Wydawało się, że jest naprawdę blisko.
Zaczęła iść ku niemu. Nogi z chrzęstem zanurzyły się w niepewny grunt. Wzory się przekształcały — tam, gdzie stawiała stopy, powstawały gładkie, wygodne kamienie.
Coś się przed nią rysowało ponad bliską krzywizną horyzontu: niewysokie wyniesienie ciemniejące na tle spadającego gwiazdoskłonu. Khouri podeszła bliżej. Zauważyła jakiś ruch. Wyniesiona część obiektu przypominała wejście do metra, trzy niskie ściany otaczały schody zagłębiające się w planetę.
Ten ruch… to wynurzająca się postać. Kobieta. Wchodziła po stopniach z siłą i cierpliwością, jakby po raz pierwszy napełniała płuca porannym powietrzem. W odróżnieniu od Khouri, nie miała na sobie skafandra. Była ubrana tak jak w chwili, gdy widziały się po raz ostatni.
Pascale Sylveste.
— Długo na ciebie czekałam — powiedziała. Głos niósł się w pozbawionej powietrza przestrzeni.
— To ty, Pascale?
— Tak — odparła, ale zaraz sprecyzowała: — W pewnym sensie. Och, to niełatwo wyjaśnić… tak długo to powtarzałam…
— Co się stało, Pascale? — Bezczelne byłoby pytanie, dlaczego Pascale nie ma na sobie skafandra, dlaczego nie jest martwa. — Co to za miejsce?
— Jeszcze się nie domyśliłaś?
— Przykro mi, że cię rozczarowuję.
Pascale uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
— Jesteś na Hadesie. Pamiętasz, ta gwiazda neutronowa, która nas wciągała. Otóż nie. To znaczy to nie jest gwiazda neutronowa.
— Jestem na niej?
— Owszem. Przypuszczam, że się tego nie spodziewałaś.
— Wierz mi, że nie.
— Jestem tu tak długo jak ty — oznajmiła Pascale. — Czyli zaledwie parę godzin. Ale ja spędziłam czas pod skorupą, gdzie wszystko biegnie szybciej, więc dla mnie upłynęło znacznie więcej niż parę godzin.
— O ile więcej?
— Powiedzmy kilka dziesięcioleci… choć pod pewnymi względami czas tu w zasadzie w ogóle nie mija.
Khouri skinęła głową, jakby to wszystko doskonale do siebie pasowało.
— Pascale, chyba musisz wyjaśnić…
— Świetnie. Zrobię to podczas drogi w dół.
— W dół… dokąd?
Skinęła na Khouri, by poszła ku schodom prowadzącym na wiśniową równię, jakby zapraszała gościa do domu na drinka.
— Do środka — oznajmiła Pascale. — Do matrycy.
Śmierć nie nadchodziła.
Przez następną godzinę Volyova za pomocą nakładki powiększającej skafandra obserwowała, jak przyczółek traci kształt, niczym niefachowo formowane gliniane naczynie. Stopniowo rozpuszczał się w skorupie — pożerała go, gdy w końcu przegrał bitwę z Cerberem.
Za szybko, za szybko.
To niesprawiedliwe; Volyovej bardzo to doskwierało. Może za chwilę umrze, ale nie chciała oglądać porażki swego dzieła, i to, do diabła, porażki przedwczesnej.
W końcu, nie mogąc więcej tego znieść, zawróciła w stronę statku, skierowanego na nią jak sztylet. Rozłożyła ramiona. Nie wiedziała, czy statek potrafi zrozumieć jej przekaz głosowy.
— Chodź tu, svinoi. Wykończ mnie. Mam tego dość. Nie chcę tego oglądać. Niech już będzie po wszystkim.
W stożkowatej bocznej części kadłuba otworzyła się śluza, na krótko rozjarzona pomarańczowym światłem z wnętrza. Volyova była prawie pewna, że wyleci stamtąd jakaś okrutna broń, może coś, co pośpiesznie skonstruowała w pijanym widzie.
Zamiast tego wyłonił się prom i powoli ruszył ku niej.
Tak jak to Pascale przedstawiła, gwiazda neutronowa nie była wcale gwiazdą neutronową. Może była nią kiedyś, albo byłaby, gdyby nie wtrącił się ktoś trzeci, o kim Pascale nie chciała mówić szczegółowo. Zasadniczy sens wywodu był prosty. Ta trzecia siła zmieniła gwiazdę w olbrzymi, oszałamiająco szybki komputer, który w jakiś dziwny sposób potrafił komunikować się ze sobą samym w przyszłości i przeszłości.
