Выбрать главу

Tova wyszła. Od strony ośnieżonych szczytów zerwał się lodowaty wiatr i rozwiewał starą słomę przy oborze.

Kiedyś to miejsce tętniło życiem i rozbrzmiewało śmiechem. Teraz zniknęli wszyscy, dorośli, dzieci i starcy. Zabrała ich „czarna śmierć”.

Tova nie potrafiła sobie wyobrazić czasów wielkiej zarazy. Wiedziała tylko, że umarło wtedy tak wielu ludzi, że ci, których choroba nie dotknęła, zobojętnieli na śmierć innych.

Powróciła myślami do teraźniejszości, do Ravna.

Czy możliwe, by jakiś człowiek był na wskroś przesiąknięty złem?

Nie! Wierzyła gorąco, że gdzieś w głębi duszy w każdym tkwi choć odrobina dobra. Zdała sobie sprawę, że nie okazała Ravnowi zbyt wiele wyrozumiałości. Nie pojmowała jednak, dlaczego wzbudza w niej taką złość. To przecież całkiem do niej niepodobne! Zachowywał się jednak naprawdę okropnie!

Powinnam zmienić taktykę i odnosić się do niego nieco przyjaźniej, pomyślała, choć najchętniej uderzyłaby wojownika po jego wstrętnej, choć niewątpliwie urodziwej twarzy.

ROZDZIAŁ III

Tova ułamała kilka gałązek jałowca i wolnym krokiem wróciła do chaty. W izbie dymił kaganek, ale pachniało miło człowiekiem i ciepłem. Ravn, tak jak go prosiła, zawiesił nad paleniskiem mokre ubranie. Odziany w wilgotny habit wstał od stołu i starannie zamknął za Tovą drzwi. Klucz ukrył pod siennikiem.

– To zbyteczne – odezwała się, posyłając mu nieśmiały uśmiech, który, jak się spodziewała, nie został odwzajemniony.

Wlała zagotowaną wodę do kubków.

– Trudno tym nasycić żołądek, ale przynajmniej trochę się rozgrzejemy – powiedziała z udawaną wesołością

– Mam chleb – odparł na to Ravn i dodał tonem usprawiedliwienia: – Tylko zmoczył się trochę w czasie kąpieli w potoku!

– Nie szkodzi, woda w górskich potokach jest czysta! Teraz najlepiej będzie, jeśli się położysz, ja dorzucę do ognia. Nie możesz siedzieć w mokrym ubraniu. Dam ci jedzenie do łóżka.

Zdziwiła się niepomiernie tym, że jej posłuchał. Położyła kilka gałązek jałowca na podłogę, żeby odstraszyć myszy, a pozostałe wrzuciła do wody w kociołku.

Potem zaniosła Ravnowi do łóżka kubek z wodą i wilgotny chleb, a sama usiadła przy stole. Ale nie miała apetytu, z trudem przełykała jedzenie, mimo że po tak wyczerpującej wędrówce powinien doskwierać jej głód. Z przerażeniem myślała o tym, co się stało, dręczył ją też niepokój o to, co przyniesie kolejny dzień.

Kącikiem oka dostrzegła, że Ravn przez cały czas się w nią wpatruje, a z wyrazu jego twarzy odczytała, że zmaga się z głębokimi rozterkami. Trochę ją jednak rozśmieszało, że gdy kierowała na niego wzrok, odwracał się pośpiesznie.

W kociołku zawrzała kolejna porcja wody. Dziewczyna zanurzyła w pachnącym jałowcem wrzątku stary kawałek płótna znaleziony w izbie, potem wykręciła go mocno i podeszła do Ravna.

– Połóż się! – nakazała. – I odsuń baranią skórę.

– Co robisz? – zaprotestował, ale zdecydowane spojrzenie Tovy sprawiło, że zrobił, jak kazała, choć przez zaciśnięte zęby ciskał przekleństwa.

Tova z lekkim ociąganiem położyła parującą szmatę na jego piersi. Pierwszy raz widziała nagi tors mężczyzny i zaskoczyło ją, że może być owłosiony. Pokonawszy w sobie odruch niechęci, uznała, że czarne włosy na piersi dodają Ravnowi męskości.

– Au! Chcesz mnie poparzyć? – wrzasnął.

– Tak trzeba – usprawiedliwiła się.

Ravn nie spuszczał wzroku z siedzącej na brzegu posłania dziewczyny. Nie pojął zakłopotania, jakie ujrzał w jej oczach, nie zrozumiał, dlaczego odwraca spojrzenie od jego silnych, umięśnionych barków. Czyżby coś było nie tak?

