Выбрать главу

— Znikaj.

Volyova spojrzała na Khouri.

— Mówiłaś coś?

— Że tu jest zimno.

Volyova stanowczo zbyt długo analizowała tę wypowiedź.

— Tak, trochę zimno.

— Nie musisz mówić głośno — odparła Mademoiselle. — Nie musisz nawet wokalizować. Wyobraź sobie tylko, co chcesz mi przekazać. Implant wykryje fantomowe impulsy powstające w twoim obszarze mowy. No, spróbuj.

— Znikaj — powtórzyła Khouri, a raczej wyobraziła sobie, że to myśli. — Wynoś się do diabła z mojej głowy. Tego nie było w kontrakcie.

— Moja droga — rzekła Mademoiselle — w ogóle nigdy nie było żadnego kontraktu, tylko, że tak powiem, dżentelmeńska umowa. — Spojrzała na Khouri, jakby oczekiwała jakiejś odpowiedzi. Khouri wpatrywała się w nią jadowicie. — No dobrze, ale obiecuję, że niedługo wrócę — oznajmiła Mademoiselle.

Wyprysnęła z rzeczywistości.

— Nie mogę się doczekać — powiedziała Khouri.

— Słucham? — spytała Volyova.

— Powiedziałam, że nie mogę się doczekać — odparła Khouri. — Aż wyjdziemy z tego cholernego wagonika.

Wkrótce dotarły do rdzenia, przeszły odprawę celną i wsiadły do promu, nie-atmosferycznego pojazdu, składającego się z kuli i czterech dysz gondolowych rozlokowanych pod kątami prostymi. „Melancholia Odjazdu” — ironiczne nazwy tego rodzaju Ukrasi lubili nadawać swym statkom. Wnętrze przypominało żebrowany brzuch wieloryba. Volyova kazała Khouri iść do przodu przez ciąg grodzi i gardzieli, gdzie trzeba się było czołgać. Doszły do mostka. Stało tam kilka foteli lotniczych przy konsoli w otoczce delikatnych entoptyków i z mnóstwem awionicznych wichajstrów. Volyova nacisnęła jeden z wizualnych odczytów i z czarnej kieszeni w boku konsoli wysunęło się małe, podobne do tacki urządzenie ze staromodną klawiaturą. Palce Volyovej zatańczyły na klawiszach, wywołując subtelne zmiany w awionicznych danych.

Khouri poczuła mrowienie, gdy się zorientowała, że Volyova nie ma implantów i palcami przekazuje komunikaty.

— Zapnij pasy — poleciła jej Volyova. — Wokół Yellowstone lata tyle śmiecia, że może trzeba będzie trochę poprzyśpieszać.

Khouri zapięła się. Mimo niewygody po raz pierwszy od wielu dni mogła się odprężyć. Wiele się działo od jej ożywienia, wszystko w szalonym tempie. Gdy spała w Chasm City, Mademoiselle wypatrywała statku lecącego na Resurgam, a ponieważ Resurgam nie liczył się w sieci handlu kosmicznego, oczekiwanie było długie. Na tym polegał kłopot z światłowcami. Nawet ktoś najpotężniejszy nie mógł stać się właścicielem takiego statku, chyba że miał go do dyspozycji już od wieków. Hybrydowcy przestali produkować nowe napędy, a ci, co już statki posiadali, nie zamierzali ich sprzedawać.

Khouri wiedziała, że Mademoiselle szuka aktywnie. Volyova również szukała. Jak poinformowała ją Mademoiselle, Volyova wpuściła do sieci danych Yellowstone program poszukujący, który nazwała ogarem. Zwykły człowiek, a nawet zwykły skomputeryzowany nadzorca, nie mógł wykryć tego intensywnego węszenia. Ale widocznie Mademoiselle nie należała do żadnej z tych dwóch kategorii i wyczuła psa tak, jak pająk — łyżwiarz wyczuwa zmarszczki na błonie powierzchniowej stawu, po której sunie.

Potem zrobiła coś bardzo sprytnego.

Gwizdała na ogara, aż przybiegł do niej w podskokach. Następnie jakby nigdy nic złamała mu kark, ale wpierw rozbebeszyła go i przebadała informacyjne wnętrzności; dowiedziała się, po co wysłano tego psa. Mianowicie po to, by znalazł osoby z doświadczeniem zabójcy. Tego dokładnie można by się spodziewać po grupie Ultrasów, którzy szukają kogoś na wolne miejsce wśród załogi. Ale dostrzegła jeszcze coś osobliwego, co pobudziło jej ciekawość.

Dlaczego szukali osoby z przeszłością wojskową?

