Выбрать главу

Brakuje godziny. Dojazd z Burg do Grand Union i banku zajmuje dziesięć minut.

Nie wiem – powiedział Gazarra. – Miał pojechać do tej firmy śmieciarskiej, ale powiedzieli, że się u nich nie pokazał.

Dzięki, Eddie.

Chcesz się zrewanżować? Potrzebuję opiekunki do dzieciaków na sobotę wieczór.

Gazarra zawsze potrzebował opiekunki do dzieciaków. Były miłe, potrafiły jednak dać w kość.

O rany, Eddie, bardzo chciałabym ci pomóc, ale sobota odpada. Już jestem umówiona.

No tak, pewnie.

Posłuchaj, Gazarra, ostatnim razem twoje dzieciaki obcięły mi kosmyk włosów długi na pięć centymetrów.

Nie trzeba było zasypiać. Jak mogłaś kimać przy robocie?

Była pierwsza w nocy!

Potem zadzwoniłam do Joego. Joe Morelli to gliniarz po cywilnemu, a o jego umiejętnościach milczą podręczniki policyjne. Przed kilkoma miesiącami wprowadziłam go do swojego życia i łóżka. A przed kilkoma tygodniami wykopałam. Od tamtej pory spotkaliśmy się kilka razy przypadkowo albo na randkach z kolacją. Przypadkowe spotkania zawsze były serdeczne. Randki z kolacjami miały nieco za wysoką temperaturę i na ogół kończyły się głośną wymianą zdań, którą ja nazywam dyskusją, a Morelli bójką.

Ani jedno z tych spotkań nie miało swego finału w łóżku. Kiedy dorasta się w Burg, małe dziewczynki poznają pewne prawdy bardzo wcześnie. Jedna z tych prawd głosi, że mężczyźni nie kupują towaru, który mogą mieć za darmo. Owe mądre zasady nie powstrzymały mnie przed ofiarowaniem Morellemu moich skarbów, ale sprawiły, że w pewnym momencie przestałam je ofiarowywać. Poza tym bałam się, że zaszłam w ciążę. Choć muszę przyznać, że miałam mieszane uczucia, kiedy się okazało, że to fałszywy alarm. Cień żalu zmieszany z ulgą. I to pewnie żal, bardziej niż ulga, kazał mi spojrzeć poważniej na własne życie i związek z Morellim. A także świadomość, że patrzymy na pewne sprawy zupełnie inaczej. Nie chodziło o to, że wszystko się nagle zawaliło. Raczej o to, że każde z nas bezustannie zakreślało granice własnego terytorium… przypominało to konflikt izraelsko-arabski.

Próbowałam dzwonić pod numer domowy Morellego, do pracy i na komórkę. Bez powodzenia. Za każdym razem zostawiałam mu wiadomość, a na pagerze swój numer telefonu.

No i czego się dowiedziałaś? – spytała babka, gdy tylko odłożyłam słuchawkę.

Niewiele. Fred wyszedł z domu o pierwszej i nieco ponad godzinę później był w banku i pralni. Musiał coś robić przez ten czas, ale nie wiem co.

Matka i babka popatrzyły po sobie.

O co chodzi? – spytałam.

Załatwiał pewnie jakieś osobiste sprawy – wyjaśniła matka. – Nie zawracaj sobie tym głowy.

Może zdradzicie mi wielki sekret?

Kolejna wymiana spojrzeń między matką a babką.

Sekrety są dwojakiego rodzaju – oświadczyła babka. – W pierwszym przypadku nikt nie zna sekretu. W drugim wszyscy go znają, ale udają, że go nie znają. To właśnie ten przypadek.

Więc?

Chodzi o jego dziewczyny.

Dziewczyny?

Fred zawsze ma jakąś na boku – wyznała babka. -Powinien być politykiem.

Chcesz powiedzieć, że Fred miewa romanse? Jest po siedemdziesiątce!

Kryzys wieku średniego – skomentowała babka.

Siedemdziesiątka to nie wiek średni – zauważyłam. -Wiek średni to czterdziestka.

Babka poruszyła nerwowo swoimi czułkami.

Zależy, jak długo chce się żyć. Zwróciłam się do matki.

Wiedziałaś o tym?

Matka wyjęła z lodówki kilka torebek krojonego mięsa i wyłożyła je na talerz.

Ten człowiek był przez całe życie kobieciarzem. Nie wiem, jak Mabel to znosiła.

Chlała – wyjaśniła krótko babka. Zrobiłam sobie kanapkę z wątrobianką i zaniosłam do stołu.

Myślicie, że wuj Fred mógł zwiać z jakąś dziewczyną?

