Выбрать главу

– Rany, ale jesteś aktywna – zauważyła. – Kiedy cię ostatnio podwoziłam, byłaś z Komandosem. Miałaś pewnie pracowitą noc.

– Nawet się nie domyślasz.

Opowiedziałam o pocałunku, Ramirezie, Shempskym i w końcu o Morellim.

– Nie wyobrażam sobie, bym mogła być tak zmęczona, że nie miałabym ochoty robić tego z Morellim – wyznała. – Inna sprawa, że nigdy nie zostałam zaatakowana przez gwałciciela o morderczych skłonnościach, nie trzymał mnie na muszce kopnięty bankier ani też nikt nigdy nie rąbnął żadnego gościa za oknem mojej sypialni.

Kiedy wkroczyłam do holu, przy windzie czekała już pani Bestler.

– Na górę? – spytała. – Pierwsze piętro… Paski, torebki, worki na zwłoki.

– Wybieram schody – odparłam. – Potrzebuję ruchu. Otworzyłam drzwi i zaskoczyłam młodego policjanta, który akurat karmił Reksa płatkami owsianymi.

– Wyglądał na głodnego – wyjaśnił policjant. – Mam nadzieję, że się pani nie gniewa.

– Ależ skąd. Proszę się nie krępować i przyłączyć do niego. Wystarczy pogrzebać w lodówce. Zawsze można znaleźć jakiś ulubiony smakołyk.

Gliniarz uśmiechnął się.

– Dzięki. Jest tu facet, który naprawia pani okno. Morelli to załatwił. Zniknę, jak tylko upora się z robotą.

– No to fajnie.

Poszłam do łazienki, zabierając swój uniform szoferski, składający się z czarnego kostiumu, pończoch i butów na wysokim obcasie. Przebrałam się na miejscu, dodałam odrobinę szminki i tuszu do rzęs, na koniec polakierowa-łam sobie włosy. Kiedy wróciłam do pokoju, szklarza już nie było, a szyba lśniła nieskazitelnym blaskiem. Gliniarz też zniknął.

Chwyciłam torebkę, pożegnałam się z Reksem i pośpieszyłam na parking.

Czołg już czekał, gdy punktualnie o dziewiątej wyszłam przed budynek. Miał dla mnie mapę i wskazówki.

– Powinnaś dojechać stąd w jakieś pół godziny – poinformował.

– Wie, że to ja go wiozę?

Twarz Czołga zmarszczyła się w szerokim uśmiechu.

– Uznaliśmy, że trzeba mu zrobić niespodziankę. Wzięłam kluczyki od lincolna i wsunęłam się za kierownicę.

– Masz spluwę, co? – spytał.

– Owszem.

– I dobrze się czujesz po wczorajszym?

– A skąd wiesz o wczorajszym?

– Jest w gazecie.

Wspaniale.

Pokiwałam Czołgowi paluszkiem i odjechałam. Dotarłam do Hamilton i skręciłam w prawo. Przejechałam kilka skrzyżowań i ruszyłam w stronę Burg. Nie miałam najmniejszego zamiaru zniszczyć kolejnego samochodu w czarnym kolorze, zaparkowałam więc pod domem rodziców i weszłam do środka po klucze od garażu.

– Znów jesteś w gazecie – poinformowała mnie babka. – I telefony się urywały. Twoja matka jest w kuchni. Prasuje.

Moja matka zawsze prasuje w chwilach klęsk żywiołowych. Niektórzy ludzie piją, inni zażywają prochy. Matka prasuje.

– Jak tata? – spytałam.

– Poszedł do sklepu.

– Jakieś urazy po porażeniu?

– No, nie jest to może najszczęśliwszy człowiek, jakiego w życiu widziałam, ale poza tym nic mu nie dolega. Coś mi się zdaje, że masz nowy samochód.

– Pożyczony. Pracuję jako kierowca. Chcę tu zostawić tego lincolna, a wziąć buicka. W buicku czuję się bezpieczniej.

Z kuchni wyszła matka.

– Co to za historia z tym szoferowaniem?

– Nic takiego – wyjaśniłam. – Odwożę pewnego człowieka na lotnisko.

– To dobrze – powiedziała matka. – Weźmiesz ze sobą babkę.

– Nie mogę!

