Margaret Burger przyszła do Stivy napluć na kogoś? Margaret Burger była uroczą siwowłosą damą.
Tak utrzymywała, choć nie widziałam, by to robiła. Chyba przyszłam za późno. A może się rozmyśliła, kiedy go zobaczyła. Wyglądał jeszcze gorzej niż Lipinski.
Jak umarł?
Wpadł pod samochód, a kierowca uciekł. Sądząc po wyglądzie nieboszczyka, musiała go chyba przejechać ciężarówka. Jezu, mówię ci, te firmy to coś strasznego. Margaret powiedziała, że Soi wykłócał się o rachunek, tak jak Fred, a ten mądrala w biurze, John Curly, nie chciał o niczym słyszeć.
Zaparkowałam pod zakładem fotograficznym i babka odebrała zdjęcia.
Nieźle wyszły – oceniła, przeglądając plik fotografii. Zerknęłam na nie. Chryste.
Sądzisz, że naprawdę wygląda na umarłego? – spytała babka.
Jest w trumnie.
Mimo to uważam, że są całkiem niezłe. Trzeba chyba sprawdzić, czy ta kobieta spod sklepu go rozpozna.
Babciu, nie możemy zadzwonić do drzwi jakiejś kobiety i pokazać jej zdjęć martwego człowieka. Babka zaczęła grzebać w czarnej skórzanej torbie.
Mam jeszcze broszurkę pamiątkową od Stivy. Co prawda, zdjęcie jest trochę zamazane.
Wzięłam od babki broszurkę i otworzyłam. W środku było zdjęcie Upinskiego i jego żony. Pod spodem widniał tekst psalmu dwudziestego trzeciego. Lipinski obejmował ramieniem szczupłą kobietę o krótkich kasztanowych włosach. Było to zwykłe amatorskie zdjęcie, zrobione na świeżym powietrzu w letni dzień. Oboje uśmiechali się do siebie.
Zabawne, że umieścili w broszurce coś takiego. -Babka pokiwała głową. – Podsłuchałam, jak ludzie mówili, że go porzuciła w zeszłym tygodniu. Wstała i odeszła. I nie zjawiła się u Stivy. Nikt nie mógł jej znaleźć i zawiadomić o śmierci męża. Jakby zniknęła z powierzchni ziemi. Zupełnie jak Fred. Z tą różnicą, że Laura Lipinski odeszła z rozmysłem, jak słyszałam. Spakowała rzeczy i powiedziała, że chce rozwodu. Czyż to nie wstyd?
Wiedziałam, że są na świecie miliardy kobiet, które mają szczupłą figurę i krótkie kasztanowe włosy. Mój umysł jednak wracał uparcie do odciętej głowy o krótkich kasztanowych włosach. Lany Lipinski był drugim pracownikiem RGC, który zmarł gwahowną śmiercią w ciągu jednego tygodnia. I choć związek wydawał się dość odległy, Fred kontaktował się z Upinskim. Żona Lipin-skiego zniknęła. A jej wygląd pasował od biedy do zwłok w worku na śmieci.
Okay, pokażmy te zdjęcia Irenę Tully – zgodziłam się. Do diabła. Jeśli się wścieknie, to trudno. Dzień jak co dzień. Wygrzebałam z torby jej adres. Brookside Gardens 117. Było to osiedle mieszkaniowe oddalone o jakieś pięćset metrów od centrum handlowego.
Irenę Tully – powtórzyła w zamyśleniu babka. – Nazwisko wydaje mi się znajome, ale nie mogę go jakoś umiejscowić.
Powiedziała, że zna Freda z klubu seniora.
Pewnie tam o niej usłyszałam. W klubie jest bardzo dużo ludzi, a ja rzadko do niego zaglądam. Na dłuższą metę nie znoszę staruszków. Jak mam ochotę popatrzeć sobie na obwisłą skórę, zawsze mogę spojrzeć w lustro.
Skręciłam w uliczkę osiedlową i zaczęłam szukać wzrokiem numeru. Sześć budynków skupionych wokół dużego parkingu. Były z cegły, jednopiętrowe, w stylu kolonialno-nowoczesnym, co znaczyło, że elewacja jest biała, a okna mają okiennice. Do każdego z mieszkań prowadziło osobne wejście.
To tutaj – powiedziała babka, odpinając pas. – Te drzwi z dekoracją na Halloween.
Pokonałyśmy krótką ścieżkę, prowadzącą do drzwi, i nacisnęłyśmy dzwonek.
Na progu stanęła Irenę.
Tak?
Przychodzimy w związku ze zniknięciem Freda Shu-tza – wyjaśniła babka. – Chcemy pani pokazać zdjęcie.
Och – zdziwiła się Irenę. – Czy to zdjęcie Freda?