Może byli dyscyplinarianami, profesjonalnymi handlarzami, operującymi na poziomie o jeden szczebel wyższym od normalnego stanu wymiany handlowej, bezwzględnymi ekspertami, używającymi podejrzanych prawnie narzędzi do zbierania potrzebnych informacji i nie lubili podróżować do zapyziałych kolonii, takich jak Resurgam, gdy dostrzegali szansę ogromnego zysku, może za setki lat. Prawdopodobnie cała ich organizacja miała charakter militarny, a nie na wpół anarchiczny, jak na większości statków handlowych. Szukając kandydata z doświadczeniem wojskowym, chcieli znaleźć kogoś pasującego do reszty załogi.

Oczywiście, o to chodziło.

Jak dotąd wszystko układało się dobrze, nawet jeśli uwzględnić to, że Volyova nie sprostowała Khouri, gdy z rozmowy wynikło, że Khouri nie zna prawdziwego celu statku. Oczywiście Khouri doskonale wiedziała, że statek leci na Resurgam, ale gdyby Ultrasi zdawali sobie sprawę, że ona też zamierza się tam dostać, musiałaby im przedstawić jakieś wyjaśnienie. Przygotowała kilka opowiastek, ale się nie przydały, gdyż Volyova postanowiła utrzymywać rekruta w przekonaniu, że udają się na Skraj Nieba.

Rzeczywiście dziwne, choć zrozumiałe — przecież rozpaczliwie szukali kogokolwiek. Nie świadczyło to dobrze o ich uczciwości, ale z drugiej strony Khouri nie musiała marnować swej historyjki. Postanowiła się tym nie przejmować. I tak wszystko było usłane różami, jeśli nie liczyć tego, że gdy Khouri spała, Mademoiselle umieściła coś w jej głowie. Mikroskopijny implant, który, by nie wywołać podejrzeń Ultrasów, miał wyglądać i działać jak standardowa nakładka entoptyczna. Gdyby stali się zbyt dociekliwi i usunęli z niej tę rzecz, wszystkie podejrzane części uległyby samozniszczaniu i reorganizacji. Nie chodziło jednak o to, że urządzenie niosło ze sobą ryzyko lub było niepotrzebne. Khouri nie podobało się to, że akurat Mademoiselle jest stale obecna w jej głowie. Oczywiście była to tylko symulacja poziomu beta, naśladująca osobowość Mademoiselle, rzutująca jej obraz na centra wzrokowe Khouri i pobudzająca ośrodek słuchu, by Khouri mogła słyszeć, co duch do niej mówi. Nikt nie zobaczy postaci tej kobiety, a Khouri będzie mogła sekretnie się z nią porozumiewać.

— Nazwij to potrzebą wiedzy — oznajmił duch. — Jako były żołnierz na pewno rozumiesz tę zasadę.

— Tak, rozumiem — odparła Khouri ponuro. — To śmierdzi, ale nie przypuszczam, byś wyjęła to świństwo z mojej głowy tylko dlatego, że mi się ono nie podoba.

Mademoiselle uśmiechnęła się.

— Obciążenie cię teraz zbyt dużą wiedzą zwiększyłoby ryzyko niedyskrecji w obecności Ultrasów.

— Zaraz, chwileczkę… — powiedziała Khouri. — Już wiem, że mam zabić Sylveste’a. Co tu jest jeszcze do odkrycia?

Mademoiselle ponownie się uśmiechnęła. Irytujące. Jak wiele symulacji poziomu beta, miała skromny zasób wyrazów twarzy i powtórki były nieuniknione, jak u kiepskiego aktora stale robiącego te same miny.

— Obawiam się, że to, co teraz wiesz, jest maleńką częścią całej histori, nawet nie ułameczkiem.

Gdy Pascale przyszła, Sylveste dokładnie przyjrzał się jej twarzy, zestawiając ją z zapamiętanym obrazem Nilsa Girardieau. Jak zwykle natykał się na ograniczenia swego wzroku. Jego oczy źle widziały krzywizny, usiłowały przybliżyć rysy ludzkiej twarzy ciągiem łamanych.

Jednak to, co powiedział mu Calvin, nie zostało w zasadzie podważone. Włosy miała czarne i proste, natomiast Girardieau rude i kręcone. Ale budowa ich twarzy nosiła zbyt wiele cech wspólnych, by to było przypadkowe. Gdyby Calvin mu tego nie zasugerował, Sylveste sam by na to nie wpadł, ale teraz, gdy sugestia padła, bardzo wiele wyjaśniała.

— Dlaczego skłamałaś? — spytał.

Wydawała się autentycznie zaskoczona.

— Wjakiej sprawie?

— We wszystkim. Poczynając od twego ojca.

— Mojego ojca? — Milczała przez chwilę. — A więc wiesz.