Tova zadrżała z lęku, bo nie raz słyszała, że na górskich szlakach grasują niedźwiedzie. Zaczynała się jednak domyślać, że straszenie jej i wygrażanie sprawia Ravnowi przyjemność.
– Nie obawiasz się, że od twoich uderzeń będę miała sińce na twarzy? – zapytała. – A to na pewno zdenerwuje Grjota, nie mówiąc o moim ojcu.
– Nie boję się nikogo.
Jej sceptyczny uśmiech na nowo wzbudził w nim gniew. Zacisnął więc mocniej rzemień, aż dziewczyna jęknęła głośno z bólu, co najwyraźniej przywróciło mu równowagę ducha.
Zapadły ciemności i na wyciągnięcie ręki nie było nic widać. Stopniowo wzrok przyzwyczaił się do mroku i dzięki temu posuwali się naprzód. W końcu Tova była tak zmęczona, że niemal potykała się o własne nogi.
Ravn naśmiewał się z jej słabości, próbując zapomnieć, że sam trzęsie się z zimna.
W końcu zatrzymał się.
– To tam – oznajmił. – Tędy dojdziemy do letniej zagrody.
Tova ledwie dostrzegła zarysy starego traktu.
– Z radością się ciebie pozbędę – wymamrotał Ravn przez zaciśnięte zęby. – A wtedy czym prędzej wrócę do Grindom.
– W nocy?
– Bądź tego pewna.
– Ale przecież przemarzłeś do szpiku kości! Twoje ubranie jest sztywne od lodu.
– Nic nie szkodzi. Bywałem w gorszych opałach.
Tova nie odpowiedziała, ale jej milczenie było wymowne.
Nienawidził łagodnego głosu tej panny. Nie życzył sobie, by ktokolwiek się o niego troszczył! Najlepiej radził sobie w surowych warunkach w gronie równie jak on bezwzględnych towarzyszy. Drobna dziewczyna wprowadzała zamęt w świat jego wartości. Gardził nią, głównie dlatego, że nie mógł jej zrozumieć.
Z ulgą pokonywał ostatni odcinek drogi. Kiedy dotarli do opuszczonych zabudowań, niebo na wschodzie rozjaśniło się, zwiastując nadejście nowego dnia.
Szare, niepozorne chaty, pochylone i krzywe, trwały pogrążone w uśpieniu.
Ravn skierował się do chaty, w której wyznaczono spotkanie.
– Są tu już od wieczora – mruknął. – Obudzimy ich.
Jakieś drzwi, otwierane i zamykane przez wiatr, trzasnęły i zazgrzytały z jękiem.
– Aż dziw, że w takim hałasie mogą spać – syknął Ravn i pchnął drzwi.
Podniósł leżącą na progu siekierę i wbił w powałę jako ochronę przed niewidzialnymi istotami grasującymi w nocnych ciemnościach.
– Nieźle – pochwaliła go Tova.
Wszedł do przedsionka i zapukał mocno do kolejnych drzwi.
Nikt nie odpowiedział. Wiatr wył głucho w kamiennym kominie i szumiał w trawie.
Kiedy tak stali obok siebie w ciasnym przedsionku, jego bliskość wydawała się Tovie wręcz nie do zniesienia. Zauważyła, że on także cofnął się o krok, jakby w obawie, że się poparzy.
Drzwi nie ustąpiły pod naporem silnego ramienia wojownika.
– W zamku jest klucz – zauważyła Tova, która dobrze widziała w ciemności. – Od zewnątrz.
– Jak to od zewnątrz? – zdziwił się przekonany, że w chacie ktoś powinien być.
Przekręcił jednak klucz, a gdy weszli do izby, uderzył ich w nozdrza zapach stęchlizny.
– Czyżby jeszcze nie dotarli? – odezwał się Ravn niepewnym głosem. – Przecież opuściliśmy Grindom równocześnie.
– Może zobaczyli wojowników mojego ojca galopujących w stronę dworu?
– Rzeczywiście mogli ich zauważyć po drodze – zgodził się Ravn po chwili namysłu. – A niech to!
– Wolałabym, żebyś tak nie wykrzykiwał! Uszy mnie bolą – powiedziała.
– Mam gdzieś twoje uszy!
– Co zamierzasz zrobić?
– Chciałem opuścić to miejsce tak szybko jak to możliwe, ale nie mogę cię przecież zostawić tutaj samej.
– Nie – przyznała pośpiesznie Tova. – Trochę się boję ciemności.
– Nic mnie to nie obchodzi! Zresztą ci nie wierzę! Jestem pewien, że gdybym stąd odszedł, uciekłabyś ile sił w nogach.
– W takim razie co chcesz zrobić?