Nie – odparła babka. – Porywacza.
Właściwie to nie jesteśmy pewne, czy Freda porwano -pośpieszyłam z wyjaśnieniem. – Babci chodziło o to, że…
Proszę spojrzeć. – Babka wręczyła Irenę jedno ze zdjęć. – Oczywiście, garnitur może być inny. Irenę z uwagą studiowała fotografię.
Dlaczego jest w trumnie?
Jak by to powiedzieć… Akurat nie żyje – odparła babka. Irenę pokręciła przecząco głową.
To nie on.
Może tylko tak się pani wydaje, bo ma zamknięte oczy i nie wygląda na złoczyńcę – nie dawała za wygraną babka. – Poza tym ma zmiażdżony nos. Chyba upadł na twarz, jak już sobie strzelił w łeb.
Irenę wpatrywała się w zdjęcie.
Nie. To na pewno nie on.
Cholera – zaklęła babka. – Byłam pewna, że to ten sam.
Przykro mi – powiedziała Irenę.
No cóż, to mimo wszystko bardzo udane zdjęcia -pocieszała się babka, kiedy wróciłyśmy do samochodu. -Choć byłyby jeszcze lepsze, gdybym zdołała wtedy otworzyć mu oczy.
Zawiozłam babkę do domu i wyżebrałam u mamy lunch. Cały czas rozglądałam się za Mokrym. Ostatni raz widziałam go w sobotę, zaczęłam się więc trochę niepokoić. Coś takiego. Ja martwię się o Mokrego. Stephanie Plum, troskliwa mamuśka.
Wyszłam od rodziców i pojechałam w stronę Hamil-ton, gdzie złapał mnie Mokry. Zobaczyłam go w lusterku wstecznym, zaparkowałam przy krawężniku i wysiadłam, żeby pogadać.
Gdzie się podziewałeś? – spytałam. – Zrobiłeś sobie wolną niedzielę?
Musiałem nadgonić pewną robotę. Bukmacherzy też czasem pracują, rozumiesz.
Owszem, tyle że z ciebie żaden bukmacher.
Mamy to przerabiać od nowa?
Jak mnie znalazłeś?
Jeździłem sobie po okolicy i miałem szczęście. A co u ciebie? Upolowałaś gościa?
Nie twój zakichany interes! Oczy błysnęły mu rozbawieniem.
Miałem na myśli Freda.
Aha. Jeden krok do przodu, dwa do tyłu – przyznałam. – Wpadam na jakiś trop, a potem okazuje się, że to ślepa uliczka.
Na przykład?
Znalazłam kobietę, która widziała, jak Fred wsiadł do samochodu z innym mężczyzną w dniu, kiedy zaginął. Problem w tym, że ona nie umie opisać ani tego mężczyzny, ani samochodu. A potem stało się coś dziwnego w domu pogrzebowym. Czuję, że może to mieć jakiś związek ze sprawą, choć nie znajduję żadnego logicznego wytłumaczenia.
Co się wydarzyło w domu pogrzebowym?
Była tam kobieta, która, zdaje się, miała identyczny problem, jak Fred z firmą śmieciarską. Tyle że chodziło o kablówkę.
Mokry wyraźnie się ożywił.
Co to za problem?
Nie wiem dokładnie. Babka mi o tym powiedziała. Że to tak, jak w przypadku Freda.
Chyba powinniśmy pogadać z tą kobietą.
My? Jacy my?
Myślałem, że pracujemy razem. Przywiozłaś mi wtedy kolację, no i w ogóle.
Było mi ciebie żal. Wyglądałeś żałośnie w tym samochodzie.
Pogroził mi palcem.
Nie wydaje mi się. Uważam, że zaczynasz mnie lubić.
Jak psa włóczęgę. Może nie aż tak. Ale miał rację, jeśli chodzi o Margaret Burger. Co szkodziło z nią pogadać? Nie miałam pojęcia, gdzie mieszka, pojechałam więc z powrotem do rodziców i spytałam babkę.
Mogę ci pokazać – zaproponowała.
Nie trzeba. Tylko mi powiedz.
Mam stracić taką okazję? Nigdy w życiu!
No cóż. I tak już ciągnęłam ze sobą Mokrego. Może powinnam jeszcze poprosić panią Ciak, Mary Lou i moją siostrę Yalerie. Wzięłam głęboki oddech. Ironiczne podejście zawsze mi pomagało.
Wsiadaj do samochodu – powiedziałam. Ruszyliśmy. Po pewnym czasie skręciłam w Rustling.
To jeden z tych domów – powiedziała babka. – Poznam, jak go zobaczę. Byłam tu kiedyś na małym przyjąt-ku. – Zerknęła przez ramię. – Chyba ktoś za nami jedzie. Założę się, że jakiś gość od tych śmieciarzy.