powiedziała, że nic nie musimy robić, po prostu czekać na ten sygnał. A ona zaraz… — Khouri zamilkła. Spojrzała na Światłowiec, który wisiał nad nimi jak lewitująca katedralna wieża. Coś tu nie grało.
Coś zakłócało jego symetrię.
Coś się z niego wydostawało na zewnątrz.
Zczęło się od małego nacięcia, jakby kurczę dziobem przebijało skorupę jajka. Pojawiło się białe światło, potem nastąpiła seria eksplozji. Odłamki rozerwanej powłoki rozleciały się wokół, ale zaraz zostały pochwycone ręką grawitacji i odsłoniły się uszkodzenia kadłuba. W statku ujawniła się mała dziura. Mała, ale ponieważ sam statek był ogromny, miała zapewne grubo ponad pięćdziesiąt metrów średnicy.
Przez tę szczelinę, którą Volyova sama otwarła, wystrzelił w kosmos jej prom, chwilę unosił się przy wielkim kadłubie statku, potem się obrócił i zanurkował w kierunku komory pajęczej.
TRZYDZIEŚCI CZTERY
Volyova przeprowadziła skomplikowaną procedurę, bezpiecznie sprowadzając komorę pajęczą w zacisze „Melancholii”. Operacja wymagała więcej wprawy, niż się pozornie wydawało, nie dlatego, że komora była zbyt duża, ale dlatego, że majtające się wsporniki komory nie chciały się złożyć i uniemożliwiały zamknięcie drzwi ładowni. W końcu — po minucie od rozpoczęcia operacji — Volyova wysłała oddział serwitorów, by siłą podgięły pajęcze nogi. Dla zewnętrznego obserwatora — wprawdzie nie było takiego, jeśli nie liczyć niemrawego, półsparaliżowanego Światłowca — cała procedura musiała przypominać upychanie owada do puzderka.
Wreszcie Volyova mogła zamknąć drzwi i zasłonić widok ostatniego zwężającego się prostokąta, wypełnionego wirującym polem gwiezdnym. Zapaliły się światła wewnętrzne i z szybkim wyciem gwałtownie napłynęło powietrze, a hałas przekazała metalowa powłoka komory pajęczej. Znów pojawiły się serwitory, szybko zamocowały komorę, by nie zdryfowała, a po minucie ukazała się Volyova bez skafandra.
— Idźcie za mną! — krzyknęła. Głos jej dźwięczał. — Im szybciej uciekniemy z zasięgu broni, tym lepiej.
— Jaki dokładnie jest zasięg broni? — spytała Khouri.
— Nie wiem.
— Dosięgnęłaś go swoim programem — powiedziała Khouri, gdy we trójkę wspinały się do kabiny promu. — Dobra robota Odczułyśmy to tutaj, cholernie potężne zamknięcie systemu.
— Chyba uszkodziłam Złodzieja — odparła Volyova. — Po incydencie z bronią kazamatową zainstalowałam z powrotem „Paraliż” z kilkoma dodatkowymi przerwaniami. Tym razem paraliż zadziałał głębiej, sięgnął pod skórę. Żałuję, że nie zainstalowałam urządzeń niszczących wokół silników Hybrydowców. Wówczas mogłybyśmy podpalić statek i uciekać.
— To by chyba utrudniło powrót?
— Prawdopodobnie. Ale to byłby koniec Złodzieja Słońca. — Po zastanowieniu dodała: — A nawet więcej: bez statku przyczółek zacząłby przegrywać, bo nie otrzymywałby aktualizowanych danych z wojchiwum. A my byśmy wygrały.
— Czy to najbardziej optymistyczny wariant, jaki ci się nasuwa?
Volyova nie odpowiedziała.
Dotarły na pokład załogi. Khouri z przyjemnością zobaczyła, że wnętrze jest nowoczesne, białe i sterylne jak gabinet dentystyczny.
— Posłuchaj — Volyova spojrzała na Pascale — nie wiem, jak głęboko zanurzył się przyczółek, ale jeśli teraz przegra — a właśnie tego chcemy — nie będzie to zbyt korzystne dla twojego męża.
— Zakładając, że już tam dotarł.
— Chyba możemy to założyć.
— Z drugiej strony, jeśli Sylveste jest już wewnątrz, dopuszczenie do tego, by przyczółek przegrał, niczego nie zmieni, a tylko uniemożliwi nam dotarcie do Sylveste’a — powiedziała Khouri. Po chwili dodała: — A przecież zamierzamy to zrobić, prawda? Przynajmnej musimy spróbować.
— Ktoś musi. — Volyova wpięła się w fotel i wyciągnęła palce do archaicznej, dotykowej tablicy rozdzielczej, której wygląd sama zasymulowała. — Sugeruję — namawiam — żebyście wybrały sobie miejsce do siedzenia. Błyskawicznie, bardzo, bardzo się oddalimy od Światłowca.
Nim skończyła mówić, silniki już były gotowe, wyły, a ściany, podłoga i sufit — przed chwilą zupełnie nieokreślone — stały się bardzo konkretną rzeczywistością.
Gdy szyb zniknął i gdy opadali przez pustkę, wrażenie, że pionowa prędkość nagle znika, było tak wielkie, że Sylveste czuł, jak jego ciało napina się w oczekiwaniu na wyobrażone naprężenie. Jednak było to tylko złudzenie — nadal spadali, teraz szybciej niż dotychczas, ale punkty odniesienia znajdowały się tak daleko, że prawie zniknęło wrażenie ruchu.