Выбрать главу

To dobrze – zauważyła matka. – Musi samodzielnie podejmować decyzje.

Święta racja – zgodziła się babka. – Ale niech się modli, żeby Fred był martwy.

Kto to jest Mabel i Fred? – spytał Briggs. Zrelacjonowałam mu pokrótce sprawę.

Ekstra – orzekł. – Twoja rodzina zaczyna mi się podobać.

Przyniosłam ciasto kawowe – powiedziała Mabel i wręczyła matce pudełko, drugą ręką zamykając drzwi. -Z suszonymi śliwkami. Wiem, że Frank je lubi. – Wsunęła głowę do salonu. – Witaj, Frank! – zawołała.

Mabel – odparł zwięźle ojciec.

Ładny wóz – zwróciła się babka do Mabel. – Nie boisz się, że jak Fred wróci, to zrobi ci awanturę?

Nie powinien był odchodzić – odparła ciotka. -A poza tym skąd mam wiedzieć, czy wróci? Kupiłam też nowy komplet do sypialni. Mają go dostarczyć jutro. Materac i całą resztę.

Może to ty stuknęłaś Freda – wysunęła przypuszczenie babka. – Pewnie zrobiłaś to dla pieniędzy. Moja matka walnęła miską z groszkiem o blat stołu.

Mamo! – zawołała.

Tak tylko sobie pomyślałam – tłumaczyła się babka.

Usiedliśmy wszyscy na swoich miejscach, a matka postawiła przed Mabel whisky z wodą sodową, przed ojcem piwo, Briggsowi zaś przyniosła poduszkę.

Podkładam zawsze wnukom – poinformowała. Briggs popatrzył na mnie pytająco.

Dzieciom mojej siostry Yalerie – wyjaśniłam. Aha. A więc jesteś też frajerką w rodzinnym wyścigu.

Mam chomika – sprostowałam. Ojciec nałożył sobie trochę pieczonego kurczaka i sięgnął po tłuczone ziemniaki.

Mabel opróżniła jednym haustem pół szklanki.

Co jeszcze zamierzasz kupić? – zwróciła się do niej babka.

Zastanawiam się nad wakacjami – odparła Mabel. -Może Hawaje. Albo wybiorę się w rejs statkiem pasażerskim. Zawsze chciałam popłynąć w taki rejs. Oczywiście nie od razu. Dopóki Stephanie nie znajdzie tego człowieka. To mogłoby przyśpieszyć sprawy.

Jakiego człowieka? – chciała wiedzieć babka. Opowiedziałam jej o kobiecie spod Grand Union.

No to wreszcie coś mamy – oświadczyła babka. -Zdecydowanie. Trzeba tylko znaleźć tego mężczyznę. Masz jakichś podejrzanych? – spytała.

Nie.

Absolutnie nikogo?

Powiem wam, kogo podejrzewam – wtrąciła Mabel. -Tę firmę śmieciarską. Nie lubili Freda.

Babka pomachała w jej stronę kurzą nogą.

To właśnie powiedziałam parę dni temu. Że coś dziwnego dzieje się z tymi śmieciarzami. Wybieramy się dziś do domu pogrzebowego, by to zbadać. – Ogryzała przez jakiś czas udko, zamyślona. – Spotkałaś nieboszczyka, jak poszłaś do tego ich biura? – zwróciła się do mnie. -Jak wyglądał? Przypominał tego faceta, który wziął Freda na przejażdżkę?

Myślę, że odpowiada rysopisowi.

Niedobrze, że trumna będzie zamknięta. Gdyby była otwarta, to moglibyśmy zabrać ze sobą tę kobietę spod sklepu i sprawdzić, czy rozpoznaje Lipinskiego.

Do licha – wtrącił ojciec. – A może by tak wyciągnąć Lipinskiego z trumny i urządzić konfrontację?

Babka popatrzyła na ojca.

Myślisz, że to by się dało zrobić? Jest chyba dostatecznie sztywny.

Matka syknęła poirytowana.

Nie wiem, czy się sztywnieje – powątpiewała Mabel. – Można nawet chyba zwiotczeć.

Kto mi poda sos? – spytał ojciec. – Czy mogę prosić o odrobinę sosu?

Twarz babki rozjaśnił płomień iluminacji.

Będzie tam dziś mnóstwo krewnych Lipinskiego. Może któryś z nich da nam jego zdjęcie? Pokażemy je tej kobiecie spod centrum handlowego.

Uważałam, że to wszystko brzmi nieco makabrycznie, zwłaszcza zważywszy na obecność Mabel przy stole, ta jednak nie wydawała się zaszokowana.

Co myślisz, Stephanie? – spytała. – Powinnam jechać na Hawaje? Czy raczej wybrać się w rejs?

Jezu – mruknął do mnie Briggs. – Nie jesteś jeszcze taka najgorsza, jeśli się weźmie pod uwagę twój genotyp.