— Co ja tu robię? — spytała Khouri, gdy schodziły na dół. — Lepiej spytajmy: co my tu robimy? I jakim cudem wiesz znacznie więcej ode mnie?
— Powiedziałam ci: długo przebywałam w strukturze. — Pascale przystanęła na stopniu schodów. — Posłuchaj, Khouri, nie spodoba ci się to, co ci teraz powiem. Jesteś martwa… przynajmniej na razie.
Mniej to Khouri zdziwiło, niż się spodziewała. Wiadomość była niemal do przewidzenia.
— Umarłyśmy w pływach grawitacyjnych — oznajmiła Pascale rzeczowo. — Znalazłyśmy się zbyt blisko Hadesa i pływy nas rozerwały. Nie, nie było to przyjemne, ale większość twoich wspomnień z tego wydarzenia nie została zarejestrowana, więc teraz tego nie pamiętasz.
— Zarejestrowana?
— Zgodnie ze zwykłymi prawami powinnyśmy rozlecieć się na atomy. I w pewnym sensie tak się stało. Ale informacja, która nas określała, została zachowana w przepływie grawitonów między tym, co z nas zostało, a Hadesem. Siła, która nas zabiła, również nas zarejestrowała, przesłała informację do skorupy…
— Jasne — odparła Khouri powoli, gotowa na razie przyjąć takie wyjaśnienie. — A gdy już zostałyśmy przetransmitowane do skorupy?
— Zasymulowano nas z powrotem do życia. Oczywiście obliczenia w skorupie odbywają się znacznie szybciej, niż biegnie czas rzeczywisty. Dlatego spędziłam tam kilka dekad czasu subiektywnego.
Powiedziała to tonem niemal przepraszającym.
— Nie przypominam sobie, żebym spędziła dziesięciolecia w jakimkolwiek miejscu.
— Ponieważ nie spędziłaś. Zostałaś przywrócona do życia, ale nie chciałaś w nim pozostać. Nic z tego nie pamiętasz, ponieważ tak właśnie postanowiłaś. Nic cię tu nie trzymało.
— Ciebie natomiast coś tu trzymało?
— O, tak — odparła Pascale z zachwytem w głosie. — O, tak. Dojdziemy do tego.
Schody się skończyły w korytarzu o przezroczystym suficie, rozjaśnionym losowo umieszczonymi bajkowymi światłami. Khouri spojrzała na ściany mieniące się podobnymi obliczeniowymi rozbłyskami, jakie widziała na powierzchni. Miało się wrażenie, że to przejaw bardzo intensywnej pracy niewyobrażalnie skomplikowanego systemu procesorów.
— Czym jestem? — spytała Khouri. — Czym ty jesteś? Powiedziałaś, że nie żyję. Nie mam takiego wrażenia. I nie mam wrażenia, że jestem symulowana przez układ procesorów. Byłam na powierzchni, prawda?
— Jesteś z krwi i kości — odparła Pascale. — Umarłaś i zostałaś powtórnie stworzona. Twoje ciało zrekonstruowano z elementów chemicznych istniejących już w zewnętrznej skorupie struktury. Potem zostałaś ożywiona i przywrócono ci świadomość. Skafander, który masz na sobie, też pochodzi ze struktury.
— Czyli ktoś w skafandrze zbliżył się tak, że został zabity przez pływy?
— Nie… — powiedziała Pascale ostrożnie. — Jest inny dostęp do struktury. Znacznie prostszy… przynajmniej kiedyś był.
— Jednak powinnam być martwa. Żadna żywa istota nie przeżyje na gwieździe neutronowej. Albo w niej.
— Mówiłam ci, że to nie jest gwiazda neutronowa — rzekła Pascale. Potem wyjaśniła, jak to wszystko jest możliwe; jak struktura potrafi wytworzyć kieszeń grawitacyjną, w której można przeżyć; jak jest to realizowane przez cyrkulację, głębiej w skorupie, niesamowitych ilości zdegenerowanej materii, być może jako ubocznego produktu obliczeń, a może nie. Ale niczym soczewka rozpraszająca, przepływ kieruje grawitację daleko od Khouri, gdy tymczasem równie wściekłe siły powstrzymują ściany przed runięciem z prędkością tylko odrobinę mniejszą od prędkości światła.