– Chyba nie mam wyboru – westchnął ciężko.
Tova zamilkła na chwilę, ale zaraz wyprostowała się, mówiąc:
– Jeśli rozwiążesz mi ręce, rozpalę w palenisku. Trochę się tutaj nagrzeje.
– Sam to zrobię. Na moment przynajmniej zapomnę o tych wszystkich kłopotach z tobą.
Uwolnił jednak skrępowane ręce dziewczyny. Chociaż jego palce były lodowate, ich dotyk tak poruszył Tovę, że ledwie zmusiła się, by stać spokojnie. Ostrożnie rozprostowała i pomasowała dłonie.
Ravn zajął się ogniem, Tova tymczasem zapaliła znaleziony kaganek. W jego świetle uporządkowała trochę chatę i dokładniej przyjrzała się jej wnętrzu.
Była tu tylko jedna niewielka izba. Dwa krótkie, ale szerokie, przytwierdzone do ściany łóżka zajmowały większą część pomieszczenia, w rogu znajdowało się wielkie palenisko.
Dwa łóżka świadczyły o tym, że kiedyś mieszkała tu liczna rodzina. Dreszcze przebiegły Tovie po plecach na myśl, że wszystkich zabrała „czarna śmierć”.
Nadal jednak ktoś tu bywał i chyba gościł całkiem niedawno, sądząc po owczych skórach rozłożonych na posłaniach i zasuszonym bukieciku dzwoneczków w wazoniku. Ten dowód wrażliwości któregoś z ludzi Grjota bardzo wzruszył dziewczynę.
Ciepło z paleniska powoli rozchodziło się po izbie.
– Nie zdejmiesz z siebie tej mokrej peleryny? – zapytała Ravna.
– Moja sprawa.
– Zdejmuj! – wrzasnęła Tova, dając upust złości, jaka nagromadziła się w niej pod wpływem przeżyć kończącego się dnia.
Odwrócił się poirytowany, ale, o dziwo, posłuchał jej bez sprzeciwu.
Szybkim ruchem zsunął z pleców mokrą pelerynę i cisnął w dziewczynę, która skuliła się pod jej ciężarem.
Bez komentarza zawiesiła okrycie na sznurze w pobliżu paleniska.
– Jeśli skończyłeś już kręcić się w kółko, to zdejmij też buty!
– Co to za komenderowanie? – zaprotestował ostro. – Sądzisz, że nie wiem, co mam robić?
– Trzęsiesz się cały i pewnie palce całkiem ci zgrabiały.
– Muszę się jeszcze trochę pokręcić w kółko, jak to określiłaś. Przyniosę więcej drewna i…
– W takim razie zrób to czym prędzej! Potem ja wyjdę, żebyś mógł zdjąć ubranie. Położysz je z boku, a ja powieszę nad ogniem. Zagotuję wody i kiedy już będziesz w łóżku, dam ci pić.
– Nie! – zawołał wzburzony. – Umyśliłaś sobie, że uciekniesz, kiedy ja będę leżał nagi w łóżku i nie będę mógł ruszyć w pogoń, co?
Spojrzała zdumiona, bo taka myśl nawet nie postała jej w głowie.
– Naprawdę sądzisz, że odważyłabym się w środku nocy ruszyć na nieznane trakty? To znaczy, że nie masz pojęcia, jak bardzo boję się ciemności.
Patrzył na nią badawczo przez dłuższą chwilę, wreszcie westchnął ciężko i ruszył w stronę drzwi.
– Ravn – odezwała się cicho dziewczyna.
Zatrzymał się zaskoczony i dopiero po chwili pojął przyczynę swej reakcji. Jak miękko zabrzmiało jego imię w jej ustach!
Ale przecież zawsze taką dumą napawało go twarde imię, odpowiednie dla bezwzględnego wojownika! Ona tymczasem zniszczyła także i to.
– Czego? – warknął.
– Mam nadzieję, że nie zamierzasz zniknąć, kiedy będę spała?
Popatrzył na nią, nic nie pojmując.
– Proszę cię, Ravn… Nie odchodź! Nie zostawiaj mnie tu samej!
Długo stał jak oniemiały. Jakaś struna drgnęła w jego sercu, przyprawiając go wręcz o ból.
– Chyba naprawdę bardzo się boisz ciemności – mruknął wreszcie pod nosem i głośno zamknął za sobą drzwi.
Tova usłyszała, ze mocuje coś na dachu, i domyśliła się, że pewnie znak dla ludzi Grjota, których oczekiwał.
Zawiesiła nad paleniskiem kociołek z wodą, a tymczasem Ravn wrócił z naręczem drew i rzucił od progu:
– Wychodź, żebyś mi tu nie łaziła, kiedy będę się rozbierać!