Jej wygląd zewnętrzny zmienił się zasadniczo od czasu rekrutacji, choć nie spowodowała tego terapia. Włosy Khouri zawsze były krótkie, ale teraz w ogóle wypadły. Tylko z bliska widziało się brzoskwiniowe odrosty. Czaszkę pokrywały drobne, łososiowe blizny — ślady po nacięciach, przez które Volyova otworzyła czaszkę Khouri i umieściła implanty, tkwiące przedtem w głowie Nagornego.
Na Khouri dokonano również innych zabiegów chirurgicznych. W czasach żołnierki jej ciało zostało podziurawione szrapnelami, znajdowały się na nim również prawie niewidoczne, zaleczone rany po broni promieniowej oraz miejsca, gdzie trafiły ją pociski. Niektóre odłamki szrapnela siedziały zbyt głęboko — tak przynajmniej uznali medycy na Skraju Nieba — by je wydobyć. Przeważnie nie stanowiły zagrożenia dla zdrowia Khouri, gdyż były nieaktywnymi biologicznie kompozytami i nie znajdowały się w pobliżu ważnych organów. Ale w niektórych wypadkach medycy postąpili niechlujnie: Volyova znalazła pod skórą kilka odłamków, które powinni byli usunąć. Ona to zrobiła — starannie obejrzała każdy odłamek, a potem umieściła je w swym laboratorium. Żaden z odłamków — z wyjątkiem jednego — nie zakłóciłby jej systemu; niemetaliczne kompozyty nie interferowały z wrażliwymi polami indukcyjnymi interfejsu zbrojmistrza. Mimo to Volyova je skatalogowała i zachowała. Zobaczywszy jeden metalowy odłamek, nachmurzyła się i, przeklinając procedury medyczne, odłożyła obok pozostałych.
Miała z tym sporo grzebaniny, ale znacznie gorsza była praca z neuronami. Przez wieki najpopularniejsze formy implantu albo tworzono in situ, albo projektowano tak, by się bezboleśnie samowprowadzały przez naturalne otwory ciała, jednak tej procedury nie można było zastosować w przypadku wyjątkowych i delikatnych implantów interfejsu centrali uzbrojenia. Wprowadzenie ich do ciała wymagało skalpela, piłowania kości, a po operacji — solidnego sprzątania. Tym razem było to podwójnie trudne, gdyż w czaszce Khouri znajdowały się już standardowe implanty. Volyova zbadała je pobieżnie i doszła do wniosku, że nie ma powodu ich usuwać. Gdyby to zrobiła, i tak wcześniej czy później musiałaby z powrotem implantować jej podobne urządzenia, by Khouri mogła normalnie funkcjonować poza centralą. Implanty dobrze się przyjęły i po dniu — gdy Khouri cały czas jeszcze była nieprzytomna — Volyova umieściła ją w fotelu zbrojmistrza i sprawdziła, czy statek jest w stanie mówić do jej implantów, a one do niego. Dalsze testy musiały poczekać do zakończenia terapii lojalności, co miało nastąpić jeszcze podczas snu pozostałych załogantów.
Ostrożność — to było obecne hasło Volyovej. Brak ostrożności spowodował te wszystkie kłopoty z Nagornym.
Volyova nie popełni powtórnie podobnego błędu.
— Coś mi się wydaje, że to rodzaj testu — powiedziała Khouri.
— To nie test. To po prostu… — Volyova machnęła dłonią — …wybacz, nie ma o co pytać.
— W jaki sposób jestem podporządkowana? Mam twierdzić, że widzę duchy?
— Nie widzieć. Słyszeć.
Teraz za czarnymi ścianami sunącego pokoju było widać światło. Ściany, oczywiście ze szkła, do tej chwili były otoczone przez nieoświetlony metal szybu, w którym znajdowało się to pomieszczenie. Teraz jednak iluminacja docierała z końca szybu. Pozostałą część podróży odbyły w milczeniu. Pokój poruszał się w stronę światła, wreszcie chłodna niebieska poświata zalała pomieszczenie ze wszystkich stron. Wtedy wypchnęło się ono poza kadłub.
Khouri podniosła się z fotela i z drżeniem podeszła do szkła. Szkło było hiperdiamentem i nie istniało niebezpieczeństwo, że się potłucze lub że Khouri się potknie i wyleci przez nie na zewnątrz. Ściany sprawiały jednak wrażenie śmiesznie kruchych i cienkich, a ludzki umysł mógł niewiele rzeczy przyjąć na wiarę. Patrząc na boki, zobaczyłaby wyraźnie nogi pająka — osiem sztuk — przytrzymujące pokój na zewnętrznej stronie kadłuba statku. Wówczas by zrozumiała, dlaczego Volyova nazywała to pomieszczenie pajęczym pokojem.
— Nie wiem, co lub kto to zbudował — powiedziała Volyova. — Podejrzewam, że pokój został zainstalowany, gdy konstruowano statek, albo gdy miał zmienić właściciela, zakładając, że kogoś w ogóle byłoby stać na kupno. To pomieszczenie miało być wyszukaną sztuczką, robiącą wrażenie na potencjalnych klientach, i stąd ten luksus.
— Ktoś zrobił to w celach marketingowych?