Bardziej prawdopodobne, że jakiś mąż porwał Freda i wywiózł go na wysypisko śmieci – powiedziała babka. -Jakoś nie mieści mi się w głowie, żeby ten dusigrosz zapłacił za pranie, skoro zamierzał zwiać ze swoją flamą.

Orientujecie się, do której chodził?

Trudno było nadążyć – odparła babka i popatrzyła na matkę. – Jak myślisz, Ellen? Wciąż widuje Lorettę Walenowski?

Podobno to już nieaktualne – odparła matka. Odezwał się telefon komórkowy w mojej torebce.

Cześć, cukiereczku – powitał mnie Morelli. – Co to za klęska?

Skąd wiesz, że klęska?

Zostawiłaś mi trzy razy wiadomość, do tego na pagerze. Albo coś się stało, albo bardzo mnie potrzebujesz, poza tym mam dziś kiepski dzień.

Muszę z tobą pogadać.

Teraz?

To potrwa najwyżej minutę.

„Rondelek” to bar przekąskowy niedaleko szpitala, ale powinien nazywać się raczej „Otchłań Tłuszczu”. Morelli przyszedł pierwszy. Stał z kubkiem zimnego napoju w dłoni i wyglądał tak, jakby nie mógł doczekać się końca dnia.

Uśmiechnął się na mój widok… miłym uśmiechem, którym zapłonęły też jego oczy. Otoczył mnie ramieniem, przyciągnął do siebie i pocałował.

Jednak dzień nie jest taki całkiem nieudany -oświadczył.

Mamy problem rodzinny.

Wuj Fred?

Jezu, ty wiesz o wszystkim. Powinieneś być policjantem.

Mądrala – skomentował Morelli. – O co chodzi? Wręczyłam mu paczkę ze zdjęciami.

Mabel znalazła to w biurku Freda dziś rano. Przejrzał fotografie.

Chryste. A co to takiego?

Wygląda jak części ciała.

Postukał mnie plikiem zdjęć po głowie.

Dowcipna jesteś.

Masz jakiś pomysł?

Powinny trafić do Arniego Motta – odparł. – To on prowadzi śledztwo. \

Arnie Mott jest gjupr jak but z lewej nogi.

Wiem. Ale to on jest szefem. Mogę mu to przekazać.

No i co o tym myślisz?

Joe pokręcił głową, wciąż studiując zdjęcie na samym wierzchu.

Nie wiem, ale wyglądają na prawdziwe.

Wykonałam niezgodny z przepisami nawrót na Hamil-ton i zaparkowałam niedaleko biura, za czarnym mercedesem S600Y, który, jak podejrzewałam, należał do Komandosa. Komandos zmieniał samochody, tak jak inni mężczyźni zmieniają skarpetki. Były zawsze czarne i drogie. Pod tym względem nie różniły się od siebie.

Connie podniosła wzrok, gdy wpadłam do biura.

Briggs miał naprawdę tylko metr wzrostu? – spytała.

Miał metr wzrostu i nie przejawiał zrozumienia. Powinnam zapoznać się z rysopisem faceta na podaniu o kaucję, zanim zapukałam do jego drzwi. Nie sądzę, byś miała dla mnie coś nowego.

Przykro mi – powiedziała Connie. – Nic.

Koszmarny dzień. Zaginął wuj Fred. Wyszedł w piątek po sprawunki i nikt go więcej nie widział. Samochód znalazł się na parkingu pod Grand Union.

Uznałam, że nie ma sensu wspominać o poćwiartowanych zwłokach.

Miałam wuja, który raz zrobił to samo – wtrąciła Lula. – Doszedł aż do Perth Amboy, zanim ktoś go znalazł. Najedliśmy się strachu.

Drzwi do dalszej części biura były zamknięte, a Komandosa nie było nigdzie widać, domyśliłam się więc, że rozmawia z Yinniem. Spojrzałam wymownie w tamtą stronę.

Komandos u szefa?

Tak – odparła Connie. – Odwalił dla niego jakąś robotę.

Robotę?

Nie pytaj.

Nic z branży?

Absolutnie.

Wyszłam z biura i czekałam na zewnątrz. Komandos pojawił się pięć minut później. Komandos to pół Kubań-czyk, pół Amerykanin. Rysy ma anglosaskie, oczy latynoskie, skórę koloru kawy, a ciało niemal doskonałe. Włosy zaczesane do tyłu i związane w kucyk. Był akurat ubrany w czarny podkoszulek, który przylegał do niego niczym tatuaż, i czarne spodnie, jakie noszą antyterroryści, wsunięte w wysokie czarne buty.