Выбрать главу

– I co? – zapytał Ravn bez tchu.

Tova popatrzyła nań zatroskana.

– Staruszek utrzymuje, że nieznajomy nic ze sobą nie przywiózł.

– Jak to? Przecież wszyscy zgodnie twierdzili, że koń był objuczony! Ja natomiast słyszałem, że Fredrik pojechał za nim następnego dnia, ale go nie spotkał.

– To niemożliwe. Przecież wszyscy we dworze rycerskim wiedzieli o przyjeździe obcego. Chyba że…

– O czym myślisz?

Dziewczyna w skupieniu popatrzyła na Ravna.

– Mężczyzna był śmiertelnie chory. Nie mógł zatem jechać zbyt szybko. Może zauważył, że ktoś podąża jego śladem, i ukrył swój bagaż po drodze? Może Fredrik przybył do dworu, zanim dotarł tam ów nieznajomy? Dlatego nikt nic nie wiedział?

Ravn, patrząc na ożywioną twarz dziewczyny, myślał z bólem w sercu, jak bardzo ją kocha.

– Rzeczywiście tak mogło być, Tova. Tylko gdzie? Gdzie mógł to ukryć?

– Na pewno nie na otwartym polu, ale… – Tova złapała głęboki oddech i rzuciła z triumfem: – Wilcza Jama!

– No, chyba że przejeżdżał akurat tamtędy w chwili, gdy zauważył Fredrika – Ravn był dość sceptyczny.

– Ale to możliwe, przecież minęła prawie doba od momentu, gdy opuścił Grindom. Musiał więc być już niedaleko naszego dworu.

– No cóż, w każdym razie możemy to sprawdzić – zdecydował Ravn. – Zawsze sądziłem, że wejście do Wilczej Jamy znajduje się nad przepaścią.

– Nie, przeciwnie, u stóp urwiska, właściwie nie tak znów daleko od traktu.

– Ale przecież w ciągu trzydziestu lat ktoś tam na pewno nie raz zaglądał?

– Nie byłabym tego pewna. Ta jama jest podobno bardzo głęboka i bardzo niebezpieczna, tak przynajmniej o niej mówią.

– Czy naprawdę wilki mają tam swe legowisko?

– Kiedyś rzeczywiście miały, ale w ostatnich kilku latach nikt ich tu nie widział. Może dlatego, że to tak niedaleko drogi? Nigdy nie wchodziłam do jamy, ale ojciec opowiadał, że jest tak głęboka, że nie słychać odgłosu spadających na dno kamieni.

– To znaczy, że nic tam nie znajdziemy?

– Wilcza Jama ma wiele odgałęzień i korytarzy prowadzących nie tylko w dół, ale i w bok. Prawdziwy labirynt, jak powiada ojciec.

Ravn przez długą chwilę nie spuszczał wzroku z dziewczyny.

– Nie boisz się? – zapytał w końcu.

– Nie, o ile pójdziesz ze mną.

– Wiesz, że bym cię nie zostawił. Prowadź więc! Dobrze, że mam przy sobie świecę.

– Omal nie zapomniałam ci powiedzieć – rzekła po chwili Tova. – Znaleziono Øysteina. Powiesił się. W każdym razie tak to wyglądało. Mój ojciec jednak twierdzi, że Øystein nigdy nie zdobyłby się na samobójstwo.

– Znów Fredrik! Złoczyńcy często mordują się nawzajem, to nic nowego. Pozostał więc sam!

Zostawili konia na popas, a sami ruszyli w głąb lasu.

Niebawem ujrzeli posępne urwisko.

– To tam – Tova wskazała na płaskie głazy leżące nieopodal. – Tam powinno być wejście do Wilczej Jamy.

Ravn poczuł, jak dziewczyna ufnie ściska jego dłoń. Nie mógł się dłużej oprzeć pokusie. Wziął Tovę w ramiona i całował długo, z miłością, tak jak go nauczyła. Och, to było cudowne!

Tova uśmiechnęła się, a oczy zabłysły jej jak dwie gwiazdy. Głęboko wzruszyła go ta drobna dziewczyna, która wybaczyła mu wszystko i teraz traktowała go jak przyjaciela.

Podeszli do wejścia do jamy.

– Ostrożnie – ostrzegła Tova, gdy pochyleni nisko przeciskali się między głazami. Gdy już wreszcie mogli się wyprostować, powiedziała: – Nie mam pojęcia, która odnoga prowadzi w bezdenną czeluść.

Blask świecy igrał na ścianach i rozjaśniał mroczne wejścia do nieznanych korytarzy.

– Tam! – zawołał Ravn. – Tam jest przepaść, nie podchodź!