Naprawdę ładna jest ta córka rycerza. Nigdy dotąd nie spotkał istoty tak czystej i subtelnej. Miała delikatne rysy twarzy, nie tak jak inne kobiety. Za każdym razem, gdy swymi drobnymi dłońmi dotykała jego ciała, czuł przyjemne mrowienie.

Co za dziwna istota!

W nagłym przypływie rozdrażnienia odtrącił jej rękę. Denerwowała go, właściwie wszystko w niej go denerwowało, choć nie potrafiłby określić dlaczego. Tak jakby stanowiła dla niego jakieś zagrożenie. Bzdura! zganił się w myślach. Jak takie nic może zagrażać najlepszemu wojownikowi Grjota!

Tova, zmęczona jego czujnym wzrokiem, wstała i jeszcze raz zamoczyła płócienną szmatę w gorącej wodzie.

– Powiedziałeś, że wywodzisz się z królewskiego rodu? – spytała. – Kim jesteś, skoro nie potomkiem wikingów?

– Moimi przodkami byli władcy Szkocji – odrzekł z dumą, bo lubił się tym chwalić, aczkolwiek nie miał ku temu wielu okazji. – Wywodzę się w prostej linii od księżniczki Katanii, córki króla szkockiego. Au! Parzy! Specjalnie namoczyłaś szmatę w tak gorącej wodzie, by mi zadawać ból?

– To już ostatni raz – odpowiedziała lekko drżącym głosem, starając się oprzeć mimowolnej fascynacji. Przywołała całą siłę woli, by oderwać wzrok od jego umięśnionej klatki piersiowej.

– Czy nie tęsknisz za Szkocją?

– Nie, przecież nigdy tam nie byłem. – Zamilkł na moment i zapatrzył się w powałę. – Ale wiele razy marzyłem o tym, by zobaczyć swoją ojczyznę. Tak, uważam się za pół Szkota, choć mam w swoich żyłach mieszaną krew.

Jak dobrze z kimś porozmawiać, właściwie nie zdarzyło mu się to dotąd. Na dodatek z kimś mądrym, kto go nie wyśmiewał…

Do czarta! Przecież to ta przeklęta córka rycerza!

Ona jednak odezwała się w tej samej chwili:

– Ale z wyglądu za bardzo nie przypominasz Norwegów. No! Na razie starczy tych okładów. Chciałabym się już położyć, więc gdybyś mógł się odwrócić…

Ravn, który w jednej chwili pożałował swej słabości, wysyczał ze złością:

– Wskakuj do łóżka! Nawet na ciebie nie spojrzę, chyba nie myślisz, że mnie interesujesz?

Jego twarz znów przybrała nieprzenikniony wyraz. Tovie zrobiło się przykro, że swymi słowami zniszczyła tę delikatną nić porozumienia, jaka się między nimi zawiązała. Omal się nie rozpłakała z żalu.

Popatrzyła na odwróconego do niej plecami mężczyznę. Drżał z zimna, jakby nigdy nie miał się wyrwać z okowów chłodu. Spontanicznie położyła mu dłonie na barkach i zdecydowanymi ruchami zaczęła je masować.

– Zaraz cię rozgrzeję – powiedziała z zapałem. – Moja mama też zawsze…

Ravn zesztywniał ze zdumienia i w pierwszej chwili nie zaprotestował. Szybko jednak ochłonął. Poderwawszy się gwałtownie, ryknął:

– Co ci się roi w głowie?

Tova cofnęła się przerażona.

– Moja mama uważa, że to pomaga. A ona często marznie.

– Nie jestem twoją matką! – warknął, a w oczach zapaliły mu się wściekłe błyski. – Idź się położyć, ty czarownico!

Odwrócił się na powrót do ściany i naciągnął owczą skórę po same uszy.

Drżącymi dłońmi Tova zdjęła odświętną suknię z pięknego lnu, ufarbowanego naturalnymi barwnikami, i starannie położyła ją na krześle. Poczuła, jak ściska ją w gardle, i uparcie wmawiała sobie, że to z powodu zniszczonej sukienki, której dół, ozdobiony pięknymi haftami, nosił ślady błota, a przy dekolcie pozostały trwałe ślady szarpaniny z Ravnem. Czy uda jej się ją odświeżyć i naprawić?

Została tylko w bieliźnie, dziękując w duchu opatrzności, że Ravnowi przykazano surowo, iż nie wolno mu jej tknąć. Na szczęście nie wykazywał na to nawet najmniejszej ochoty.

Uspokojona, zgasiła kaganek i wsunęła się do łóżka między skóry, które wyglądały na nowe. Odetchnęła z ulgą, bo obrzydzeniem napawała ją myśl, że mogłaby się nabawić jakiegoś robactwa.

W ciszy tym donośniej zabrzmiał śmiech Ravna.