Ruszyłem w jej stronę, ale zatrzymałem się dwa kroki od niej.
– Co się stało?
– Musimy porozmawiać.
Przechyliła głowę.
– O czym?
– Na początek o Andersonie.
Kiwnęła głową, jakby się tego spodziewała.
– Powiedział ci, że spędziliśmy trochę czasu razem.
– Tak – odparłem. Postanowiłem nie wspominać o fotografii.
– I jak mam nadzieję, dodał, że między nami nic nie było.
Bo nie było. No wiesz, chodzi o…
– Ale czułaś coś do niego. Zresztą może wciąż czujesz. Nie wiem.
– Nie, nie czuję. To nie to, co myślisz. Lubię go, ale nie kocham.
Wzruszyłem ramionami, nie przekonany.
– W porządku – powiedziałem.
– Czy możemy usiąść? Proszę.
Zająłem jeden z foteli stojących przy łóżku Tess, a Julia drugi.
– Wiesz, jakie miałam ciężkie życie z Winem – zaczęła. – Chyba wierzysz w to, co ci mówiłam? Przez co musiałam przejść?
– Owszem, wierzę. – I naprawdę wierzyłem, ale zacząłem się zastanawiać nad tym, co powiedziała Caroline Hallissey – że Julia potrafi grać na emocjach.
– Spotkałam Northa podczas zbiórki pieniędzy na Pine Street Inn w Bostonie – podjęła Julia. – Pomyślałam, że może mi pomóc przy projekcie, który zamierzałam uruchomić. Chodziło mi o dotarcie do dzieciaków biorących narkotyki. Jest ich tu więcej, niż się wydaje, i myślałam, że North ze swoim doświadczeniem z Baltimore będzie znacznie mniej naiwnie podchodził do tych spraw niż jego poprzednik.
Zauważyłem, że gdy Julia wypowiada imię Andersona, denerwuje mnie to prawie tak samo jak wtedy, gdy nazywa Darwina swoim mężem.
– No, naiwny to on nie jest. Miał okazję poznać te sprawy aż za dobrze. – Dałem jej do zrozumienia, że ma mówić dalej.
– Zaczęliśmy się spotykać, żeby pomówić o walce z narkotykami, i polubiłam go. Ale w żadnej mierze nie był to związek, jaki łączy nas. – Nachyliła się do mnie. – Musisz mi uwierzyć. North dał mi poczucie bezpieczeństwa i podziwiałam go, ale nie kochałam.
Co znaczyło, że mnie kocha. Powiedziała to głośno i wyraźnie. Nie powiem, spodobało mi się to, co usłyszałem.
– Widziałem zdjęcie, na którym byliście razem na plaży.
– Na plaży?
– Obejmowaliście się. Całowaliście. – Skuliłem się, słysząc swój głos – głos zazdrosnego nastolatka robiącego wymówki swojej dziewczynie za to, że poszła z innym na spacer do parku.
Popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.
– Win ci je pokazał, tak? – zapytała.
Nie odpowiedziałem. Chciałem usłyszeć, jak sama wytłumaczy się z tej fotografii, bez żadnych moich podpowiedzi.
– Nie mogę uwierzyć, że to zrobił. Jest naprawdę zboczony.
– Wytłumacz mi to, proszę.
– Zrobił je jeden z ochroniarzy Darwina. Win kazał mu mnie śledzić. Potem je wykorzystał, żeby mnie zmusić do aborcji.
– Co takiego?
– Powiedział, że jeśli nie przerwę ciąży, roześle je do prasy i dziennikarze będą mieli używanie. Przestraszyłam się. Oczywiście nie chciałam się znaleźć w kłopotliwej sytuacji, ale martwiłam się także o Northa. Mógł stracić pracę, mogła go rzucić żona, lub jedno i drugie. Umówiłam się więc na wizytę w ośrodku planowania rodziny.
Poczułem ulgę, że opowieść Julii brzmi przynajmniej trochę wiarygodnie.
– Darwin nie zażądał rozwodu, gdy się dowiedział, że umawiasz się z Northern?
– Nie. Myślę, że w gruncie rzeczy ucieszył się, że ma na mnie haka. Dało mu to nade mną jeszcze większą władzę. On rozkoszuje się tym uczuciem.
– Ale nigdy nie wysłał tego zdjęcia do prasy?
– Mogłam się domyślić, że blefował. Gdyby moja niewierność wyszła na jaw, byłby to ciężki cios dla ego mojego męża. W każdym razie przeważyłby nad satysfakcją z zemsty. – Jej oczy wypełniły się łzami. – Postanowił zaczekać, by się na mnie odegrać. Nie wiedziałam tylko, że zrobi to, uderzając w Brooke i Tess.
Nie chciałem teraz naciskać na Julię, bo była bliska płaczu, ale musiałem ją zapytać o list, który Claire dała mnie i Andersonowi.
– Jest coś jeszcze – powiedziałem.