Podniósł kamień i cisnął go w dół. Słyszeli, jak obijał się o ściany, coraz niżej i niżej, aż wreszcie zapadła cisza.

– Uff – wyszeptał wojownik ogarnięty grozą. – Jeśli tam ów obcy wrzucił swoje kosztowności, nigdy ich nie odnajdziemy.

– Nie wiadomo, czy w ogóle tu są.

– Poszukamy! – zadecydował Ravn. – Zastanów się, gdybyś znalazła się na jego miejscu, gdzie ukryłabyś rzeczy?

– Był chory, nie miał sił – myślała na głos Tova. – Ja bym poszła tam – powiedziała i skierowała się na lewo od niebezpiecznego szybu.

– Ja też.

Wczołgali się w długie wąskie przejście, ale zaraz zawrócili.

– Nie, to ślepy korytarz, tutaj nic nie dałoby się schować. Sprawdźmy następny – zaproponował Ravn.

Blask świecy rozświetlił wejście do komnaty, długiej i tak wysokiej, że nie mogli dostrzec sklepienia. W środku unosił się osobliwy zapach.

– Dzikie zwierzęta – rzekł Ravn. – Pewnie tu właśnie miały legowisko wilki.

– W takim razie nieznajomy tu także nie mógł nic ukryć.

– Rzeczywiście, nasze przypuszczenia wydają mi się coraz bardziej niedorzeczne. Ale skoro już tu przyszliśmy, sprawdzimy wszystkie korytarze.

Zawrócili. Teraz czekało ich bardzo niebezpieczne zadanie, bo musieli dostać się do przejścia, ciągnącego się za głęboką czeluścią.

Ravn podał Tovie dłoń i wpełzli razem do znajdującego się dość wysoko otworu.

Zrazu czołgali się, wreszcie korytarz powiększył się na tyle, że mogli uklęknąć.

– Ravn, zobacz! – krzyknęła nagle Tova.

Ale on już dostrzegł to samo co ona: ustawione obok siebie kuferki. Czas obszedł się z nimi nadspodziewanie łaskawie, zapewne były równie piękne, jak przed trzydziestu laty.

Ravn chwycił za rzemień spinający skrzynki.

– Nie otworzę ich tutaj – powiedział głosem drżącym z napięcia. – Chyba pojmujesz, Tova, że nie szukam skarbów, ale wiadomości o swym pochodzeniu. Chcę wiedzieć, kim jestem, nie chcę pozostać jedynie okrutnym Ravnem, potomkiem niewolnika.

Dziewczyna skinęła głową, czując, jak ze wzruszenia ściska ją w gardle.

Zawrócili, ale gdy już wczołgali się do wąskiego korytarza, Tova chwyciła swego towarzysza mocno za ramię.

– Cii – wyszeptała. – Zgaś świecę! Ktoś wszedł do jamy.

Ravn posłuchał jej natychmiast, jeszcze zanim usłyszał kroki odbijające się echem o skalne ściany.

– Ravn! – rozległo się wołanie. – Wiem, że tu jesteś, widziałem twego konia. Zauważyłem też płomień świecy. Co tu robisz? Obściskujesz znowu córkę rycerza?

Ravn ujął mocniej dłoń dziewczyny.

– Fredrik – szepnął. – Potwór!

Znów rozległo się wołanie:

– A więc tu są jakieś korytarze! Ciekawe! Czyżbyś dokonał dla mnie jakiegoś odkrycia?

– Może! – krzyknął Ravn.

– Bardzo dziękuję – odpowiedział Fredrik. – Oszczędziłeś mi wysiłku! Dobrze, że się odezwałeś, przynajmniej wiem, w którym kierunku wypuścić strzałę.

Ravn zdążył dać Tovie znak, żeby się skryła za jego plecami, gdy rozległ się świst strzały i uderzenie o skalną ścianę.

– No wiesz, Fredrik, chyba potrafisz lepiej strzelać? Chybiłeś! – zawołał Ravn.

Fredrik postąpił więc kilka kroków naprzód i nagle usłyszeli chrzęst kamieni, a potem rozdzierający krzyk, który stopniowo cichł w bezdennej czeluści. Wreszcie zapanowała kompletna cisza.

– Ravn! Chyba zemdleję – wyjęczała Tova, drżąc z przerażenia.

Przytulając dziewczynę mocno do siebie, Ravn wykrztusił:

– Sam nie wiem, chyba nie zrobiłem tego celowo. Ale powinienem go chociaż ostrzec.

– Ja też nic nie uczyniłam! – rzekła Tova. – Musimy o tym zapomnieć. O ile nam się uda…

– To nie był dobry człowiek. Myślę, że ksiądz powinien odprawić tu modły za jego duszę, żeby się nie błąkała!