— Coś w tym rodzaju. Przy założeniu, że w ogóle ktoś potrzebowałby znaleźć się na zewnątrz takiego statku. Gdy statek przyśpiesza, każda gondola obserwacyjna wysłana na zewnątrz również musi mieć podobny ciąg, bo zostałaby z tyłu. Nie ma problemu, jeśli ta gondola to tylko urządzenie fotografujące, ale jeśli na pokładzie są ludzie, wszystko znacznie się komplikuje. Ktoś musiałby umieć tym sterować, a przynajmniej wiedzieć, jak zaprogramować autopilota, by wykonywał to, co należy. Pajęczy pokój nie powoduje tych trudności, bo fizycznie jest przyczepiony do kadłuba. Jest dziecinnie łatwy do prowadzenia — można je porównać do pełzania na ośmiu nogach.
— A co się dzieje, gdy…
— Traci chwyt? To się nigdy nie stało… a nawet gdyby… pokój ma rozmaite magnetyczne i kadłubowe uchwyty, które może zastosować, a gdyby i to zawiodło — a zapewniam cię, że to się nie stanie — pokój może wykorzystywać swój niezależny napęd, by dogonić statek. A gdy i to zawiedzie… — Volyova przerwała na chwilę — …wówczas chciałabym pomówić ze swoim bóstwem opiekuńczym.
Volyova jeździła pokojem najwyżej na kilkaset metrów od punktu wyjścia na kadłubie, ale możliwe było okrążenie całego statku. Nie było to jednak zbyt rozsądne, gdyż przy szybkościach relatywistycznch statek przechodził przez zamieć promieniowania, normalnie ekranowanego przez izolację kadłuba. Natomiast cienkie ściany pajęczego pokoju zatrzymywały tylko małą część strumienia i wycieczka na zewnątrz stawała się dziwną i ryzykowną atrakcją.
Pajęczy pokój, niezaznaczony na głównych projektach, stanowił jej mały sekret i, o ile wiedziała Volyova, żaden z pozostałych członków załogi nie wiedział o jego istnieniu. W idealnym świecie nadal trzymałaby to w tajemnicy, ale problemy z centralą zmusiły ją do uchylenia rąbka tajemnicy. Statek się psuł i choć sieć kontrolna Sajakiego sięgała wszędzie, to jednak nie obejmowała pajęczego pokoju, który stał się jednym z niewielu miejsc, gdzie Volyova miała zapewnioną całkowitą prywatność rozmów z rekrutami, gdy chciała omówić coś, czym wolała się nie dzielić z pozostałymi Triumwirami. Musiała odsłonić sekret Nagornemu, by szczerze rozmawiać z nim o Złodzieju Słońca; przez miesiące, gdy stan Nagomego się pogarszał, żałowała swej decyzji, cały czas się bojąc, że Nagomy wygada się przed Sajakim. To były zbyteczne obawy. Pod koniec Nagomy był tak zaabsorbowany własnymi koszmarami, że nie wnikał w subtelności statkowych rozgrywek. W końcu zabrał tajemnicę do grobu i na razie Volyova mogła spać spokojnie, pewna, że tajemnica się nie wyda. Może to, co teraz robiła, było błędem, którego potem będzie żałowała — przysięgła sobie przecież, że nigdy już nie naruszy tajemnicy pokoju — ale jak zwykle bieżące okoliczności zmusiły ją do modyfikacji wcześniejszej decyzji. Musiała coś omówić z Khouri. Duchy stanowiły tylko pretekst — Khouri nie powinna domyślić się głębszych motywów Volyovej.
— Nie widzę jeszcze żadnych duchów — stwierdziła rekrutka.
— Wkrótce je zobaczysz, a raczej usłyszysz — odparła Volyova.
Triumwir zachowuje się dziwnie, pomyślała Khouri. Parę razy Volyova zaznaczyła, że pokój jest jej prywatną samotnią na pokładzie statku i że Sajaki, Hegazi i pozostałe dwie kobiety nie mają pojęcia o jego istnieniu. Osobliwe było to, że Volyova odsłoniła Khouri tajemnicę pokoju na tak wczesnym etapie ich wzajemnej współpracy. Volyova to obsesyjna samotnica, nawet tu, wśród załogi militarnych chimeryków, i nie jest kimś, kto w naturalny sposób żywi zaufanie do innych, myślała Khouri. Volyova czyniła w stosunku do niej przyjacielskie kroki, ale w jej wysiłkach Khouri wyczuwała jakąś sztuczność, brak spontaniczności, jakby Volyova wszystko z góry zaplanowała. Gdy zaczynała serdeczną rozmowę na banalne tematy, przekazywała plotki z pokładu, żartowała, Khouri zawsze miała wrażenie, że Volyova spędziła całe godziny na teatralnych próbach, by wyglądało to na improwizację. Khouri znała takich ludzi w wojsku: na pierwszy rzut oka szczerzy zwykle okazywali się obcymi szpiegami albo fagasami wyższego dowództwa, zbierającymi materiały wywiadowcze. Volyova bardzo się starała, by lekko traktować sprawę pajęczego pokoju, ale dla Khouri było jasne, że nie o duchy tu chodzi. Przyszły jej do głowy myśli niepokojące. Może Volyova zaprowadziła ją do pajęczego pokoju i nigdy już jej stąd nie wypuści… przynajmniej żywej?