Otarła oczy.
– Co? Powiem ci wszystko, co chcesz.
Zaniepokoił mnie ten zwrot. Czyżby Julia mówiła mi to, co chciałem usłyszeć?
– Pojawił się pewien list, który napisałaś.
– Pojawił się?
– Zdaje się, że policja znalazła go podczas przeszukania domu – skłamałem.
– Akurat.
Źle się czułem, okłamując ją, a poza tym pomyślałem sobie, że może warto by było nieco zaognić stosunki między nią a Claire.
– Tak naprawdę dała go nam Claire. Znalazła go w twojej szafie.
– List, który ja napisałam – powiedziała bez cienia złości. – Tak.
– Co w nim było?
W komendzie policji stanowej zrobiłem jego ksero. Sięgnąłem do tylnej kieszeni spodni i wyciągnąłem kopię. Rozłożyłem ją i podałem Julii.
Patrzyła na nią przez kilka sekund z twarzą bez wyrazu.
– Co chcesz wiedzieć? – zapytała w końcu. W jej głosie nie było słychać lęku.
– Nie ulega wątpliwości, że to list do osoby, z którą jesteś blisko związana.
– Zgadza się – stwierdziła rzeczowo. – Jestem.
Jestem. To, że użyła czasu teraźniejszego, odebrałem jak policzek. Nadzieja, że wszystko zostanie wyjaśnione, ulotniła się bez śladu. Znów poczułem ból w plecach.
– Kto to… – Przerwałem sam sobie. – Kim on jest?
– To ona – odparła z naciskiem Julia.
Minęła dobra chwila, nim do mnie dotarło, że się nie przesłyszałem.
– Spotykasz się… z kobietą?
– Szokuje cię to?
– No cóż, owszem. Nie dlatego, że to kobieta – tym razem skłamałem – ale że jest ktoś inny w twoim życiu. I nie wygląda na to, żeby to była przypadkowa lub nic nie znacząca znajomość.
– Bo nie jest. Ta kobieta podtrzymuje mnie na duchu. Tak, jak piszę w liście: odkąd ją poznałam.
– Kiedy to się zaczęło?
– Sześć lub siedem miesięcy temu.
– I wciąż trwa?
– Tak.
– Dlaczego mi o niej nie powiedziałaś? Gdzie ona mieszka? Na wyspie?
– Na Manhattanie. Latem bywam u niej raz w tygodniu, jeśli tylko mogę. – Julia uśmiechnęła się. – Jeśli nie mogę, rozmawiamy przez telefon, czasem nawet przez pięćdziesiąt minut.
– Pięćdziesiąt…? – Urwałem.
Julia pokręciła głową i spojrzała na mnie jak na głupka.
– To moja terapeutka – powiedziała. – Marion Eisenstadt. Ten list był do niej. Nigdy go jednak nie wysłałam, bo pomyślałam, że jest… niestosowny i trochę makabryczny.
Tą puentą zbiła mnie z tropu.
– Napisałaś go do swojej terapeutki? – zapytałem sceptycznie.
– Mogę ci dać jej numer telefonu, jeśli chcesz. Już wcześniej pisałam do niej listy.
Czy to prawda? – zastanowiłem się. Czy Julia po prostu szukała pomocy u różnych osób, w tym także u Northa i swojej psychoterapeutki? Czy to możliwe, że dla mnie przeznaczyła inną, bardziej znaczącą rolę w swoim życiu, taką, jaką ja przeznaczyłem dla niej? Bardzo chciałem, żeby to była prawda.
– Nie potrzebuję jej numeru – odparłem.
Julia przeczytała list i spojrzała na mnie.
– Tego dnia byłam bardzo przygnębiona – wyznała.
Ta uwaga pozwoliła mi zręcznie przejść do drugiej sprawy, która mnie martwiła.
– Ostatnia linijka sugeruje, że myślałaś o śmierci – zauważyłem.
– W ten elegancki sposób pytasz mnie, czy nie myślałam, żeby zabić swoje córki?
– Proszę, zrozum. Muszę cię o to zapytać…
– Czułam się tak, jakby moje życie było skończone. Jakbym się sprzedała Darwinowi. Jesteś zadowolony z takiej odpowiedzi? Myślałam, że gorzej już być nie może, dopóki… – Walczyła, żeby się nie rozpłakać. – Dopóki nie straciłam Brooke – wykrztusiła.
– Możemy porozmawiać o tym później.
Odchrząknęła.
– Może się o to prosiłam. Może Bóg chciał mi dać nauczkę. Wystarczyło odejść. Ale byłam słaba. Żałosna. Zależało mi na tym cholernym domu, dziełach sztuki i tych wszystkich bzdurach.
– Ale dowiedziałaś się, co naprawdę liczy się w życiu. Osiągnęłaś o wiele więcej niż większość ludzi. – Nie mogłem wyjść z podziwu, że tak szybko znów zacząłem się o nią troszczyć.