ROZDZIAŁ 9

Rany, popatrzcie tylko! – zawołała babka, spoglądając na parking. – Ale tłok. U Stivy musi być komplet. W każdej sali chyba ktoś leży. Rozmawiałam z Jean Moon, a ona mi powiedziała, że jej kuzynka Dorothy zmarła wczoraj rano i nie dało rady wcisnąć jej do Stivy. Jean musiała zawieźć ją do Mosela.

A co jest nie tak u Mosela? – zainteresował się Briggs.

Nie ma pojęcia o makijażu – wyjaśniła babka. – Kładzie zbyt grubą warstwę różu. A ja lubię, kiedy nieboszczyk wygląda ładnie i naturalnie.

Owszem, ja też lubię – zgodził się Briggs. – Nie ma nic gorszego niż nienaturalnie wyglądające zwłoki.

Deszcz złagodniał i przeszedł w mżawkę, ale wieczór nadal nie był odpowiedni do spacerów na świeżym powietrzu, wysadziłam więc babkę i Briggsa pod drzwiami domu pogrzebowego, a sama odjechałam, by zaparkować na ulicy. Znalazłam wolne miejsce przecznicę dalej i nim dotarłam z powrotem do Stivy, moje włosy były bardziej poskręcane niż po lokówce, a bawełniany sweterek wydłużył się o pięć centymetrów.

Larry Lipinski, jak przystało na mordercę-samobójcę, leżał w sali numer jeden. Rodzina i przyjaciele skupili się wokół trumny. Resztę pomieszczenia wypełniał ten sam tłum, który widziałam u Marthy Deeter – zawodowi żałobnicy, jak babcia Mazurowa i Sue Ann Schmatz, a także pracownicy firmy śmieciarskiej.

Babka podeszła do mnie dziarskim krokiem, za nią dreptał pośpiesznie Briggs.

Złożyłam już kondolencje – oświadczyła. – I muszę powiedzieć, że to doprawdy niesympatyczni osobnicy. Co za wstyd, że taki łajdak zabiera miejsce porządnym ludziom jak Dorothy Moon.

Przypuszczam, że nie dali ci zdjęcia.

Figę – odparła babka. – Figę mi dali.

I zrobili to w wielkim stylu – dorzucił Briggs z uśmiechem. – Szkoda, że tego nie widziałaś.

I tak nie sądzę, by chodziło o tego samego człowieka – zauważyłam sceptycznie.

Nie powiedziałabym – upierała się babka. – Wyglądają, jakby chcieli coś ukryć. Zdaje mi się, że to niezłe gagatki.

Gdybym była spokrewniona z kimś, kto przyznał się do morderstwa, też czułabym się nieswojo.

Nie martw się – pocieszała mnie babka. – Przewidziałam to i przygotowałam sobie zawczasu pewien plan.

Tak, plan, zgodnie z którym o wszystkim zapomnimy – powiedziałam.

Babka nastawiła czułki, wodząc spojrzeniem po zebranych.

Emma Getz powiedziała mi, że nieboszczyk w sali numer cztery jest naprawdę nieźle odszykowany. Chyba rzucę na niego okiem.

Pójdę z panią – wtrącił Briggs. – Nie chcę niczego stracić.

Nie byłam zainteresowana salą numer cztery, postanowiłam więc zaczekać w holu. Znudziło mi się to jednak po paru minutach, więc podeszłam do stolika i poczęstowałam się kilkoma ciasteczkami. Potem znudziły mi się ciastka, więc udałam się do damskiej toalety poprawić sobie włosy. Duży błąd. Lepiej nie oglądać swoich włosów. Wróciłam do ciastek i schowałam kilka do kieszeni dla Reksa.

Liczyłam właśnie płytki na suficie i zastanawiałam się, co robić dalej, kiedy włączył się alarm przeciwpożarowy. A ponieważ nie tak dawno temu dom Stivy spłonął do szczętu, nikt nie marudził. Z każdej sali wylewał się do holu strumień ludzi, którzy pędzili na złamanie karku w stronę wyjścia. Nie dostrzegłam nigdzie babci Mazurowej, zaczęłam się więc przebijać przez tłum uciekających do sali numer cztery. Była pusta, kiedy tam dotarłam, jeśli nie liczyć pani Kunkle, która spoczywała błogo w kapsule wiecznego snu z mahoniu i mosiądzu za dwanaście tysięcy dolarów. Pognałam z powrotem do holu i już miałam poszukać babki na zewnątrz, kiedy zauważyłam, że drzwi sali numer jeden są zamknięte. Pozostałe stały otworem, ale te, za którymi spoczywał Lipinski, były zamknięte na gjucho.

W dali zawodziły syreny, ja zaś miałam złe przeczucia co do sali numer jeden. Na drugim końcu holu Stiva wołał do swego pomocnika, by sprawdził zaplecze. Odwrócił się i spojrzał na mnie, a jego twarz zrobiła się blada jak papier.