Выбрать главу

Westchnęłam przerażona, odwróciłam się i ujrzałam przed sobą Ramireza.

– Nie powinnaś się tak szlajać, Stephanie – powiedział. Miał cichy głos i oczy szaleńca. – Czempion nie lubi widzieć cię z innymi mężczyznami. Patrzeć, jak się tobą posługują. Musisz zachować samą siebie dla Czempio-na. – Wykrzywił usta w nieznacznym, chorym uśmiechu. – Czempion chce ci robić różne rzeczy, Stephanie.

Rzeczy, jakich nigdy nie zaznałaś. Pytałaś Lulę o rzeczy, które Czempion umie robić?

– Czego tu szukasz? – pisnęłam. Cały czas zerkałam na Perina, obawiając się, że wstanie i pogna do samochodu. A drugim okiem obserwowałam Ramireza, obawiając się z kolei, że wyciągnie nóż i pokraje mnie jak indyka na Boże Narodzenie.

– Nie możesz uciec przed Czempionem – wyszeptał Ramirez. – Czempion widzi wszystko. Widzi, jak wychodzisz w nocy po batony. Co z tobą, Stephanie, masz kłopoty z zaśnięciem? Czempion znajdzie na to radę. On wie, jak usypiać kobiety.

Ścisnęło mnie w dołku i oblałam się momentalnie zimnym potem. Nigdy go nie zauważyłam. Czaił się gdzieś w ukryciu, śledząc każdy mój ruch. A ja ani razu go nie zauważyłam. To, że jeszcze pozostawałam przy życiu, zawdzięczałam pewnie zamiłowaniu Ramireza do takich zabaw w kotka i myszkę. Uwielbiał zapach czyjegoś strachu. Uwielbiał torturować, przedłużać ból i przerażenie.

Gdy Perin uniósł się w powietrze, kontinuum czasowe natrafiło na czarną dziurę. Obecni w barze, z wyjątkiem mnie i Ramireza, siedzieli przez chwilę zastygli w szoku. Teraz wszyscy zerwali się na równe nogi.

– Co jest, do cholery! – ryknął barman, ruszając na Ramireza.

Ramirez odwrócił wzrok w jego stronę i barman cofnął się.

– Hej, człowieku – powiedział. – Zabieraj swoje problemy na zewnątrz.

Perin stał na chwiejnych nogach, patrząc wściekle na Ramireza.

– Co ty, odbiło ci? Zwariowałeś?

– Czempion nie lubi takich uwag – oświadczył Ramirez, a oczy zaczęły mu się kurczyć w głowie.

Perinowi pośpieszył na ratunek wielki facet bez karku.

– Hej, zostaw tego małego gościa w spokoju – ostrzegł Ramireza.

Ramirez zwrócił się w jego stronę.

– Nikt nie będzie mówił Czempionowi, co ma robić.

Bang! Ramirez walnął pięścią faceta bez karku i facet bez karku runął na ziemię jak domek z kart.

Perin wyciągnął broń i strzelił. Kula ominęła Ramireza z daleka i sprawiła, że wszyscy obecni pognali do drzwi. Wszyscy prócz mnie, Perina i Ramireza. Barman darł się w słuchawkę, żeby policja ruszyła dupę jak najszybciej. Ja zaś dostrzegłam przez otwarte drzwi przejeżdżającą lawetę z ciemnozielonym jaguarem.

– Nie lubię policji – powiedział Ramirez do barmana. – Nie powinieneś był wzywać policji.

Popatrzył na mnie po raz ostatni tym swoim szalonym wzrokiem i opuścił lokal tylnymi drzwiami.

Zeskoczyłam ze stołka barowego.

– Miło mi było pana poznać – zwróciłam się do Perina. – Muszę już iść.

Do baru wkroczył Komandos. Rozejrzał się wokół, pokiwał głową i obdarzył mnie uśmiechem.

– Nigdy człowieka nie zawiedziesz – pochwalił.

ROZDZIAŁ 11

Komandos zaparkował mercedesa pod barem. Wsiadłam do wozu i odjechaliśmy, zanim Perin zdążył wyjść z lokalu na ulicę.

Komandos zerknął na mnie.

– Wszystko okay?

– Nigdy nie czułam się lepiej. Przyjrzał mi się uważnie.

– No dobra, może jestem trochę oszołomiona – przyznałam. – Chyba nie powinnam wypijać tego drinka.

Przysunęłam się bliżej Komandosa, gdyż wyglądał jak trzeba, a ja dostrzegałam jego wyższość nad tym zdradzieckim szczurem Morellim.

Zwolnił przed światłami.

– Chcesz mi opowiedzieć o strzelaninie?