Matka zaciągnęła mnie do kuchni i powiedziała ściszonym głosem:

– Nie obchodzi mnie, czy wieziesz samego papieża, twoja babka jedzie z tobą i koniec. Jeśli powie coś nie tak jak trzeba ojcu, to on rzuci się na nią z nożem do mięsa. Więc jeśli nie chcesz mieć jeszcze więcej krwi na rękach, spełnisz obowiązek wnuczki i wyciągniesz babkę na parę godzin z tego domu, dopóki burza nie przycichnie. W końcu to wszystko twoja wina. – Matka cisnęła na deskę do prasowania koszulę i chwyciła żelazko. – Jaka córka urządza sobie strzelaninę na schodach pożarowych? Telefon dzwonił cały ranek. Co mam mówić ludziom? Jak im wyjaśniać takie rzeczy?

– Mów im po prostu, że szukałam Freda i że sprawy nieco się skomplikowały.

Matka potrząsnęła żelazkiem.

– Jeśli ten człowiek nie jest jeszcze martwy, to sama go zabiję.

Hm. Mama zdradzała leciutkie objawy stresu.

– Okay – powiedziałam. – Mogę chyba zabrać babkę ze sobą.

Pomyślałam, że to w końcu nie taki zły pomysł. Ten zboczony szejk nie będzie miał ochoty wymachiwać swoim patafianem w obecności starszej pani.

– To naprawdę wstyd, że nie możemy jechać tym eleganckim czarnym wozem – wyznała babka. – Taka limuzyna.

– Nie zamierzam ryzykować – oświadczyłam stanowczo. – Nie chcę, by cokolwiek się stało z czarnym wozem. Niech sobie stoi w garażu.

Zapakowałam babkę do buicka, wyjechałam z garażu i zaparkowałam na ulicy. Potem wprowadziłam ostrożnie lincolna na wolne miejsce i zamknęłam drzwi.

W ciągu trzydziestu pięciu minut zajechałam pod adres, który podał mi Czołg. Była to dzielnica luksusowych domów na dużych posesjach. Prowadziły do nich podjazdy za zamkniętymi bramami, dziedzińce porastały stare drzewa i krzewy rozmieszczone fachowo przez architektów zieleni. Wcisnęłam guzik dzwonka i podałam nazwisko. Brama się otworzyła i podjechałam pod dom.

– Ładna okolica – zauważyła babka. – Ale nie ma tu czego szukać w Halloween. Tutaj Halloween to klęska.

Powiedziałam babce, żeby się nie ruszała z miejsca, i podeszłam do drzwi.

Po chwili na progu stanął Ahmed. Spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.

– Ty! – zawołał. – Co tu robisz?

– Niespodzianka – wyjaśniłam. – Jestem twoim kierowcą.

Spojrzał na samochód.

– A to co takiego?

– To buick.

– W środku siedzi starsza pani.

– To moja babka.

– Zapomnij o robocie. Nie jadę z tobą. Jesteś niekompetentna.

Objęłam go ramieniem i przyciągnęłam do siebie.

– Miałam ostatnio kilka trudnych dni – zwierzyłam się konfidencjonalnym tonem. – I moja cierpliwość jest na wyczerpaniu. Byłabym więc wdzięczna, gdybyś wsiadł bez większych ceregieli do wozu. Bo jak nie, to cię zastrzelę.

– Nie zastrzelisz – powiedział.

– Przekonaj się.

Za Ahmedem stał jakiś mężczyzna. Trzymał dwie walizki i wyglądał niepewnie.

– Wsadź je do bagażnika – poleciłam. Z głębi domu wynurzyła się jakaś kobieta.

– Kto to jest? – spytałam małego.

– Moja ciotka.

– Pomachaj jej, uśmiechnij się i wsiadaj do samochodu.

Westchnął i pomachał. Ja też pomachałam. Wszyscy machali. A potem odjechałam.

– Wzięłybyśmy czarny wóz – poinformowała Ahmeda babka – tylko Stephanie miała ostatnio pecha z samochodami.

Zagłębił się w siedzenie, zdegustowany.

– Bez jaj.

– Ale nie musi się pan martwić – pocieszyła go babka. – Wóz stał cały czas w garażu, więc nikt nie mógł podłożyć w nim bomby. I, odpukać, nie wyleciał jeszcze w powietrze.

Wjechałam na drogę numer l i skierowałam się w stronę Brunswick, gdzie zjechałam na płatną autostradę. Ruszyłam na północ szybkim jak strzała buickiem, zadowolona, że mój pasażer jest wciąż ubrany i że babka zasnęła z otwartymi ustami. Zwisała bezwładnie w swoich pasach.

– Dziwi mnie, że wciąż pracujesz w tej firmie – odezwał się Ahmed. – Gdybym był twoim szefem, już dawno bym cię wywalił.

Zignorowałam go i włączyłam radio.

Nachylił się ku mnie.