– Perin wypalił tylko raz, ale nikogo nie trafił – poinformowałam z uśmiechem. Komandos nie wyglądał już tak groźnie, kiedy wychyliło się Szafir z Bombaju.

– Perin strzelał do ciebie?

– Nie. Był tam jeszcze jeden facet, któremu chyba się nie spodobało, że Perin ze mną gada. Doszło do awantury – wyjaśniłam i dotknęłam diamentowego kolczyka w jego uchu. – Ładny – pochwaliłam.

Komandos uśmiechnął się szeroko.

– Ile wypiłaś drinków?

– Jednego. Ale był spory. Poza tym nie mam mocnej głowy.

– Warto zapamiętać – zauważył.

Nie bardzo wiedziałam, co przez to rozumie, ale spodziewałam się, że wiąże się to z seksem i wykorzystaniem mojej osoby.

Zatrzymał się pod drzwiami mego domu. Przeżyłam rozczarowanie, bo oznaczało to, że mnie tylko podwiózł, zamiast zaparkować i wpaść na górę, na drinka przed snem… albo na coś innego.

– Masz gościa – zauważył.

– Czyżby?

– To motor Morellego.

Odwróciłam się, żeby spojrzeć. Rzeczywiście, ducati Morellego stało obok cadillaca pani Feinstein. Cholera. Wepchnęłam dłoń do torby i zaczęłam w niej grzebać.

– Czego szukasz? – spytał Komandos.

– Broni.

– Chcesz strzelać do Morellego? To nie jest chyba dobry pomysł – zauważył. – Gliniarze są na tym punkcie przewrażliwieni.

Wykaraskałam się jakoś z mercedesa, poprawiłam spódnicę i poczłapałam do siebie.

Morelli siedział na korytarzu, kiedy dotarłam na górę. Był w czarnych dżinsach, czarnych butach motocyklowych, czarnym T-shircie i czarnej motocyklowej kurtce ze skóry. Miał na twarzy dwudniowy zarost i długie włosy, nawet jak na siebie. Gdybym nie była na niego wściekła, nie czekałabym, tylko od razu zrzuciła z siebie ubranie. Uświadomiłam sobie, że identyczne myśli wywołał we mnie Komandos, ale w tym właśnie tkwił problem. Co tu mówić? Czułam, że niedługo Mokry i Briggs też zaczną mi się podobać.

– O rany, masz tupet, że tu przyłazisz – zwróciłam się do niego, szukając kluczy.

Wyjął z kieszeni swoje i otworzył drzwi.

– Odkąd to masz klucz do mojego mieszkania? – spytałam.

– Odkąd mi go oddałaś, kiedy byliśmy w lepszych stosunkach. – Spojrzał na mnie, a linię jego ust złagodziło rozbawienie. – Piłaś?

– Taka praca. Musiałam odwalić robotę dla Komandosa, a picie wydało się przy niej najbardziej odpowiednią rzeczą.

– Chcesz kawy?

– Nic z tego, popsułaby cały efekt. Poza tym nie wypiłabym zaparzonej przez ciebie kawy. Możesz już iść, dzięki.

– Nie sądzę – odparł Morelli. Otworzył lodówkę, zajrzał do środka i odkrył paczkę Mocha Javy, którą kupiłam w Grand Union. Odmierzył wodę i kawę, po czym włączył ekspres. – Niech zgadnę. Jesteś na mnie wściekła?

Przewróciłam oczami, które cofnęły się w gjąb mojej głowy tak bardzo, że zobaczyłam samą siebie, zagłębioną w myślach. I podczas gdy oczy wciąż tam tkwiły, rozglądałam się za Briggsem. Gdzie ten mały diabeł siedzi?

– Zechcesz udzielić mi jakiejś wskazówki? – spytał Morelli.

– Nie zasługujesz na to.

– Pewnie masz rację, ale może jednak zechcesz mi powiedzieć, o co masz żal.

– O Terry Gilman.

– Tak?

– Tak. To cała wskazówka, ty padalcu. Morelli wyjął z wiszącej szafki dwa kubki i napełnił je kawą. Dolał mleka i podał mi jeden.

– Imię to trochę za mało, żebym zrozumiał.

– Wystarczy. Wiesz doskonale, o czym mówię. Odezwał się jego pager i Morelli zaklął siarczyście. Spojrzał na wyświetlacz i zadzwonił z mojego telefonu.

– Muszę iść – powiedział. – Chętnie bym został i wyjaśnił sprawę, ale coś mi wypadło. Ruszył do drzwi, jednak zawrócił.

– Zapomniałbym. Widziałaś Ramireza?